Naraz
zamilkły ptaki i zrobiło się dziwne światło. Zrobiło się
zupełnie tak samo, jak w czasie niedawnego zaćmienia słońca: -
świat otuliła Wielka Cisza.
Znad
Kruhłycy zbliżała się nawałnica śnieżna.
Z
szaro-czarnej chmury wysuwały się wyraźne białawe gałązki
opadu. Sunęły szybko w moją stronę, czesząc góry. Już okryły
masyw Chryszczatej i zaczynały zasłaniać Maguryczne.
W tej nadciągającej śniegowej ogromnej chmurze czuło się żywioł,
potęgę przyrody. Zniknąłem pochłonięty pasją fotografowania: -
to były te rzadkie momenty z magicznym światłem.
Stałem
w stopieniu z aparatem, oczarowany chwilą.
Śnieg
padał może pół godziny. Zrobiło się biało. Białośnieżnie
nawet. Zmieniona sceneria radowała serce. Było już późne
popołudnie i w jego świetle ten nagle odmieniony świat wyglądał
mistycznie, ubrany w odcienie białej szarości. W takich chwilach
nie da się usiedzieć w domu. W takich chwilach dusza wyrywa się
gdzieś w dal, potrzebuje sycić się widokami. Więc powędrowałem
po nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz