Ma ona cztery stopnie.
Na początku trzeba zrozumieć, że jest to metoda stwarzania
sytuacji poprzez napięcie. Po osiągnięciu kulminacji w napięciu, pozostaje ci
jedyna możliwość – odprężenie. I wtedy przychodzą chwile bez umysłu – medytacja.
Najpierw masz znaleźć się u szczytu napięcia, wtedy
odprężenie przyjdzie naturalnie, automatycznie, spontanicznie – powstanie
cisza.
Pierwsze trzy części tej techniki wykonuje się, aby
doprowadzić napięcie wszystkich warstw istnienia do szczytu. Każda taka część
trwa 10 minut.
Możesz stać lub siedzieć. Lepiej stać. Oczy powinny być
zamknięte, a żołądek pusty. Zaczynamy od ciała fizycznego – życiowego. Ono żywi
się oddychaniem. Jeśli zmienisz zwykły sposób pobierania tlenu, to ciało też
się zmieni. Głębokie, szybkie oddychanie przez 10 minut – oczyści całą chemię
ciała życiowego.
Oddychanie musi być głębokie i szybkie. Jak najgłębsze i jak
najszybsze. Jeśli sprawi ci to trudność, skup się na tym, aby było ono szybkie.
Takie oddychanie
jest uderzaniem w ciało życiowe. To, co śpi, zacznie się budzić.
Zbiornik twoich energii otworzy się. Budzi się kundalini.
Puściłeś strumień prądu w całym układzie nerwowym.
Ten pierwszy krok – oddychanie, musisz zrobić tak
energicznie, jak to tylko możliwe.
Całe twoje istnienie powinno się znaleźć w oddychaniu.
Jesteś anarchią –
wdech, wydech. Gdy znajdziesz się w tym totalnie, już myśli zanikają, ponieważ
zaczyna brakować energii, która je żywi.
Kończy się pierwsze 10 minut. Energia zaczyna w tobie
krążyć. Teraz nadchodzi drugi krok: to czas dla ciała. Teraz dajesz swobodę
ciału. Gdy ta energia jest w tobie, z ciałem może się zdarzyć wiele rzeczy. Ono
ma robić, co mu się żywnie podoba. W takim stanie ciało wymyka się więzom
narzuconym przez społeczność. Poczujesz, że nic cię nie ogranicza.
Drugi krok, to stan pozytywnego współdziałania –
współpracujesz ze swoim ciałem. Mowa ciała to język symboliczny, który zwykle
zatracamy. Stłumiliśmy mądrość naszego ciała.
Jeśli zachce
ci się tańczyć – tańcz. Jeśli chcesz płakać – płacz. Jeśli masz ochotę rozebrać
się do naga i skakać – zrób to. Czekaj na impuls i rób to.
Cokolwiek nastąpi w tej dziesięciominutowej części, rób to
na maksimum możliwości. Ten impuls ciała, może być bardzo delikatny, tylko
lekkie kuszenie, nie tłum go! Współpracuj z energią totalnie, silnie, głośno.
Krzycz, jeśli masz chęć. Zapomnij o sąsiadach. Płacz, jeśli masz chęć, tak
prawdziwie, jak dziecko: buuuuuuuuuuuu!
Tworzysz napięcie, a ono jest tylko w skrajnych przypadkach.
Jeśli nie dasz z siebie wszystkiego, na pół gwizdka pojedziesz – będzie to
nieskuteczne.
W tym drugim
kroku stań się ciałem, złącz się z nim w totalną jedność.
W pierwszej części stałeś się Oddechem. W drugiej stań się
Ciałem.
Wtedy….coś w tobie pęknie. Zaczniesz widzieć ciało jako
oddzielną część siebie – będziesz tylko świadkiem. Zobaczysz swoje ciało jako
oddzielną istotę. Dla niektórych to olśnienie jest! Olśnienie i szok.
I nic nie musisz, zamiast tego tylko pozwól robić ciału, co
ono chce. To wystarczy. To dzieje się samo. Zobaczysz swoje ciało inaczej. To
bardzo ciekawy eksperyment. Bezpieczny całkiem.
To drugi krok tej techniki. Osiągniesz go wtedy, gdy
poprzedni wykonałeś totalnie. To tak, jak z biegami w samochodzie: na drugi
bieg możesz wrzucić, gdy na pierwszym się rozpędziłeś dostatecznie. Rozpędź się
dostatecznie! Wtedy wszystko dzieje się samo.
Gdy pierwszy raz
wykonasz tę medytację, będzie to trudne, ponieważ tak bardzo stłumiliśmy nasze
ciała, że te stłumienia traktujemy teraz jako wzorzec. Tak nie jest! Popatrz na
dziecko: -ono bawi się całym ciałem. Jeżeli płacze – robi to całym sobą! Chyba,
że powiedziałeś mu: - nie płacz! Podałeś błędny kod. Twoja mamusia tobie ten
kod zadała, teraz ty to robisz swemu dziecku. Ono wtedy kwili, tłumi, nie jest
już sobą. Ale w tym momencie jest nieszczęśliwe i jest gotowe zabić. A dziecko
nawet w złości jest piękne, zaangażowane totalnie.
A dorosły człowiek w złości jest brzydki i to bardzo. Bo nie
jest totalny.
Całkowite
zaangażowanie każdego rodzaju jest piękne!
Tu chwila ciszy znowu…
Bo przeszłość umarła.
Drugi krok jest trudny dlatego, że bardzo stłumiłeś ciało.
Stań się dzieckiem.
Odrzucisz wtedy nagromadzone stłumienia. To jest katharsis. Człowiek, który przeszedł ten
proces, wychodzi poza szaleństwo.
Ten drugi krok ma znaczenie psychoterapeutyczne. Wejść w
medytację można tylko po przejściu katharsis. Wyrzucić z siebie wszystko, co
bezsensowne. Wszystko to, co nasza cywilizacja w nas wrzuciła swoją tresurą.
Wszystko to, co nas ogranicza. Te
stłumienia przynoszą nam tylko cierpienie.
Każdy stłumiony duch staje się zalążkiem szaleństwa. Trzeba
to wyeliminować. Kiedy człowiek staje się bardziej cywilizowany, staje się
bardziej szalony wewnątrz.
Gdy odrzucisz tresurę….niewiele zostanie - pokaże się w
tobie czyste błękitne niebo.
Wylejesz tę swoją filiżankę z wiedzą jednocześnie. Bo to nie
wiedza była, tylko informacje zapożyczone, czyli nie twoje.
Zrobisz się lekki.
Jeśli coś robisz, bądź tym działaniem, zatrać się w tym. Nie
bądź aktorem, aktor tylko gra.
Kiedy katharsis
drugiego etapu osiągnie szczyt, zacznie się trzeci dziesięciominutowy etap.
Zacznij intensywnie powtarzać suficką mantrę hu! hu! hu!.
Wbijaj ten dźwięk
do wewnątrz – hu! hu! hu! Bez przerw między dźwiękami, żywiołowo. Doprowadź wysiłek
do szczytu, gdyż tylko ze szczytu możesz spaść do głębin swojego istnienia. Im
wyższy szczyt intensywności osiągniesz, tym głębiej zapadniesz się w siebie i
tym bardziej staniesz się zdrowszy.
Prawdziwe
zdrowie umysłowe pojawia się po przekroczeniu granicy szaleństwa.
Powtarzaj hu! hu! hu! -aż całe twoje istnienie stanie się
tym dźwiękiem.
Anarchia musi eksplodować. Wyrzuć z siebie szaleństwo,
poczujesz się z tym dziwnie, ale to jest autentyczne – taki jesteś. To
szaleństwo gromadziło się w tobie od wielu żywotów. Wyraź je.
Wyczerp się
całkowicie i wtedy nastąpi czwarty etap – to tylko cisza i czekanie.
Pierwsze trzy części to przygotowanie – czwarta to Brama.
Dotarłeś.
Czwarta część przychodzi sama z siebie. Przychodzi jako
łaska. Napełnia cię coś duchowego.
Jeśli w trzech poprzednich etapach byłeś totalny, w czwartym
automatycznie zapadniesz w głębokie odprężenie. W pieszych trzech częściach
jesteś wykonawcą: oddychasz, poruszasz się, krzyczysz. W czwartej części nic
nie robisz – nie ma wykonawcy, a więc nie ma ciebie. Kiedy nie ma wykonawcy –
znika ego. Wykonawca to ego. Ego to nagromadzone wspomnienia z działania z
przeszłości. Ego jest pamięcią tych działań.
Nic nie musisz robić. Sytuacja została stworzona – nie ma
ciebie. Jesteś otwarty, czekający i przyjmujący. Wtedy coś się zdarza. I to
zdarzenie nastąpi.
Kiedy czwarta
część dobiegnie końca, stanie się pamięcią. Nastąpiła przerwa. Będziesz mógł ją
sobie przypomnieć. Będzie ci znacznie łatwiej ją rozpoznać, gdy zdarzy się to
następnym razem. Ta przerwa będzie ciebie wołała, raz po raz.
Pamięć rejestruje zdarzenia, a ta przerwa jest wielkim
wydarzeniem. Zapamiętane zdarzenia niosą ze sobą pewne napięcie, a przerwa jest
ciszą, jest ona pełna błogości. Pamięć zapisze tę ciszę, tę przerwę. I dlatego
będziesz mógł to powtórzyć. Jeśli zrobiłeś coś raz – potrafisz to powtórzyć.
Zacznie się nowy etap w twoim życiu. Na tym etapie nie
jesteś już na zewnątrz, ani wewnątrz – wykraczasz ponad jedno i drugie.
Doznałeś przebłysku. W buddyzmie zen nazywa się to – satori. Satori to tylko
przebłysk. Gdyż możesz z niego powrócić. Jesteś już tylko o krok od samadhi. To
kulminacja.
To jest bezwysiłkowy skok w samego siebie. Pierwsze trzy
kroki doprowadziły ciebie do miejsca, z którego możesz dokonać tego skoku,
skoku w nieznane.
Kiedy osiągniesz satori….przyjdzie do ciebie odczucie
zabawy. Życie stanie się zabawą.. Dlatego mnisi zen są szczęśliwi i nie są
poważni. Poważny jest tylko ten, kto nigdy nie poczuł cudu, tajemnicy. Taki
poważny człowiek nie może być religijny. A mnich zen może śmiać się nawet z
Buddy. I to jest piękne, tak piękne, że nic podobnego nigdzie indziej nie
osiągnięto.
Ludzie boją się
dotrzeć do tego stanu, ponieważ czują, że zakłóci on życie społeczne.
I tak się stanie, bo społeczeństwo jest stworzone przez
ludzi cierpiących na chorobę zwaną Powaga. Wszystko sklasyfikowano i otoczono
granicami: od –do. A zabawy nie można otoczyć granicami.
Nie musisz wierzyć w moje słowa, wykonaj tylko te czynności,
a sam zobaczysz, co nastąpi.
Ta technika budzi lęk. Mamy w sobie stłumienia, które są
podstawą wszystkich szaleństw i konfliktów. Boimy się, że jeżeli wyrazimy
siebie w sposób niekontrolowany, wypłynie z nas coś paskudnego. A tak właśnie
stać się musi. Bo ten lęk staje się kolejnym sposobem na utrzymanie stłumienia.
Potraktuj więc tę technikę jako eksperyment. I stosuj ją
przez piętnaście dni. Niecała godzina dziennie.
Wszystko zacznie wtedy dziać się samo.
PS. Na zdjęciach klasztory buddyjskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz