środa, 6 maja 2015

Biwakowanie

Czytelnicy proszą o kilka słów o wyposażeniu piechura.

Tylko zerknąłem do netu i popatrzyłem co piszą praktycy o namiotach: - Piszą, że tanie jest wystarczająco dobre.
Poprzedni namiot służył mi przez dwa lata, przez kilka miesięcy w każdym roku. Owszem, dałem mu dodatkowe okrycie z płachty polipropylenowej umocowanej osobnymi szpilkami. Takie rozwiązanie się sprawdziło. Nawet ta szalona nawałnica, którą przeżyłem w Łupkowie w 2013 roku, nie zmieniła mego zdania. To była prawdziwa Inicjacja, po tym hartowaniu nic mnie już nie zaskakuje.
        Dawała mi się nieco we znaki para skraplająca się na ściankach w zimne pięciostopniowe noce. Ale tylko nieco, bo po pierwsze primo: - byłem w namiocie dwuosobowym sam.
A po drugie primo: - w końcu zastosowałem racjonalizację z patyka i problem wyparował razem z wilgocią.
       Namiot uległ po dwóch latach destrukcji słonecznej – przy końcu sezonu 2014 w czasie zasuwania moskitiery rozdarła się ścianka. Poza tym ściany były wielokrotnie klejone z powodu przegryzania przez myszy, oraz złamała się poliwęglanowa rurka stelaża. Być może z powodu stałego naprężenia. Płachta okrywowa również zaczęła się rozłazić na szczycie, na szczęście były to ostatnie dni biwakowania w 2014 roku.
Naprawę widać na fotografii.

   
Nie przeszkadzało mi to, bo namiot stał rozpięty długo w jednym miejscu. Stelaż złamał się dopiero po wielkim wichrze pod Chryszczatą, tuż przed Łemkowską Watrą 2014. Inaczej byłoby, gdybym codziennie go rozstawiał gdzie indziej i okręcał rurkę drutem i sznurkiem. W Wysokie Bieszczady wyrywałem się na dwa- trzy dni, a namiot pozostawiony w Zbyszkowo-Chryszczata wiernie czekał. Wracałem do niego, jak do prawdziwego domu.
Rozejrzałem się więc za podobnym, tylko już z tropikiem.

Ja kupiłam 2 osobowy namiot w Tesco za 44pln i był już ze mną w Norwegii, na Sycylii, w Bieszczadach, nad polskim morzem, jak również zwiedził z moimi znajomymi kawałek Rumunii i Ukrainy. Ma rok i jeszcze się trzyma więc za tą cenę... spoko.

A więc fruu do Decathlonu i już jestem po zakupie.
  



Wybrałem zielony.
Tak samo z butami: - są dwie szkoły: jedna jest za mocnymi, drogimi butami na lata (to na zimę), druga, na lato, preferuje tanie obuwie, na jeden sezon.
       W Bieszczadach noszę teraz buty za 40 – 60 zł, z mocną, twardą podeszwą, takie ceny są w Decathlonie. Dużo chodzę w ciężkich warunkach. Mokro, błoto, słońce i kamienie. Buty się niszczą szybko, mają wytrzymać ok.8 tygodni, to oznacza przejście minimum tysiąca kilometrów. Mają być wygodne i należy je po tym czasie wyrzucić, one zresztą same wołają. Oraz wyrzucić z powodów higienicznych. Piorę często wkładki, które mam na zmianę.
         A więc na trzymiesięczne nogowanie zabieram dwie pary butów, druga para powinna być na zmianę, gdy pierwsza schnie.
Koniecznie jest kilka par skarpet. W tamtym roku miałem siedem. Gdy zrobi się dziura w skarpecie, nie wyrzucamy, tylko zakładamy dziurą do góry, a potem na boki. Nie jesteśmy (bowiem) na salonach, tylko w Bieszczadach, gdzie zdarzyło mi się iść wiele kilometrów w bucie okręconym drutem, gdy odkleiła się w nim podeszwa, a drugie buty były w namiocie.
       To były mocne buty, dwuletnie. To do nich w 2013 roku właziła Łemkowska Księżniczka. Oto kleją się (butapren) po wyschnięciu, wciśnięte pod kamienny blat stołu. 
    


Po następnych dwóch tygodniach wyglądały jak widać. Zdjęcie pożegnalne i do śmietnika.
   


Siedem par skarpet po trzech miesiącach wyparowało.
Koszula flanelowa, najlepiej gdy jest sprana – dobrze chłonie pot. Albo lniana. Często prać – płukać w potokach.
      W Bieszczadach są małe sklepy, gdzie można kupić podstawowe rzeczy do jedzenia. Nie należy, tak jak zrobiłem w 2013 roku, nosić ze sobą jedzenia na tydzień. Wystarczy na trzy dni. Chyba, że idziemy świadomie w odludzie na dłużej. Mnie jest łatwiej, bo jestem „bezmięsny”. Przynajmniej w czasie biwakowania. A konserwy ważą.     
       Mała woda w rezerwie. Pijemy wodę z górnych odcinków potoków, blisko źródła, albo ze źródeł.
Sprawa prosta: gdy do szczytu jest kilometr i płynie woda, to jest właściwie źródło.
A napić się z prawdziwego źródła, tryskającego na samym szczycie ze środka łąki, to wielka sprawa.
    
Szybko nauczymy się znajdować źródła, także na połoninach. Nie trzeba z wywieszonym językiem wlec się do Chatki Puchatka, ani dźwigać wody ze sobą. Poza tym nie rozumiem, czemu ludzie muszą co chwila popijać. Przecież nawet w wielogodzinnej wędrówce w upale można się obyć bez picia. (Kilka godzin upału przeczekujemy w miłym miejscu, po co akurat wtedy wchodzić na górę?) A świt jest od czego? Albo popołudnie.
     Noszę jeden garnek stalowy, leciutki, z pokrywką. I druciany stelaż pod garnek, w którym palę ogień. Taki druciak sprawdził się, jest wygodny i skuteczny. Garnek postawiony na nim ma optymalną wysokość ponad ogniem.
    

Maj, za chwilę pokażę Czas Bursztynowy, bzy zakwitną, zakwitnie "urzepiający" rzepak, zaśpiewają na całego słowiki.
 Zbliżamy się niespiesznie do momentu, gdy pod koniec maja wpisy na blogu ustaną do jesieni. Bo nie należy czytelnika zanudzać.....

Sławny kompozytor z rozdętym ego znalazł wiernego słuchacza i opowiada o sobie. Pół godziny opowiada, godzinę opowiada, jaki jest wspaniały, niepowtarzalny i niezastąpiony. Słuchacz onieśmielony tym słowotokiem nie przerywa.
Wreszcie bufon zorientował się, że nieco przegiął i pełen hipokryzji mówi: - ależ ja pana zanudzam! Przepraszam! Porozmawiajmy teraz o panu:
- Jak podobał się panu mój najnowszy utwór?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz