Śnieg
padał przez cały dzień, a pod wieczór, jak po inwazji Drogi
Mlecznej, Nowy Jork pokryty był ogromnym puszystym prześcieradłem.
Wydawało
się, że wszyscy mieszkańcy East Village wylegli na ulice. Światła
latarni, otwartych całą noc klubów, restauracji i barów,
załamując się w lodowych kryształkach, malowały fasady domów
jasnożółtą zorzą. Przysypane śniegiem samochody wyglądały jak
tłuste polarne niedźwiedzie z zaprzęgu sań Świętego Mikołaja.
Dzieci lepiły bałwany i obrzucały się śnieżkami. Dorośli,
żałując, że nie są dziećmi, z trudem zwalczali pokusę, by
zanurzyć się w mroźnym puchu i robić orła albo po prostu turlać
się beztrosko.
Szedł
radośnie podekscytowany wzdłuż St. Mark's w kierunku przystanku
metra na Astor Place. Dziewczyna, z którą od niedawna zaczął się
widywać, dojeżdżała z Upper East Side i kolacja w dzielnicy
artystów miała być dla niej egzotyczną przygodą.
Na
szerokich chodnikach skweru rozkładali swoje dywaniki handlarze
tanich skarbów, wielokrotnie przeczytanych książek, używanych
kaset wideo i wszystkiego, co do przeciętnego szczęścia nie było
potrzebne. Tego wieczoru na tle dziewiczej bieli ich towary wyglądały
mistycznie kolorowo.
Często
tędy przechodził, więc wszystkich sprzedawców znał z widzenia.
Jedynie twarz wysokiego mężczyzny, który stał trochę na uboczu,
dalej od głównego deptaka, była mu zupełnie obca.
U
jego stóp, na wytartym rdzawym chodniku, leżały w dwóch równych
szeregach gładkie śniegowe kule.
„Co
za genialna idea – pomyślał. Jak handlowanie piaskiem na
pustyni”.
-
Po ile je sprzedajesz? - zapytał.
-
Pięć dolarów sztuka – brzmiała lakoniczna odpowiedź.
-
Dlaczego tak drogo? Przecież każdy może ulepić własną kulę –
zdziwił się.
-
Ale to są magiczne śnieżki, mają w sobie małe baterie i mogą
szybować bardzo daleko....
-
I najważniejsze – dodał nieznajomy – jeżeli rzucając,
pomyślisz jakieś życzenie, na pewno się spełni.
-
Dobrze, biorę jedną – zgodził się na cenę, rozbawiony
sytuacją.
Wyszła
z tunelu metra kilka minut po umówionym czasie.
-
Przepraszam za spóźnienie, ale w taką pogodę....O! Jaką ładną
pigułę ulepiłeś, czy mogę ją rzucić?
-
To świąteczny prezent dla ciebie, nie zwykła piguła, tylko
magiczna kula; jeżeli rzucając ją, pomyślisz jakieś życzenie,
ono na pewno się spełni – powtórzył słowa tajemniczego
sprzedawcy.
-
W środku ma baterię i może lecieć bardzo daleko, nawet.....
rozejrzał się dookoła – nawet do wieżowca Chryslera.
Nad
morzem nocnych świateł Manhattanu sterczały w oddali strzeliste
drapacze chmur. Dwa spośród nich wyróżniały się niezwykłą
iluminacją – jarzący się świąteczną zielenią i szkarłatem
Empire State Building i smukły, błyszczący zygzakami neonów
Chrysler.
Wzięła
od niego idealnie wygładzoną śnieżkę i zamykając oczy, rzuciła
ją w stronę odległego budynku. O dziwo, śniegowa kula zamiast
spaść kilkanaście metrów dalej, nabrała przyspieszenia i
poszybowała na spotkanie ciemnogranatowego nieba.
Stali
zauroczeni, trzymając się za ręce. Ale nie był to bynajmniej
koniec niespodzianek. Ich poczucie realności zostało wystawione na
następną próbę. Piguła, oddalając się, potężniała.
Kryształki lodu, odrywające się od jej powierzchni, zapłonęły
jak ogon ogromnej komety i zawisły szerokim łukiem nad iglicą
wieżowca Chryslera. W tym samym momencie, jakby na sygnał, całe
niebo wybuchło fajerwerkami kosmicznych świateł.
-
Jakie było twoje życzenie? - zapytał.
-
Spotkać mojego anioła stróża.
W
momencie kiedy to wyszeptała, kątem oka zauważył, jak duży
poobijany chevrolet, który najwidoczniej wpadł w poślizg na
ośnieżonej jezdni, toczy się w ich kierunku z przerażającą
szybkością. Instynktownie, nadludzkim wysiłkiem odepchnął ją na
bok, tuż sprzed kół rozpędzonego samochodu. Ocknęła się w
karetce pogotowia. Obudziły ją głosy rozmawiających ratowników:
-
Dziewczyna miała dużo szczęścia, gdyby nie ten dzielny młody
człowiek, ona również by nie przeżyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz