poniedziałek, 11 marca 2013

Aikido - Droga siły życia

Nowy komentarz do posta "Pięć głupich panien" dodany przez 0silbermann0 :

Ai-ki-do nie jest sztuką walki, ani nawet sztuką samoobrony. W dosłownym tłumaczeniu to "droga siły życia", "droga umiłowania życia" tak przynajmniej rozumiał to Morihei Ueshiba twórca Aikido.

To co odróżnia Aikido od wszelkich innych wschodnich sposobów na utrzymanie kondycji fizycznej, to możliwość wyboru. Przy pomocy tych samych technik jesteś w stanie bezboleśnie unieszkodliwić jak również połamać rękę w trzech miejscach tak, że już zawsze delikwent będzie musiał jeść zupę drugą ręką. Wybór należy do Ciebie. W tym jest piękno nauk Morihei. Masz szansę pokochać swojego przeciwnika, ale nie jest to konieczne.

Ale jest w tych naukach również prostota :) (tu z góry chciałem podziękować Mistrzowi za wizję) Zdarzyło się razu pewnego, że na skrzyżowaniu pod domem, w którym wtedy mieszkałem prawie zostałem przejechany przez samochód. Udało mi się w ostatniej chwili uskoczyć, i wiedziony wybujałym egoizmem (zamiast cieszyć się, że żyję) zacząłem wymachiwać środkowym palcem, stukając się nim dodatkowo w czoło. Na pisk opon nie trzeba było specjalnie długo czekać. Zza kierownicy wyskoczył jakiś taki napakowany osiłek i od razu zaczął mnie okładać pięściami (nie mam do niego pretensji, przecież mogłem sobie ten palec wsadzić wiecie gdzie). Ja już wtedy ćwiczyłem kilka lat Aikido, ale z bokserem bardzo ciężko jest dojść do sytuacji, w której można byłoby wykorzystać którąkolwiek z technik. Tak więc dałem się delikatnie okładać, jednocześnie przenosząc arenę naszej walki w miejsce, w którym wystarczył lekki kopniak z mojej strony, żeby gość wylądował pod nadjeżdżającym autobusem. I nie uwierzycie, ale na chwilę przed kopniakiem z mojej strony gościu zrezygnował z walki. Po prostu odwrócił się i odszedł. Wielki szacunek dla jego i mojego anioła stróża. Ta głupia sprzeczka mogła przecież zakończyć się tragedią.

Potem wielokrotnie rozpamiętywałem to "spotkanie", planując sobie w myślach co to ja bym nie zrobił, gdyby dziś doszło do takiej konfrontacji. To był czas, kiedy jeszcze studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim. Daleko z domu nie miałem, ale lubiłem jeździć autobusem na uczelnię. Najchętniej siadywałem z przodu, za kierowcą. To miejsce przeznaczone na ogół dla inwalidów, emerytów, czy matek z dzieckiem. No ale w tłumie to już traci znaczenie.

No i co? Oczywiście siedzę na tym miejscu dla inwalidów. Wkurzony do granic możliwości zajściem z osiłkiem (tym bardziej, że to ja miałem teraz spuchniętą wargę, a nie on) wymyślam coraz to nowsze chwyty i dźwignie, które bym zastosował, gdyby tylko znowu doszło do konfrontacji. Aż tu nagle na szybie przede mną pojawia się postać Morihei i szczerze się ze mnie śmieje.
Wtedy mistrz dał mi do zrozumienia jakim jestem idiotą, i że prawdziwy mistrz Aikido nigdy nie będzie musiał walczyć. Bo nie chodzi o to, żeby być biegłym w sztukach walki, tylko o to, żeby nigdy nie musieć tych umiejętności używać. To jest prawdziwa droga siły życiowej, bądź umiłowania życia (jak kto woli).

Koniec olśnienia :)

1 komentarz:

  1. Oj coś sie zagalopowałeś. :) Wizja jak cyganka, nie zawsze prawdę powie :D

    OdpowiedzUsuń