Któregoś
popołudnia przyjechałem do Gdańska w celach wyłącznie
spacerowo - fotograficznych. Centrum wszyscy znają, i ja także,
poszedłem więc dalej nad Motławę. Po ulicach chodziło
tego dnia zadziwiająco mało osób, a nad wodą przy ruinach byłem
już sam. Maj jest miesiącem przedsezonowym nad morzem, dlatego
plaże na Wyspie Sobieszewskiej są bezludne, natomiast w
Gdańsku tłumy turystów snują się ulicami o każdej porze roku, przeważnie to
Niemcy. Cały ten tłum kłębi się na starówce. Wystarczy
jednak odejść dosłownie dwa kroki od centrum i tłum znika. Z tego
wniosek, że zwykły turysta jest zwierzęciem stadnym.
Lubię
kontrasty: elegancki hotel sąsiaduje z wojenną ruiną spichlerza. Nowoczesna ciśnieniowa wędzarnia dymi, drewno jest wiśniowe, a jakże. Nie ma człowieków, bo jeszcze się szynki i ryby nie uwędziły. Dopiero po dobrej godzinie, gdy wracałem, pojawili się panowie kelnerzy.
Resztę
niech opowiedzą zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz