Przez dwa lata mały człowiek przesiadywał na ławce w parku.
Ludzie mijali go, pogrążeni we własnych myślach. Pewnego dnia ktoś zadał mu
pytanie. W następnych tygodniach coraz więcej ludzi przychodziło i stawiało
pytania. Po pewnym czasie rozeszła się wieść, że ten człowiek jest kimś
niezwykłym, kimś, kto odkrył coś, co sprawia, że życie nabiera sensu, staje się
pełnią. Ta historia wydarzyła się naprawdę, a jej bohater nazywa się Eckhrat
Tolle. Jego pierwsza książka – Potęga Teraźniejszości – uczyniła go sławnym na
całym świecie.
---Eckhart Tolle – Przebudzony, oświecony.
Przemawia prostym językiem i przekazuje
to samo, o czym mówił Osho.
A oto
dwie z opinii do tej książki: - „Jest to
książka nie tyle mówiąca o oświeceniu, co prowadząca do oświecenia. Adresowana
do tych, którzy nie tylko chcą się dowiedzieć czegoś o poszukiwaniu prawdziwego
JA, ale i pragną je odnaleźć. Można polecić ją każdemu, kto wkracza na duchową
ścieżkę i potrzebuje przewodnika”. -----o.Jan M.Bereza OSB Opactwo
Benedyktynów w Lubiniu.
-Aikido,
podobnie jak inne sztuki walki i niebezpieczne sporty, wymaga koncentracji oraz
wejścia, jak pisze autor, w „tętniącą
życiem sferę, w której nie ciąży czas, problemy, myślenie czy brzemię osobowości”.
Fascynująca i inspirująca lektura. ------Jacek Wysocki, mistrz Aikido (7 dan)
- Bądź obecny. Sobą jesteś naprawdę wtedy, gdy jesteś
uważny. Gdy w każdej chwili może się coś wydarzyć. Nie ma wtedy marzeń,
wspominków, myśli, i spodziewań oraz lęku.
Jest
tylko baczna obecność. –„Bądź jak sługa
czekający, aż wróci jego pan” – powiedział Jezus.
Służący nie wie o której godzinie pan wróci do
domu. Czuwa więc, gotowy, nieruchomy.
W innej przypowieści Jezus wspomina o pięciu głupich (
nieświadomych ) pannach,
- które mają za mało oliwy (świadomości ), żeby
podtrzymać ogień w lampach (wytrwać w stanie obecności).
- Toteż nie są gotowe
na spotkanie oblubieńca ( Teraźniejszości )
- i nie dostają się na ucztę weselną
( nie doznają oświecenia ).
Ewangelistom umknęło znaczenie tych przypowieści. Ich
tematem jest wzniesienie się ponad egotyczny umysł oraz szansa zmiany stanu
świadomości.
Ai-ki-do nie jest szutką walki, ani nawet sztuką samoobrony. W dosłownym tłumaczeniu to "droga siły życia", "droga umiłowania życia" tak przynajmniej rozumiał to Morihei Ueshiba twórca Aikido.
OdpowiedzUsuńTo co odróżnia Aikido od wszelkich innych wschodnich sposobów na utrzymanie kondycji fizycznej, to możliwość wyboru. Przy pomocy tych samych technik jesteś w stanie bezboleśnie unieszkodliwić jak również połamać rękę w trzech miejscach tak, że już zawsze delikwent będzie musiał jeść zupę drugą ręką. Wybór należy do Ciebie. W tym jest piękno nauk Morihei. Masz szansę pokochać swojego przeciwnika, ale nie jest to konieczne.
Ale jest w tych naukach również prostota :) (tu z góry chciałem podziękowac Mistrzowi za wizję) Zdarzyło się razu pewnego, że na skrzyzowaniu pod domem, w ktorym wtedy mieszkałem prawie zostałem przejechany przez samochód. Udało mi się w ostatniej chwili uskoczyć, i wiedziony wybujałym egoizmem (zamiast cieszyć się, że żyję) zacząłem wymachiwać środkowym palcem, stukając się nim dodatkowo w czoło. Na pisk opon nie trzeba było specjalnie długo czekać. Zza kierownicy wyskoczył jakiś taki napakowany osiłek i od razu zaczął mnie okładać pięściami (nie mam do niego pretensji, przecież mogłem sobie ten palec wsadzić wiecie gdzie). Ja już wtedy ćwiczyłem kilka lat Aikido, ale z bokserem bardzo cięzko jest dojść do sytuacji, w której można byłoby wykorzystać którąkolwiek z technik. Tak więc dałem się delikatnie okładać, jednocześnie przenosząc arenę naszej walki w miejsce, w którym wystarczył lekki kopniak z mojej strony, żeby gość wylądował pod nadjeżdżającym autobusem. I nie uwierzycie, ale na chwilę przed kopniakiem z mojej strony gościu zrezygnował z walki. Po prostu odwrócił się i odszedł. Wielki szacunek dla jego i mojego anioła stróża. Ta głupia sprzeczka mogła przecież zakończyć sie tragedią.
Potem wielokrotnie rozpamiętywałem to "spotkanie", planując sobie w myślach co to ja bym nie zrobił, gdyby dziś doszło do takiej konfrontacji. To był czas, kiedy jeszcze studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim. Daleko z domu nie miałem, ale lubiłem jeździć autobusem na uczelnię. Najchętniej siadywałem z przodu, za kierowcą. To miejsce przeznaczone na ogół dla inwalidów, emerytów, czy matek z dzieckiem. No ale w tłumie to już traci znaczenie.
No i co? Oczywiście siedzię na tym miejscu dla inwalidów. Wkurzony do granic możliwości zajściem z osiłkiem (tym bardziej, że to ja miałem teraz spuchniętą wargę, a nie on) wymyślam coraz to nowsze chwyty i dzwignie, które bym zastosował, gdyby tylko znowu doszło do konfrontacji. Aż tu nagle na szybie przede mną pojawia się postać Morihei i szczerze się ze mnie śmieje.
Wtedy mistrz dał mi do zrozumienia jakim jestem idiotą, i że prawdziwy mistrz Aikido nigdy nie będzie musiał walczyć. Bo nie chodzi o to, żeby być biegłym w sztukach walki, tylko o to, żeby nigdy nie musieć tych umiejętności używać. To jest prawdziwa droga siły życiowej, bądź umiłowania życia (jak kto woli).
Koniec olśnienia :)