czwartek, 9 maja 2013

Po drugiej stronie - 5



 Szkoła grecka. 

Codziennie przez dwa tygodnie, stałem w białej szacie przy tablicy na koronie amfiteatru, takiego typowego greckiego. Nie było nikogo, tylko mój nauczyciel i ja-uczeń. Amfiteatr miał 55 stopni. ( Jestem Zbyszek 55 z numerologii)
           Mój nauczyciel stał na środku areny na dole, na kamieniu, i mówił normalnym głosem, tak mi się zdaje, tu nie było telepatii, tylko głos. Bowiem najpierw mi wyjaśnił, że codziennie będzie inny nauczyciel, a amfiteatr jest tak zbudowany, ma takie proporcje, że osoba mówiąca z kamienia na środku areny, jest dzięki prawom akustyki dobrze słyszana w każdym miejscu, także na koronie, tam gdzie stałem.
Nauczyciele mówili do mnie, ja pisałem na tablicy. Takie tam pisałem różne…..

Minęło te 14 dni w szkole, przy tablicy. Bardzo dobrze się tam czułem…..
Odbieram wiadomość, że będę wracał. Nie chcę nigdzie wracać, mnie tu dobrze!
   Słyszę: -„To nie twój czas jeszcze, dlatego wrócisz”.
I już wiszę znowu pod sufitem sali operacyjnej, nad swoim ciałem. Nad tym ciałem na dole widzę stojących kilka osób. Jedna z tych osób ma fartuch zapięty na plecach, na karku, za pomocą wielkiej agrafki, bo w jej fartuchu brakowało jednego troczka-tasiemki do zawiązania. Widzę ten ważny szczegół patrząc z góry.
Odnotowuję silne, niemiłe odczucie wobec tego mojego – nie mojego ciała leżącego poniżej. Zapamiętałem te uczucia dokładnie: - moje ciało jest dla mnie w tym momencie:     
      -  mokrym,
      -  zimnym,
      -  zawszonym kożuchem…..Brrrrr!
Czuję, jakby mnie ktoś kopnął w tyłek i wpadam z góry do swego ciała z wielkim obrzydzeniem i wzdrygnięciem.

         Budzę się po tej ostatniej, czwartej operacji. Jestem znowu w sali szpitalnej szpitala Bielańskiego.
Jezu jak boli!!!
Zaczęło ustępować znieczulenie. Rwący ból przychodził coraz bardziej nasilającymi się falami. Takie kilkunastominutowe cykle bólu, i przerwa…..W tych przerwach zbierałem myśli.
         Pierwsza myśl: - „Co to było, ten film, czy to, gdzie byłem, to prawda, czy iluzja? A to, teraz, co to jest”?  Czuję swój język suchy jak kołek, obolałe ciało.
To musiał być sen tylko. Ale jaki realny. Ile rzeczy zobaczyłem! A może to nie sen? Może zwariowałem? Boziuniu, mogłem zwariować!
Chcę, muszę to wiedzieć, czy zwariowałem, czy nie. Ale jak odpowiedzieć na to pytanie?
 Oglądam jeszcze raz obrazy, które mam w głowie.
     Agrafka!
Agrafkę widziałem! Mogłem to zobaczyć tylko patrząc z góry.!
       Proszę pani – mówię słabo do sprzątaczki, która akurat przyszła i myje mopem posadzki.
Proszę pani, ja być może zwariowałem, - i opowiadam w kilku słowach o tym, co mnie spotkało. Proszę, by mi pomogła zrozumieć, co to było. Ta agrafka!
Sprzątaczka przejęta wyraźnie, zostawiła mopa i wyszła z sali. Przysnąłem…
Budzę się, sprzątaczka stoi przy mnie i trzyma w ręku fartuch operacyjny wyjęty z brudów. Ten fartuch ma na plecach jeden troczek, a w miejscu drugiego jest wielka agrafka….
Oddech wielkiej ulgi i spokojnie zasypiam.

Potem, gdy obrazy zobaczone „Tam” wracały do mnie wielokrotnie, dopuszczałem możliwość, że to były halucynacje po narkozie. Ale przypadków nie ma. Po jakimś czasie dostałem od kogoś książkę p.t. –„Życie po życiu”. Dowiedziałem się z niej, o bardzo podobnych przeżyciach wielu innych osób, które były w śmierci klinicznej.
Mój umysł natomiast zaakceptował „agrafkę” i 23 przestrzeliny z szynela dziadka. Dopiero dużo później zmieniły się role, umysł przestał być panem, ogon przestał merdać psem, ale to był jednak powolny proces.
I przekonałem się o zamkniętych umysłach ludzi z mojego ówczesnego otoczenia.
          Dziś wiem, że otaczały mnie wtedy same larwy niestety. Okazało się, że najlepiej będzie, gdy te swoje przeżycia zachowam dla siebie.
         Mijały lata. Coraz częściej spotykałem ludzi, których ten temat interesował. Opowiadałem więc. W końcu znudziło mnie to wielokrotne opowiadanie.
Postanowiłem najważniejsze wątki opisać, osobiste opuścić i zostawić wreszcie przeszłość za sobą, co niniejszym czynię.
    
           Najważniejsze: - Zrozumieć i zaakceptować siebie.

3 komentarze:

  1. Panie Zbyszku, przeczytałem z wielkim zainteresowaniem Pańskie przeżycia. Jestem pod wrażeniem. Czytałem podobne relacje wielokrotnie jednak ta jest wyjątkowa. pozdrawiam serdecznie, Adam

    OdpowiedzUsuń
  2. I doszliśmy do ściany ,ściana to słowa ułomny sposób przekazu informacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Życie przed życiem"

    Jest wiele przekazów tego, co ludzie widzieli w trakcie 'smierci klinicznej'. Twój Zbyszku jest przepiękny, ale znam również przekaz mojego dziadka, który też widział tunel światła, ale na końcu był mur. Próby rozdrapania go palcami skończyły sie tylko pokrawiweniem rąk i głosem 'jeszcze nie teraz'. Ostatnio Marek Dyjak opowiadał w jednym z programów telewizyjnych o swoich przeżyciach o próbie popełnienia samobójstwa przez powieszenie (nie wiem czy to weszło do emisji czy zostało wycięte, bo nie mam w domu telewizora i nie oglądam telewizji). Twierdzi, że obudził się cały oklejony jakimś śmierdzącym błotem. Było zimno, a smród był nie do zniesienia. Nie było żadnego tunelu, tylko śmierdzące, wszechogarniające błoto po horyzont. Jemu tez powiedziano, że to jeszcze nie jego czas. Wtedy przestał pić.

    Ale nie to miało być tematem mojego wpisu. Tak naprawdę, nawiązując do tematu komentarza, chciałem opisać Ci to, co sam pamiętam (albo to tylko sen, czy halucynacje) z momentu przed narodzinami. Wiem, że takie relacje są bardzo rzadkie. Pierwszy raz o tym, że można miec wspomnienia z okresu okoloporodowego dowiedziałem się od mojego kolegi, półjapończyka, ktory twierdził, że tam (w Japonii) jest to temat którym interesują sie bardzo. Inna sprawa, że większość ludzi posiada jakiekolwiek wspomnienia z okolic 3-5 roku życia. Może to jest powód, dlaktórego taka wiedza może być interesująca (pożyteczna, przydatna) dla ludzi interesujących się życiem po życiu, życiem poza ciałem i życiem przed życiem.

    Do rzeczy:
    "...pamiętam, że nie wiedziałem co to znaczy widzieć. Współodczuwałem grupę istot z którymi czyliśmy się jednością mimo tego, że każde z nas posiadało osobną jaźń. Dziś wyobrażam to sobie jak takie małe, dziecięce, pięcioramienne gwiazdki (z usmiechniętymi buźkami i oczkami) wszystkie razem wtulone w siebie. Było nam tam dobrze i to był stan, z którego nie chcieliśmy się wydobyć.

    Co jakiś czas któraś z 'gwiazdek' nas opuszczała. Aż w końcu usłyszałem głos 'teraz kolej na ciebie'. Nie chciałem się rozłączać, bo ta współprzebywalnosć była stanem, w którym najchetniej bym pozostawał cały czas. Ale ciekawość tego co będzie 'tam na dole' mnie skusiła. Dziś (kiedy już wiem co to znaczy widzieć) wyobrażam sobie ciemny otwór w podłodze do którego sam wskoczyłem by się narodzić..."

    Dodam tylko, że jestem późniakiem. Urodziłem się okolo dwóch tygodni po 'termnie'. Moja matka przetrzymała poród o dzień, bo nie chciała żebym się urodził w niedzielę ( bo 'podobno urodzeni w niedzielę to największe lenie' sic?), wody płodowe odeszły jej dwa dni wczesniej, a ja (po urodzeniu) byłem cały siny, bo miałem wokół szyi okręconą pępowinę, która utrudniala dopływ krwi do mózgu i drogi oddechowe w całości zapchane łożyskiem, czy co tam jeszcze z dzieckiem w macicy zalega. W szpitalu przezwali mnie King-kong bo miałem (jak małpka) zadarty nosek i włosy nie tylko na głowie ale też na plecach i uszach :)

    To nie jest koniec tej historii. Wszystko co napisałem wczesniej możnaby spokojnie nazwać urojeniami chorego umysłu. Jest tylko jeden problem. Co jakiś czas napotykam w życiu osoby, w stosunku do których mam uczucie jakbysmy już kiedyś ze sobą byli. Jakbyśmy już kiedyś przytulali się w tej wyposażonej w osobne jaźnie gromadzie. I sa to osoby w róznym wieku. Jedna miała 75 lat kiedy ją poznałem jako dwudziestolatek, inne są w moim wieku (38) bądź około. Ale spotkałem też pięciolatkę co do której miałem takie uczucia. I najciekawsze zostawiłem na koniec...

    Te osoby czuły to samo w stosunku do mnie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń