Posłuchaj.
Pytasz o ruch, kolor, dźwięk, pamięć, czas, życie, śmierć, wieczność, mądrość,
wolność, prawdę, Boga, największą tajemnicę, jak powstał świat i tak dalej, i
temu podobne, i wydaje ci się, że to są właściwe pytania, ale to nie są
właściwe pytania. Kiedy - dzięki twojemu wielkiemu cierpieniu - trafiliśmy na
siebie, powiedział ci ten, co go masz przed sobą, że może odpowiedzieć na
wszystkie twoje pytania, najbardziej niewiarygodne. Pewnie dlatego windujesz te
pytania, które windujesz i które wydają ci się wielkie. Ale naprawdę to one są
niewielkie. Wielkie pytania, niebotyczne pytania to te, które dotykają ziemi,
po której chodzisz.
-
Jakie na przykład są wielkie pytania?
-
Wielkie pytania są te, które tobie niechybnie wydadzą się banalne, wręcz śmiechu
warte. Na przykład: dlaczego cię złości, że ktoś siorbie przy spożywaniu zupy?
Dlaczego lubisz psy, a nie lubisz kotów lub odwrotnie? Dlaczego mówisz, że
wolisz góry niż morze lub odwrotnie? Dlaczego przebywasz z ludźmi, z którymi
jest ci przyjemnie, a unikasz jak ognia towarzystwa tych, z którymi jest ci w
jakiś sposób nieprzyjemnie? Dlaczego telefonujesz do kogoś ze słowami: „Cześć.
Dzwonię, bo mam do ciebie taki jeden interes" i wydaje ci się to
naturalne? Dlaczego nigdy nie telefonujesz do kogoś ze słowami: „Cześć.
Dzwonię, bo nie mam żadnego interesu"? Dlaczego wydawałoby ci się
to nienaturalne? Dlaczego kogoś nazywasz przyjacielem? Dlaczego, kiedy temu -
kogo nazywasz przyjacielem - jest źle, ciężko, to pocieszasz go, wspierasz,
podtrzymujesz na duszy, wygląda, zechciałbyś mu nieba przychylić, a kiedy ten
wydostaje się z biedy i zaczyna powodzić mu się, wcale cię to, dziwna rzecz,
nie raduje, lecz, dziwna rzecz, zaczyna drażnić? Dlaczego nie podoba ci się, że
twoja żona czy narzeczona uśmiechnęła się do jednego pana na przyjęciu
imieninowym? Dlaczego podoba ci się, że czyjaś żona czy narzeczona do ciebie
uśmiechnęła się? Dlaczego kupiłeś dziecku kryminalną zabawkę-pistolet? Do czego
byłbyś zdolny dla swojej rodziny? Dlaczego nudzisz się, kiedy jesteś sam?
Dlaczego czekasz na pewien list? Dlaczego z taką niecierpliwością? Dlaczego w
towarzystwie obmawiasz nieobecnych? Dlaczego jadąc pociągiem rozwiązujesz
krzyżówki? Dlaczego splunąłeś przez lewe ramię, kiedy czarny kot przebiegł ci
drogę? Dlaczego wracając nocą do domu wybierasz dłuższą, okrężną trasę, żeby
nie przechodzić opodal cmentarza? I tak dalej, i temu podobne. To są właściwe
pytania, wielkie pytania, gigantyczne pytania. Kluczowe. Choć tobie niechybnie
wydają się płaskie i głupie. W odpowiedziach na te pytania kryje się
rozwiązanie wszystkich twoich problemów i wszystkich problemów świata, i
początek nowego, prawdziwego życia. Bo w odpowiedziach na te pytania jest
samopoznanie. A nie ma samopoznania w odpowiedziach na te pytania, które ty -
sądząc, że to najwłaściwsze pytania - stawiasz, obojętnie czy udzielane ci
przez człowieka-nikt odpowiedzi są opisem mądrości czy kupą wymysłów. Dla
ciebie tak czy owak jest to kupa wymysłów, dopóki sam w sobie nie odkryjesz, o czym to wszystko
jest, o czym, a zwłaszcza o kim. Takie pytania należy stawiać, na które sam
mógłbyś odpowiedzieć. Nikt ci nigdy nie odkryje, kim jesteś, kim jest twoje Ja,
którym jesteś. Żadne święte księgi, żaden mędrzec, żaden prorok, żaden
nawiedzony, żaden guru, żaden analityk, psychoanalityk, dogmatyk, pragmatyk,
gramatyk i tak dalej. Ty sam i tylko ty sam możesz to odkryć, w sobie odkryć,
bo tylko ty sam możesz zaobserwować, jaki naprawdę jesteś. Pytania zatem
stawiaj sam sobie i sam sobie na nie odpowiadaj. Nie możesz nic naprawdę
poznać, nim siebie nie poznasz, nim nie poznasz poznającego. Niczego nigdy
naprawdę nie dowiesz się, nim nie dowiesz się, kim jesteś, kim jest Ja, które
chce dowiedzieć się. Bez tego nigdy nic nie będziesz naprawdę wiedzieć, a
wszystko będzie wydawać ci się. Wydaje ci się, że zaszedłeś bardzo daleko i
bardzo wysoko w poznaniu świata, a ty - nie wiedząc kim jesteś - po prostu nie
ruszyłeś z miejsca. To przecież jasne. Jak słońce za chmurami. Trzeba ci poznać
chmury, żeby je rozproszyć i żeby odsłonił się widok nad widoki, i żeby mogła
objąć i oświetlić cię jasność rozumienia.
Cóż z tego, że przeczytasz jeszcze
jedną książkę, co wyda ci się głupia lub wyda ci się mądra, lub wyda ci się
trochę mądra trochę głupia. Czytaj, ale w którymś momencie podnieś wzrok znad
książki i zapytaj wreszcie siebie: „Dlaczego czytam książki? Bo jest to
przyjemne spędzenie czasu? Dlatego, że nie podoba mi się emitowany właśnie
program telewizyjny albo dlatego, że już skończył się cały program na wieczór i
późny wieczór dzisiejszy? Do poduszki przed snem? Dla intelektualnej rozrywki?
Żeby zaliczyć kolejne dzieło modnego autora? Żeby wzruszyć się? Żeby ucieszyć
się? Żeby zmartwić się? Żeby znaleźć coś mądrego o życiu? Żeby czegoś nauczyć
się? Żeby pomieszkać wyobraźnią w innym świecie? Co to właściwie znaczy inny
świat? Co to właściwie znaczy inny? Dlaczego czytam książki? Żeby trochę pożyć
bardziej interesującym niż moje życiem bohaterów książki? Żeby zobaczyć, że
pomimo wszystko oni jednak też cierpią tak samo jak ja, a niekiedy o wiele,
wiele więcej? Dlaczego takie właśnie książki najbardziej podobają mi się, gdzie
niepokoje, rozterki, cierpienia, nieszczęścia, tragedie i krew leje się, i trup
pada gęsto jak w sztukach Szekspira? Dlaczego właściwie autorzy opisują takie
okropności? Ale przede wszystkim dlaczego ja czytam takie okropności? Dlaczego
czytam książki? Bo wszyscy czytają, więc dlaczego ja miałbym nie czytać? Bo mam
wolną chwilę i trzeba czymś zająć mi się? Dlaczego muszę zawsze czymś zajmować
się? Czy potrafię, czy potrafiłbym przez kwadrans, przez pięć minut, przez
jedną minutę nic nie robić i o niczym nie myśleć? Dlaczego nie mogę usiedzieć
spokojnie, uleżeć spokojnie, ustać spokojnie? Dlaczego tak nieustannie miotam
się? Co to jest to uczucie pustki, które odczuwam, kiedy nic nie robię. Czemu
to jest takie nie do zniesienia? Czemu tak boję się tego? Co to jest ta czarna
dziura? Czy mogę ją wypełnić otworzeniem książki, włączeniem radia czy
telewizora, słuchaniem płyt, telefonowaniem do znajomych, pójściem na brydża
czy na pokera, do restauracji na wódkę, do kina, do teatru, do opery, do
operetki, na publiczne spotkanie z jakimś artystą, pisarzem, gwiazdą ekranu czy
estrady, iluzjonistą, magiem, magikiem, na mecz, napisaniem listu, napisaniem
wiersza, modlitwą, wspominaniem dzieciństwa, marzeniami o przyszłości? Przecież
wszystko cokolwiek robię, żeby czarną dziurę wypełnić, zalepić, zakitować kitem
sfabrykowanym przeze mnie czy przez innych, wszystko to wcześniej czy później
kończy się i ona znowu pojawia się, znowu jest przy mnie. Ta straszliwa czarna
dziura. Więc znów mi uciekać? Mam tak uciekać całe życie? Aż do samej śmierci?
Bo przecież dalej nie ucieknę. Czy na tym polega życie? Na nieustającej i,
okazuje się, zawsze daremnej ucieczce? Na zawsze daremnym, próżnym kitowaniu
tej straszliwej czarnej dziury? Może trzeba mi raz zrobić coś innego, nie wiem
co, coś czego jeszcze nigdy nie robiłem? Ale co? Co robić? Chyba już wszystko
robiłem, zawsze coś robiłem. Zawsze, kiedy tylko czułem, jak zbliża się, jak
nadchodzi, jak nadciąga ta straszliwa czarna pusta chmura, ta straszliwa czarna
dziura - natychmiast, w te pędy brałem się za jakąś robotę, za pranie, za
cerowanie skarpetek, za mycie naczyń, za sprzątanie, za porządki, za cokolwiek,
za byle co, za bylewszystko albo wychodziłem z domu i zachodziłem do znajomych,
albo szedłem do kina, albo jechałem gdzieś, w kraj, w świat, albo tysiące
różnych rzeczy. Nigdy nie dopuszczałem do siebie tej straszliwej czarnej
dziury. Zawsze coś robiłem. Jeszcze nie było tak, żebym czegoś nie robił,
zaraz... a może właśnie nic nie robić? Nic a nic. Tak, tego jeszcze zaiste nie
robiłem. Więc może właśnie nic nie robić? Absolutnie nic. Nie zagłuszać się,
nie chować się za barykadę jakiegoś jakiegokolwiek zajęcia, nie uciekać, nie
czmychać. Położyć się albo usiąść i dopuścić do siebie tę straszliwą czarną
dziurę, twarzą w twarz, oko w oko. I co? Przestraszę się. Będę chciał uciekać.
Ale może chodzi o to, żeby nie uciekać. Zawsze uciekałem i w efekcie nigdzie
nie uciekłem. Więc może raz nie uciekać, wytrwać z tą straszliwą czarną dziurą,
z nią, przy niej, tuż obok, bardzo blisko, tuż-tuż. Bo przecież, tylko tak mogę
zobaczyć, czym ona jest. Co się wtedy może stać? Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć,
jeżeli tak naprawdę nigdy jeszcze oko w oko, sam na sam z nią nie byłem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz