Czytelnicy
proszą o kilka słów o wyposażeniu piechura.
Tylko
zerknąłem do netu i popatrzyłem co piszą praktycy o namiotach: -
Piszą, że tanie jest wystarczająco dobre.
Poprzedni
namiot służył mi przez dwa lata, przez kilka miesięcy w każdym
roku. Owszem, dałem mu dodatkowe okrycie z płachty polipropylenowej
umocowanej osobnymi szpilkami. Takie rozwiązanie się sprawdziło.
Nawet ta szalona nawałnica, którą przeżyłem w Łupkowie w 2013
roku, nie zmieniła mego zdania. To była prawdziwa Inicjacja, po tym
hartowaniu nic mnie już nie zaskakuje.
Dawała
mi się nieco we znaki para skraplająca się na ściankach w zimne
pięciostopniowe noce. Ale tylko nieco, bo po pierwsze primo: - byłem
w namiocie dwuosobowym sam.
A
po drugie primo: - w końcu zastosowałem racjonalizację z patyka i
problem wyparował razem z wilgocią.
Namiot
uległ po dwóch latach destrukcji słonecznej – przy końcu sezonu
2014 w czasie zasuwania moskitiery rozdarła się ścianka. Poza tym
ściany były wielokrotnie klejone z powodu przegryzania przez myszy,
oraz złamała się poliwęglanowa rurka stelaża. Być może z
powodu stałego naprężenia. Płachta okrywowa również zaczęła się rozłazić na szczycie, na szczęście były to ostatnie dni biwakowania w 2014 roku.
Naprawę
widać na fotografii.
Nie
przeszkadzało mi to, bo namiot stał rozpięty długo w jednym
miejscu. Stelaż złamał się dopiero po wielkim wichrze pod
Chryszczatą, tuż przed Łemkowską Watrą 2014.
Inaczej byłoby, gdybym codziennie go rozstawiał gdzie indziej i
okręcał rurkę drutem i sznurkiem. W Wysokie Bieszczady wyrywałem
się na dwa- trzy dni, a namiot pozostawiony w Zbyszkowo-Chryszczata wiernie czekał. Wracałem do niego, jak do
prawdziwego domu.
Rozejrzałem
się więc za podobnym, tylko już z tropikiem.
Ja
kupiłam 2 osobowy namiot w Tesco za 44pln i był już ze mną w
Norwegii, na Sycylii, w Bieszczadach, nad polskim morzem, jak również
zwiedził z moimi znajomymi kawałek Rumunii i Ukrainy. Ma rok i
jeszcze się trzyma
więc za tą cenę... spoko.
A
więc fruu do Decathlonu i już jestem po zakupie.
Wybrałem zielony.
Tak
samo z butami: - są dwie szkoły: jedna jest za mocnymi, drogimi
butami na lata (to na zimę), druga, na lato, preferuje tanie obuwie,
na jeden sezon.
W
Bieszczadach noszę teraz buty za 40 – 60 zł, z mocną, twardą
podeszwą, takie ceny są w Decathlonie. Dużo chodzę w
ciężkich warunkach. Mokro, błoto, słońce i kamienie. Buty się
niszczą szybko, mają wytrzymać ok.8 tygodni, to oznacza przejście
minimum tysiąca kilometrów. Mają być wygodne i należy je po tym
czasie wyrzucić, one zresztą same wołają. Oraz wyrzucić z
powodów higienicznych. Piorę często wkładki, które mam na
zmianę.
A
więc na trzymiesięczne nogowanie zabieram dwie pary butów, druga
para powinna być na zmianę, gdy pierwsza schnie.
Koniecznie
jest kilka par skarpet. W tamtym roku miałem siedem. Gdy zrobi się
dziura w skarpecie, nie wyrzucamy, tylko zakładamy dziurą do góry,
a potem na boki. Nie jesteśmy (bowiem) na salonach, tylko w
Bieszczadach, gdzie zdarzyło mi się iść wiele kilometrów w bucie
okręconym drutem, gdy odkleiła się w nim podeszwa, a drugie buty
były w namiocie.
To
były mocne buty, dwuletnie. To do nich w 2013 roku właziła Łemkowska Księżniczka. Oto kleją się (butapren) po
wyschnięciu, wciśnięte pod kamienny blat stołu.
Po następnych
dwóch tygodniach wyglądały jak widać. Zdjęcie pożegnalne i do
śmietnika.
Siedem
par skarpet po trzech miesiącach wyparowało.
Koszula
flanelowa, najlepiej gdy jest sprana – dobrze chłonie pot. Albo
lniana. Często prać – płukać w potokach.
W
Bieszczadach są małe sklepy, gdzie można kupić podstawowe rzeczy
do jedzenia. Nie należy, tak jak zrobiłem w 2013 roku, nosić ze
sobą jedzenia na tydzień. Wystarczy na trzy dni. Chyba, że idziemy
świadomie w odludzie na dłużej. Mnie jest łatwiej, bo jestem
„bezmięsny”. Przynajmniej w czasie biwakowania. A
konserwy ważą.
Mała woda w rezerwie. Pijemy wodę z górnych
odcinków potoków, blisko źródła, albo ze źródeł.
Sprawa
prosta: gdy do szczytu jest kilometr i płynie woda, to jest
właściwie źródło.
A
napić się z prawdziwego źródła, tryskającego na samym szczycie ze środka łąki,
to wielka sprawa.
Szybko
nauczymy się znajdować źródła, także na połoninach. Nie trzeba
z wywieszonym językiem wlec się do Chatki Puchatka, ani
dźwigać wody ze sobą. Poza tym nie rozumiem, czemu ludzie muszą
co chwila popijać. Przecież nawet w wielogodzinnej wędrówce w
upale można się obyć bez picia. (Kilka godzin upału przeczekujemy
w miłym miejscu, po co akurat wtedy wchodzić na górę?) A świt
jest od czego? Albo popołudnie.
Noszę
jeden garnek stalowy, leciutki, z pokrywką. I druciany stelaż pod
garnek, w którym palę ogień. Taki druciak sprawdził się, jest wygodny i skuteczny. Garnek postawiony na nim ma optymalną wysokość ponad ogniem.
Maj,
za chwilę pokażę Czas Bursztynowy, bzy zakwitną,
zakwitnie "urzepiający" rzepak, zaśpiewają na całego słowiki.
Zbliżamy się niespiesznie do
momentu, gdy pod koniec maja wpisy na blogu ustaną do jesieni. Bo
nie należy czytelnika zanudzać.....
Sławny
kompozytor z rozdętym ego znalazł wiernego słuchacza i opowiada o
sobie. Pół godziny opowiada, godzinę opowiada, jaki jest
wspaniały, niepowtarzalny i niezastąpiony. Słuchacz onieśmielony
tym słowotokiem nie przerywa.
Wreszcie
bufon zorientował się, że nieco przegiął i pełen hipokryzji
mówi: - ależ ja pana zanudzam! Przepraszam! Porozmawiajmy teraz o
panu:
-
Jak podobał się panu mój najnowszy utwór?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz