czwartek, 9 maja 2013

Po Drugiej Stronie



1995 rok, luty. Mijał właśnie piętnasty rok, odkąd stałem się właścicielem małej fabryczki ( jak na ówczesne czasy) zatrudniającej w dobrych momentach kilkadziesiąt osób. Tworzywa sztuczne, a więc wtryskarki. Zaczynałem od ręcznych…..Potem była tylko jedna wtryskarka – automat, ona zastępowała pracę wszystkich.
Pracowałem wtedy już sam jeden, bo straciłem zamówienia – Plan Balcerowicza, czytaj plajta. Ale to nie Balcerowicz był przyczyną. Przyczyną były komunistyczne realia, i oszuści, którzy brali towar i nie płacili. Kupowało się wtedy tworzywo sztuczne najgorszego gatunku, tanie, żeby wyjść na swoje, żeby starczyło na łapówki za zamówienia i coś zostało. Dziś miejsce łapówek komunistycznych zajęły podatki. Ale to jest przejrzyste, bo wiemy, na czym się jedzie. 
       Balcerowicz terapią szokową uzdrowił rynek.
Walczyłem o utrzymanie firmy. Koszty trzeba było ciąć. Natychmiast zwolniłem załogę. Stawałem przy wtryskarce w cyklu 36 godzin. Noc, dzień i noc. Myślałem wtedy o jednym: - „Boziuniu, spowoduj, żebym tak ciężko nie pracował. Żebym tak mógł się raz porządnie wyspać!” .
      Firma była w Warszawie, ul. Kawęczyńska 41 -  robiłem ( nazywało się to robienie – „wytwarzanie”) – packi do walenia w muchy i grzebienie, a potem w trasę, żeby je sprzedać. (Packi i grzebienie sprzedać, bo przecież nie muchy)
Zwykła trasa to Poznań, Gorzów, Rzepin, Wrocław. Jeździłem ze wspólnikiem – który przeważnie pił, czyli ja byłem przeważnie za kółkiem. Zwykle trzy dni w drodze.
Znowu nadawałem w myślach to samo: - „Boziuniu, wyspać się i nie gonić tak….”.
A gdzieś czytałem - słyszałem, że:

      - Wszystko z myśli się bierze. ( Eee… tam! )
      - Pomyśl dobrze   ( Przecież dobrze myślę: - chcę się wyspać!)
No skoro tak chcesz…I Boziunia mnie wysłuchała. Stało się.
       
          WYPADEK                                                                                                                                
          Ból pierwszy dał znać o sobie. Z trudem otwieram jedno oko….. Jest dzień. Gdzie jestem? To szpital! Jestem w bandażach! Poruszam się nieznacznie.
    Ojejku ! Zajęczałem cichutko. Podeszła pielęgniarka. Powiedziała tylko, że leżę sobie właśnie elegancko po wypadku….
         Chce mi się siku, proszę pielęgniarkę o pomoc. – „Jestem panu niepotrzebna” - słyszę, - „ma pan przebity pęcherz i do środka wprowadzoną rurkę, która jest połączona z litrowym workiem przymocowanym do łóżka. Proszę śmiało sikać”.                                                                                                                               
     - „No to jestem załatwiony na cacy” - pomyślałem. Opanowuje mnie wisielczy humor. Komfort, ciekawe co mi jeszcze urwało, czy mi jajka zostały na przykład. Jednocześnie przypomniały mi się moje myśli sprzed wypadku…..
       Czytałem przecież, że wszystko z myśli się bierze. Fala gorąca uderzyła mi do głowy! Zobaczyłem wyraźnie znak równości pomiędzy: -„pragnę się wyspać – wyleżeć, nigdzie nie gonić = łóżko szpitalne, możesz spać do woli i nie wstawaj najlepiej”!
      No to mam, co chciałem!
Nie tak sobie wyobrażałem, nie tak miało być, ale w sumie, jeśli chodzi o sformułowanie myśli, dostałem, co pomyślałem!....
    Właśnie takie myśli poszły do Bozi…Masz ci los! Bozia mnie wysłuchała, teraz się dopiero wyleżę!   Nie wiedziałem, że jednocześnie taką żarliwą prośbą otworzyłem sobie  Bramę do Nieznanego - świetlistej wizji pełnej błogiego spokoju i głębokiej równowagi. Ale żeby przez nią wejść, musiałem najpierw umrzeć........ W ciągu 8 miesięcy pobytu w szpitalu, przeszedłem cztery operacje. Nie traciłem poczucia humoru. Przed kolejną operacją, czwartą, ostatnią,  przychodzi jak zwykle anestezjolog, przeprowadzić wywiad. Jak pana usypiano poprzednio? –        
          -  Gazem” - mówię.
          -  No co pan, to się inaczej nazywa, maseczka”...
          -  A na co jest pan uczulony”? 
          -  Na chamstwo”....
 Rozweselałem całe towarzystwo w sali szpitalnej, bo przecież humor to zdrowie.

W dobrym nastroju jadę do sali operacyjnej. Leżę na stole. Dostałem zastrzyk w kręgosłup. Znieczulenie od pasa w dół.
     Zaczynają mnie kroić. Nawet….miło. Jakby lekkie łaskotanie tylko, wieloosobowy zespół kręci się przy mnie. Pomału odpływam – spać mi się chce. W tej na pół jawie, na pół śnie widzę jeszcze stół do pokera, przy którym siedzą gracze i palą papierosy, a dym unosi się wolno do góry. ( Teraz wiem, że umysł puszczony samopas, bez smyczy, nie ćwiczony, musi wszystko oceniać, wartościować według tego tylko co zna, jeśli tego nie zna, przyjdzie myśl: -nie patrz na to, tego nie ma!)
A więc pomału odpływałem w niebyt, a ten dym, to było działanie narzędzia, którym mnie krojono. To ze mnie się tak dymiło. Jeszcze z „tego” świata zapamiętałem krótkie zamieszanie wokół mnie i odpłynąłem.
     Potem dowiedziałem się, że nastąpił krwotok i lekarze dali mi pełną narkozę. To był zastrzyk w lewą dłoń. Jeszcze w tydzień później dłoń była sina. Po tym zastrzyku zatrzymało się serce. Lekarze mówili, że na minutę tylko…..
       A Ja – nie ja, moja jaźń, czy  świadomość…jestem na chmurze! Nic nie ważę, jestem piórkiem – pyłkiem i frunę pod sufit sali operacyjnej, doskonale zdaję sobie sprawę, gdzie jestem. Wiem, że moje ciało jest poniżej, a „nie-ja”, ten drugi, jest pod samym sufitem, przy lampie z sali operacyjnej. Patrzę na całą imprezę z góry, widzę to ciało na dole, ale nie mam żadnych uczuć, żadnych. To ciało w dole jest mi zupełnie obojętne.

Unoszę się pod sufitem obok lampy. Ona jest antybakteryjna podobno, tak mówiono, ultrafioletem zabija zarazki, czy jakoś tak, a tu pajączek malutki przy niej wisi…I czuję - wiem, że potrafię porozumieć się z pajączkiem. Znam jego mowę, a może to on zna moją.
Wysyłam myśl: -„Hej – witaj”! I pajączek mi odpowiada: - „Helo”!
Taki mam super nastrój. Bawi mnie ta wizja i zaciekawia jednocześnie.
    Przypomina mi się uczucie fruwania, które miałem w dzieciństwie. Już byłem starszym chłopcem. Zjeżdżaliśmy na sankach w kilku, a ja lubiłem siedzieć na końcu odwrócony tyłem. Skarpa obok ruin pałacu Schustra w Warszawie. Morskie Oko 2. Gdy sanki już pędziły z góry i następował uskok jeszcze bardziej w dół – żołądek uciekał do gardła i przez moment było wrażenie frunięcia. Lubiłem to uczucie.
     Teraz mam takie uczucie, ale o wiele silniejsze i nie chwilowe.
Wysyłam do pajączka następne pytanie; -„Co ty robisz przy tej lampie zabójczej? Ona jest antybakteryjna. Przecież tu nie ma prawa nic żywego być”?
    - „Gówno prawda” – odbieram – „nie wierz w to”.
I teraz następuje od niego propozycja: -Pajączek opowie mi o tym co widział w czasie swego krótkiego życia, wisząc pod sufitem sali operacyjnej – a ja mam mu wysłać wszystko, co mam w głowie: - wszystkie moje wspomnienia, treść książek, które przeczytałem, czyli całe życie. Ta propozycja była w rzeczywistości znacznie krótsza: - „Wymieniamy się?!”.
Następuje ułamkowo sekundowa wymiana plików! Szu – Szu! I mam już w sobie tę ciekawą wiedzę pajączka….Natychmiast (wszystko dzieje się natychmiast!) znam każdy szczegół z relacji – życia pajączka, niczemu się nie dziwię, choć widzę tyle zaskakujących sytuacji.
        Coś się zaczyna dziać…Jestem w zapadającej ciemności. Nic nie widzę, ale taki spokój jest we mnie. I rosnąca ciekawość.
Coś przeleciało obok w tej ciemności. Nie obok. Wokół mnie coś przelatuje, na mnie coś rytmicznie  nasuwa się….Coś widzę…To obręcze jakby, takie wielkie pierścienie, ciemne, fioletowe, błękit paryski (znam ten kolor – to mój ulubiony – przecież malowałem kiedyś w oleju). Uczucie pędu, powiewu. Ale to nie ja pędzę przez te coraz jaśniejsze obręcze, tylko robi się coraz jaśniej i to te kolorowe obręcze w coraz krótszych odstępach fruną na mnie. Silne wrażenie pędu.
Tworzy się tunel z kolorowych obręczy, na końcu tego tunelu….światło. Jasne, pełne miłości. Żadnych wątpliwości: wiem, że to światło to jest Najwyższy. Zbliżam się do światła. Wiem, że tu jest mój Dom. Wracam z Podróży, do swego prawdziwego Domu. Tu są wszyscy moi nieżyjący bliscy: matka, ojciec, babcie, ciotki, dziadkowie. Wiem to. Płynę – unoszę się, zbliżam do światła z tęsknotą….

    

4 komentarze:

  1. Jestes wybrancem że tego doswiadczyłeś :)
    Ale teraz już dobrze jest ?Ludzie ganiaja ,ganiaja i nie maja czasu sie zastanowic ze praca jest dla człowieka a nie człowiek dla pracy .Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... zastanawiam się, CZYM mogłabym się wymienić z owym pająkiem? Odkrywasz 1 kartę - temat rzeka, odkrywasz 2...3...Nie nadążam 11:11

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedawno miałam podobne życzenie - żeby odpocząć i mówiąc Twoimi słowami miałam co chciałam, przytrafił mi się drobny wypadek w pracy złamany palec i miesiąc na L4 11:11

    OdpowiedzUsuń
  4. Pajak raczej niewiele mysli .Kieruje sie intynktem :)
    przetrwania

    OdpowiedzUsuń