Proza życia - głód się
budzi. Schodzę coś przekąsić.
Niespiesznie idę uliczką
stoisk. Już wszystkie puste miejsca wypełnione. Te stoiska to zaczarowane
krainy. Co tu pisać, wystarczy popatrzeć.
Mijam namiot z łemkowskimi
koszulami.
Minąłem ten namiot i mnie
cofnęło! Stoję ponownie przed tym namiotem. Patrzę na czarną koszulę.....
Serce zapulsowało. A
uczucia nie kłamią. Pytam sam siebie: - podoba ci się ta koszula? Tak - pada
odpowiedź natychmiastowa.
Nie
pamiętam, ile wytargowałem, chyba 20 zł, bo zwykle to robię. Lubię się
targować. Targować się to wielka przyjemność.
230 zł i ubieram koszulę
łemkowską prosto z Ukrainy.
Czuję się w niej odświętnie –
uroczyście. Jakbym był w nowej skórze - w swojej skórze.
To bardzo elegancka
koszula. Potem doszła, także czarna koszula, z prostego lnu. Len zachowuje się
w noszeniu jak flanela – chłonie pot, świetnie się pierze i jest naturalnym,
zdrowym, niedocenianym materiałem ubraniowym.
Telefon sygnalizuje smsa - przyjechał czotowy z sotni Chrina.
Wracam na zbocze i
odszukuję czotowego.
Bardzo stary człowiek
siedzi na wózku.
Powitanie, i chwila rozmowy z Żyjącą Legendą
Sotni Chrina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz