Poranek.
Dziś wyjeżdżam na południe, idę na plażę, pożegnać się z
morzem. Idę podziękować Duchowi Zatoki i Duchowi Plaży
i Duchowi Wydm, za te cudne chwile majowych wschodów i zachodów,
za bursztyny, za malownicze trawy na wydmach, za ciszę i za szum
fal, za czyste bezludne plaże. Za łabędzie frunące w kluczch od
Mewiej Łachy.
Dziękuję.
Ostre
powietrze. Wieje. Wystawiam twarz na podmuchy kolegi.
Przecież
to mój kolega wieje, bo ja także jestem wichrem. I do tego
krystalicznym i błękitnym.
Tylko
szum fal i bryza.
Dziękuję
jeszcze raz.
Naraz
widzę, że na falach unosi się pomarańczowa piłeczka. Zatrzymuję
się. Po chwili u moich stóp fala wyrzuca pomarańczę.
Morze
wyrzuca różne rzeczy, ale pomarańcza podana pod nogi, gdy jestem w
tak mistycznym nastroju?
Dają?
- Bierz!
Podnoszę.
Wygląda zdrowo. Napiszę tak: - być może to sugestia, być może,
ale być może to nie sugestia. W każdym razie ta "morska" pomarańcza była
wyjątkowo słodka i soczysta. Gryzę pierwszy kawałek i odbieram
pytanie: - smakuje? Odpowiadam: - tak! To na zdrowie! - słyszę.
W
sercu robi się ciepło i nie mam wątpliwości z kim rozmawiam.
Dziękuję
– Ach!
Pożegnanie
z majowym Gdańskiem, Pomnik Wypędzonych (Po co ich ojcowie
zaczynali wojnę?) Pendolino i „będzie pan zadowolony”.
Zbyszku! Pomarańcza nad morzem? No przecież to tylko jedno może oznaczać ... Toż to istna Pomarańcza Zmian :-)
OdpowiedzUsuń