czwartek, 20 grudnia 2012

Zima w Bieszczadach


12 sierpnia
 Przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu w Bieszczadach. Boże jak tu
 pięknie!
 Drzewa wokół wyglądają tak majestatycznie. Wprost nie mogę się doczekać,
 kiedy pokryją się śniegiem.
 14 października
 Bieszczady są najpiękniejszym miejscem na ziemi! Wszystkie liście zmieniły
 kolory - tonacje pomarańczowe i czerwone.
 Pojechałem na przejażdżkę po okolicy i zobaczyłem kilka jeleni.
 Jakie wspaniałe! Jestem pewien, że to najpiękniejsze zwierzęta na ziemi.
 Tutaj jest jak w raju. Boże, jak mi się tu podoba!
 11 listopada
 Wkrótce zaczyna się sezon polowań. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś może
 chcieć zabić coś tak wspaniałego, jak jeleń!
 Mam nadzieję, że wreszcie spadnie śnieg.
 2 grudnia
 Ostatniej nocy wreszcie spadł śnieg. Obudziłem się i wszystko było
 przykryte białą kołdra. Widok jak z pocztówki bożonarodzeniowej!
 Wyszliśmy na zewnątrz, odgarnęliśmy śnieg ze schodów i odśnieżyliśmy drogę
 dojazdową. Zrobiliśmy sobie świetną bitwę śnieżną (wygrałem), a potem
 przyjechał pług śnieżny, zasypał to co odśnieżyliśmy
 i znowu musieliśmy odśnieżyć drogę dojazdową.
 Kocham Bieszczady!
 12 grudnia
 Zeszłej nocy znowu spadł śnieg. Jest pięknie!
 Pług śnieżny znowu powtórzył dowcip z drogą dojazdową. Po prostu kocham to
 miejsce.
 19 grudnia
 Kolejny śnieg spadł zeszłej nocy. Ze względu na nieprzejezdną drogę
 dojazdową nie dojechałem do pracy.
 Jestem kompletnie wykończony odśnieżaniem. Pieprzony pług śnieżny.
 22 grudnia
 Zeszłej nocy napadało jeszcze więcej tych białych gówien. Całe dłonie mam
 w pęcherzach od łopaty. Jestem przekonany, że pług śnieżny czeka tuz za
 rogiem, dopóki nie odśnieżę drogi dojazdowej. Skurwysyn!
 25 grudnia
 Wesołych Pierdolonych Świąt!
 Jeszcze więcej gównianego śniegu. Jak kiedyś wpadnie mi w ręce ten
 skurwysyn od pługu śnieżnego... przysięgam - zabiję!!  Nie rozumiem,
 dlaczego nie posypią drogi solą, żeby rozpuściła to gówno.
 27 grudnia
 Znowu to białe kurestwo spadło w nocy. Przez trzy dni nie wytknąłem nosa,
 z wyjątkiem odśnieżania drogi dojazdowej za każdym razem, kiedy przejechał
 pług.
 Nigdzie nie mogę dojechać. Samochód jest pogrzebany pod górą  białego
 gówna. Meteorolog znowu zapowiadał dwadzieścia pięć centymetrów tej nocy.
 Możecie sobie wyobrazić, ile to oznacza łopat pełnych śniegu?
 28 grudnia
 Meteorolog się mylił! Tym razem napadało osiemdziesiąt pięć centymetrów
 tego białego kurestwa. Teraz to nie odtaje nawet do lata! Pług śnieżny
 ugrzązł w zaspie a ten chuj przyszedł pożyczyć ode mnie łopatę!
 Powiedziałem mu, że sześć już połamałem kiedy odgarniałem
 to gówno z mojej drogi dojazdowej, a potem ostatnią rozpierdoliłem o jego
 zakuty łeb.
 4 stycznia
 Wreszcie wydostałem się z domu. Pojechałem do sklepu kupić coś do jedzenia
 i kiedy wracałem, pod samochód wpadł mi pierdolony jeleń i całkiem go
 rozjebał. Narobił szkód na trzy tysiące. Powinni powystrzelać te
 skurwysyńskie jelenie. Że też myśliwi nie rozwalili wszystkich w sezonie!
 3 maja
 Zawiozłem samochód do warsztatu w mieście. Nie uwierzycie, jak zardzewiał
 od tej jebanej soli, którą posypują drogi...
 18 maja
 Przeprowadziłem się z powrotem do miasta. Nie mogę sobie wyobrazić, jak
 ktoś kto ma odrobinę zdrowego rozsądku może zamieszkać na jakimś zadupiu w
 Bieszczadach???
 

5 komentarzy:

  1. Panie Zbigniewie ten wpis jest jednym z najprawdziwszych na tym blogu. W ciekawy sposób przedstawia pewną przemianę jaka zaszła w Panu pod wpływem pewnych doświadczeń. Od infantylnego zachwytu nad światem przeszedł Pan do stanu rozgoryczenia naturą świata. Wielokrotnie czytałem u Pana treści w których pobrzmiewała nuta zachwytu, euforii nad życiem, nad jego cudownością itd. Doszło jednak do tego że stanął Pan twarzą w twarz z tym "cudownym życiem" i jego prawdziwą naturą, a efekt był zaskoczeniem pewnie niemałym dla Pana. Kiedy to własnymi siłami toczył Pan walkę o udrożnienie przejazdu, dotknął Pan w tym momencie natury życia. Miarą naszego jestestwa jest to na ile potrafimy zmagać się z naturą życia, by nie dać się własnym słabościom i rozgoryczeniu. Miałem bardzo podobne doświadczenie, to ono otworzyło mi oczy na to kim jestem w oczach świata. Świat nie jest mi wrogi, ale bezwzględnie ujawnia moje słabości. Zmuszając mnie do tego by te słabości przemienić w poczucie siły. Pozdrawiam Panie Zbigniewie i gratuluję tego doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem gotowy się założyć o kasę, że kolega z komentarza powyżej robi sobie żarty z tym wpisem.

    Przecież ten tekst krąży w internecie od wielu lat, Pan Zbyszek go po prostu skopiował i wrzucił dla żartu...

    Czy profil Andrzej Raczkiewicz tego nie podłapał i pisze o "przemianie"? Eee, nie wierzę.

    Pozdrawiam obu Panów żartownisiów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się taka historia przytrafiła. Jeśli to jest dowcip Pana Zbigniewa to tylko pogarsza jego wizerunek w moich oczach i jego blogu. Publikowanie czegokolwiek pod swoim imieniem i nazwiskiem niesie pewne konsekwencje. Przecież miałem prawo do tego by nie spotkać się z tym tekstem, i Pan Zbigniew nie zaznaczył że to cytat. To moja ostatnia wizyta tu na tym blogu, choćby z racji obniżającego się systematycznie poziomu, ale to tylko moje zdanie. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Czcigodny ojcze Moderatorze i Ty panie Andrzeju . Bardzo cenię sobie wizyty tutaj , dają mi one wiele do myślenia i choć nie zgadzam się z większością tematów tu poruszanych nie mam zamiaru ani iść do łóżka z Przewielebnym Prowadzącym ani tym bardziej pozbawiać się codziennej dawki przemiłych doznań tantrycznych ?

    OdpowiedzUsuń
  4. tez historyjka z Bieszczad zimą...przy okazji pokazuje jak każdy z nas inaczej postrzega dobroć serca u innych heheehh ........
    Poszedł gość na disco. Wpada, rozgląda się - przy stoliku siedzi całkiem fajna dziewczyna.
    Pyta, czy się może przysiąść.
    - Oczywiście, ale jest taka sprawa... jestem inwalidką, na wózku. Rozumiesz...
    Chłopak patrzy - rzeczywiście. Ale nic,...mówi, że mu to nie przeszkadza.
    Tak siedzą, rozmawiają, popijają drinki w pewnym momencie gość mówi:
    - Słuchaj, może zatańczymy?
    - Jak to, przecież ja na wózku, nie mogę...
    - Nie szkodzi, jakoś to będzie
    I faktycznie, wyjechał z tym wózkiem na środek tańczą, kółka się z piskiem kręcą na parkiecie. Po tańcu zmęczeni wyszli na świeże powietrze. Tam romantycznie, księżyc, gwiazdy, gadka-szmatka, chłopak zaczyna się ostro do niej dobierać. Dziewczyna się nieco opiera:
    - Ja nie mogę, zobacz sam, paraliż, wózek...
    - Spoko spoko. Przewieszę cię przez płot, poradzimy sobie.
    I tak właśnie zrobił. Przewiesił ją przez płot, zerżnął, ubrał, posadził z powrotem na wózek i wjechali do środka.
    Tam dziewczyna w płacz. Gość zaniepokojony pyta:
    - Co jest? Co ci się dzieje?
    - Bo... to... pierwszy raz... - mówi przez łzy dziewczyna.
    - Co ty mówisz, przecież czułem, ze nie pierwszy raz!
    - Pierwszy raz ktoś mnie potem zdjął z płotu...
    dla jasności dodaję ,oczywiście nie jest to historyjka z życia Zbigniewa ani moja , przedruk ze strony z dowcipami :)

    KIN115NSO

    OdpowiedzUsuń