Pośrodku
rozległej równiny rosły dwa drzewa. Jedno miało koronę w
kształcie stożka, drugie idealnej kuli. Od dziesiątków lat nikt
nie odpoczywał w ich cieniu, a w gałęziach od dawna ptaki nie wiły
gniazd.
Drzewa
stały samotnie naprzeciwko siebie, podziwiając się wzajemnie.
-
Ach, jak bardzo pragnę być taką piękną zieloną sferą; to musi
być cudownie posiadać kształt słońca i pełni księżyca, być
uwielbianym przez chmury i plejady gwiazd! - szeptało tysiącami
liści stożkowate drzewo.
Drzewo
o kulistej koronie marzyło o byciu stożkiem skierowanym w bezkres
kosmosu, ku labiryntom galaktyk i złotym deszczom komet.
Błagalne
modlitwy liści obydwu drzew nie uszły uwagi potężnego Boga, który
oryginalnie je stworzył. Zlitował się nad nimi i pewnej nocy
zamienił ich zielone korony, zabierając im również pamięć
przeszłości.
Następnego
dnia, jak przez niezliczone różańce poprzednich dni, drzewa
patrzyły na siebie z zazdrością, kontemplując kształt sąsiada.
Pierwotną formę zachowały tylko korzenie, ale te, należąc do
świata ciemności, nie były dla nikogo widoczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz