Od
połowy kwietnia nastały ciepłe dni, w kulminacji nawet plus 25
stopni Celsjusza. Noce natomiast były często przymrozkowe. Dlatego
wieczorami obowiązkowo rozpalałem kominek w bieszczadzkim domu, i
spałem na parterze. Na piętro nie miałem potrzeby wchodzić.
Owszem, byłem na piętrze jakiś czas temu, lecz wchodziłem tam w
nocy, aby robić nocne zdjęcia.
Bo wreszcie
wydało mi się, że nocnymi zdjęciami już
się nasyciłem. Ile można?
Ale tak mi się tylko wydawało.
Przyroda jest powtarzalno - niepowtarzalna.
Spadł
śnieg.
Tylko półgodzinny opad i kilka centymetrów puchu, a zrobiło
się bajkowocudnie.
Oto
zdjęcie wykonane tuż po północy. Kilka latarni Woli Michowej gaśnie o 22.00 ( Park Gwiezdnego Nieba) Czas naświetlania 30
sekund. Skąd jest tyle czarodziejskiego światła, nie potrafię
wytłumaczyć. Palił się minimalny ogień w kominku na parterze,
świece zgasiłem, a zdjęcie robione jest z kompletnie ciemnego
piętra.
Bieszczadzka
wiosna, drzewa kolorują się niespiesznie.
Wróciłem
właśnie ze słonecznego porannego spaceru, gdy w pewnym momencie dociera do mnie wyraźny sygnał od Anioła: - idź na piętro!
Nie
dziwią mnie już takie pokierowania: - spójrz
w lewo, obejrzyj się, idź w prawo, spójrz pod nogi,
gdyż zawsze za nimi kryje się coś istotnego.
A
więc wchodzę na piętro i widzę, że fruwa tu ptaszek, rudzik
dokładnie. Fruwa przy szybie, chce się wydostać, jak się tu
dostał nie ma się co zastanawiać, trzeba go wypuścić. Okna na
piętrze nie otwierają się tak łatwo, dlatego delikatnie chwytam
ptaszka i wynoszę przed dom, przemawiając czule: nie
bój się maleńki....
Telefonem uwieczniam fakt (żyłka dokumentalisty), i rozchylam dłoń.
Rudzik odfruwa,
ale tylko na dwa metry, siada na gałęzi brzozy, wesolutko przysiada
i prostuje się, trzepocze skrzydełkami, odbieram od niego radość,
i po chwili odlatuje.
A
od Anioła idzie przesyłka trzech słów: Wolność
jest ważna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz