sobota, 2 maja 2015

Wieżowiec Chryslera


Śnieg padał przez cały dzień, a pod wieczór, jak po inwazji Drogi Mlecznej, Nowy Jork pokryty był ogromnym puszystym prześcieradłem.
Wydawało się, że wszyscy mieszkańcy East Village wylegli na ulice. Światła latarni, otwartych całą noc klubów, restauracji i barów, załamując się w lodowych kryształkach, malowały fasady domów jasnożółtą zorzą. Przysypane śniegiem samochody wyglądały jak tłuste polarne niedźwiedzie z zaprzęgu sań Świętego Mikołaja. Dzieci lepiły bałwany i obrzucały się śnieżkami. Dorośli, żałując, że nie są dziećmi, z trudem zwalczali pokusę, by zanurzyć się w mroźnym puchu i robić orła albo po prostu turlać się beztrosko.
        Szedł radośnie podekscytowany wzdłuż St. Mark's w kierunku przystanku metra na Astor Place. Dziewczyna, z którą od niedawna zaczął się widywać, dojeżdżała z Upper East Side i kolacja w dzielnicy artystów miała być dla niej egzotyczną przygodą.
      Na szerokich chodnikach skweru rozkładali swoje dywaniki handlarze tanich skarbów, wielokrotnie przeczytanych książek, używanych kaset wideo i wszystkiego, co do przeciętnego szczęścia nie było potrzebne. Tego wieczoru na tle dziewiczej bieli ich towary wyglądały mistycznie kolorowo.
Często tędy przechodził, więc wszystkich sprzedawców znał z widzenia. Jedynie twarz wysokiego mężczyzny, który stał trochę na uboczu, dalej od głównego deptaka, była mu zupełnie obca.
U jego stóp, na wytartym rdzawym chodniku, leżały w dwóch równych szeregach gładkie śniegowe kule.
Co za genialna idea – pomyślał. Jak handlowanie piaskiem na pustyni”.
- Po ile je sprzedajesz? - zapytał.
- Pięć dolarów sztuka – brzmiała lakoniczna odpowiedź.
- Dlaczego tak drogo? Przecież każdy może ulepić własną kulę – zdziwił się.
- Ale to są magiczne śnieżki, mają w sobie małe baterie i mogą szybować bardzo daleko....
- I najważniejsze – dodał nieznajomy – jeżeli rzucając, pomyślisz jakieś życzenie, na pewno się spełni.
- Dobrze, biorę jedną – zgodził się na cenę, rozbawiony sytuacją.

Wyszła z tunelu metra kilka minut po umówionym czasie.
- Przepraszam za spóźnienie, ale w taką pogodę....O! Jaką ładną pigułę ulepiłeś, czy mogę ją rzucić?
- To świąteczny prezent dla ciebie, nie zwykła piguła, tylko magiczna kula; jeżeli rzucając ją, pomyślisz jakieś życzenie, ono na pewno się spełni – powtórzył słowa tajemniczego sprzedawcy.
- W środku ma baterię i może lecieć bardzo daleko, nawet..... rozejrzał się dookoła – nawet do wieżowca Chryslera.

Nad morzem nocnych świateł Manhattanu sterczały w oddali strzeliste drapacze chmur. Dwa spośród nich wyróżniały się niezwykłą iluminacją – jarzący się świąteczną zielenią i szkarłatem Empire State Building i smukły, błyszczący zygzakami neonów Chrysler.
Wzięła od niego idealnie wygładzoną śnieżkę i zamykając oczy, rzuciła ją w stronę odległego budynku. O dziwo, śniegowa kula zamiast spaść kilkanaście metrów dalej, nabrała przyspieszenia i poszybowała na spotkanie ciemnogranatowego nieba.
        Stali zauroczeni, trzymając się za ręce. Ale nie był to bynajmniej koniec niespodzianek. Ich poczucie realności zostało wystawione na następną próbę. Piguła, oddalając się, potężniała. Kryształki lodu, odrywające się od jej powierzchni, zapłonęły jak ogon ogromnej komety i zawisły szerokim łukiem nad iglicą wieżowca Chryslera. W tym samym momencie, jakby na sygnał, całe niebo wybuchło fajerwerkami kosmicznych świateł.
- Jakie było twoje życzenie? - zapytał.
- Spotkać mojego anioła stróża.
W momencie kiedy to wyszeptała, kątem oka zauważył, jak duży poobijany chevrolet, który najwidoczniej wpadł w poślizg na ośnieżonej jezdni, toczy się w ich kierunku z przerażającą szybkością. Instynktownie, nadludzkim wysiłkiem odepchnął ją na bok, tuż sprzed kół rozpędzonego samochodu. Ocknęła się w karetce pogotowia. Obudziły ją głosy rozmawiających ratowników:
- Dziewczyna miała dużo szczęścia, gdyby nie ten dzielny młody człowiek, ona również by nie przeżyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz