Ten blog jest dalej astronomiczno
– giełdowy. Jedynie zostały w nim zmienione proporcje. Giełda, pieniądze są ważne,
ale to tylko jeden z aspektów życia. Nie mam zamiaru nikogo pouczać, nie chcę prostować
niczyich ścieżek.
Piszę te posty, aby podzielić się radością, tym co widziałem. W ten sposób jakby jeszcze raz mam wakacje!
Dalej czuję się inwestorem, lecz nie jestem już przyspawany
do komputera, nie gapię się całymi dniami na wykresy. Z giełdowego tortu oddzielam
co pewien czas małe kawałki i jestem zadowolony.
Napiszę wieczorem o giełdzie,
a teraz ostatni post o marszu do Cisnej i fruuu na powietrze…….
Przed momentem, gdy robiłem zdjęcie fajnej
odległości na drodze, wyprzedził mnie samochód z tablicą Rzeszów 55. To dla
mnie pozdrowienie. A więc dobrze jest. (Komunikuję się z Siłami Wyższymi za
pomocą liczb)
Bardzo gorąco. Cisna leży w dolinie,
zasłoniętej od wiatru z północy.
Dużo sklepów, restauracje,
piwiarnie, to kurort.
Tu przyjeżdżają ludzie, którzy potrzebują
pojeść, popić, iść do dyskoteki.
Biwaki, ani wędrówki
piesze to nie ich życie.
Panowie brzuchaci
podjeżdżają samochodami pod sklepy, trzaskają drzwiami, rozglądają się, czy
wszyscy widzą.
Chodzi o to, czy panie
widzą.
A panie widzą, a jakże!
Jestem z odludzia, z buszu, więc widzę
wyraźnie, że jest wiele pań samotnych w butach na wysokiej podeszwie, chodzą
wolno i rozglądają się, wyraźnie szukając towarzystwa. Czy tylko ja to widzę?
Że w Cisnej jest zlot pań "samotnych"?
Niektórzy panowie mają
takie brzuchy, jakby byli w 11 miesiącu ciąży. Doprowadzić się do takiego
stanu?
Nie potępiaj....Może oni chorzy są po
prostu. No może rzeczywiście oni są chorzy. Tylko ciekawe na co?
Nic tu po mnie, mam łaty na kolanach i
pupie, nie mam samochodu, nie mam brzucha do kolan, nie jestem więc obiektem
zainteresowania "tych pań samotnych".
Przyszedłem do Cisnej po
nici. Czerwone nici.
Nie ma czerwonych. To kupuję, jakie są.
Autobus do Nowego Łupkowa mam za godzinę niecałą. Zjadam ciastko i idę z piwem
na ukwieconą łąkę, za kościołem. Łąka cała w margerytkach, strumień szemrze,
bardzo miło spędzam czas w swoim towarzystwie.
Odjeżdżam do Łupkowa. Autobus jedzie nie za
szybko, w nim dwóch pasażerów oprócz mnie. Patrzę na bilet z wypisaną
odległością 23 km….
Jeden starszy pan jedzie
do Woli Michowej. Zaczynamy rozmawiać. Ja to mam szczęście! Pan był robotnikiem
leśnym i opowiada: - jego rodziców wyrzucono w 1947 r. z Woli Michowej na
Pomorze.... Ojciec dostał zezwolenie na powrót w latach sześćdziesiątych, jako
specjalista. Znowu zapiszę ciekawą historię.
Mój rozmówca wysiada, gdzie miał wysiąść,
ja wysiadam dwa przystanki dalej i autobus odjeżdża do Komańczy z jednym
pasażerem.
W szczycie sezonu jeden pasażer!
Tłumy to były w tym roku w
październiku. Największy spęd był na Tarnicy oczywiście. Nie lubię tłumu, mój
Anioł o tym wie, i tak mnie prowadził, że spędziłem na Tarnicy 12 samotnych
godzin. Napiszę o tym w opisie wędrówki po połoninach.
Połoniny to obowiązek dla prawdziwego
turysty. Tak uważam. Tylko kwestia w jakiej porze roku się wybrać, i jakiej
porze dnia, żeby uniknąć tłumów. Po przejściu połonin mam swoje zdanie na ten
temat, ale to już będzie także w oddzielnym poście - połoninowym.
Na stacji w Łupkowie witają mnie znajome
czerwone sygnalizatory. Nie czuję zmęczenia, a przeszedłem dziś z pewnością
maksa, dopisałem do licznika 40.
Byłem ciekaw, czy przejdę
tysiąc km. w Bieszczadach i kiedy ewentualnie to się stanie.
Gdy to się ewentualnie stało
- przestałem liczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz