Była sobie w pewnym ogrodzie aleja z topoli wysokich.
Rozbrzmiewały w alei tej co dzień licznych przechodniów
kroki.
Każdy cmokał latem czy wiosną: -aż przyjemność, jak równo
rosną!
Latem cała w zielonych liściach, w zimie była rysunkiem
tuszem.
Tą aleją na spacer iść, ach, było jakbyś w kwiatach miał
duszę;
Nawet księżyc z służbowej linii zbaczał, by przejść nią jak
inni.
Aż dzień taki przyszedł,( uwaga! bo to wielką odgrywa rolę
),
Że wpadł w tę aleję huragan i zaczął tarmosić topole.
Gałęzie giął i wykręcał, zupełnie jak ktoś bez serca.
Świat w szumie się zagubił, kurz p[odniósł się wokoło, lecz
drzewa,
Jak to się mówi, wichrowi stawiły czoło.
Jedna tylko z topoli jęczała, że ją boli.
- Po co mi walczyć? – mruczała.
Gałęzie mam kruche i liche….
Silniejszy od mego ciała stokroć razy jest wicher.
Kiedy już wybrał się tędy, padnę i spokój święty.
Inne topole jednak nie rozpaczały wcale:
- My też jesteśmy z drewna, ale walczymy dalej!
Nie tylko w ciebie wicher wieje, lecz w całą wieje aleję.
- Nie będzie wiał tak do końca świata – mówiły jej dalej w
szumie,
A jeśli padniesz, będzie szczerbata aleja. Rozumiesz?
Z dziurą po tobie będzie nieładnie…Wytrzymaj, wicher już słabnie.
Dzisiaj, jak dawniej w pewnym ogrodzie, w alei topoli
wysokich,
Znów rozbrzmiewają od rana co dzień licznych przechodniów
kroki.
Ludzie się cieszą latem i wiosną:
- Ach, jak topole te rosną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz