piątek, 3 maja 2013

MAJOWE SŁOŃCE NA GÓRZE OLIWNEJ



 Opowiada Niemiec, o roku 1932. Ten mężczyzna był wtedy prawie dorosłym młodzieńcem. Był członkiem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Wieshalle:
       - „Wiosną 1932 roku kilku spośród nadających ton członków Towarzystwa z Wieshalle, przystąpiło do ruchu narodowosocjalistycznego. Hasło: Adolf Hitler kocha zwierzątka!
W lokalu naszego Towarzystwa wisiało mnóstwo takich sloganów: - Ponieważ Fuhrer kocha zwierzęta, ty kochaj jego. Zwierzę czuje, kiedy jest kochane! Wybierajcie kochającego zwierzęta wodza Adolfa Hitlera!
    Pewnego dnia w naszym mieście zapanowało wielkie podniecenie. Miał przyjechać do nas Adolf Hitler i przemawiać na Górze Oliwnej.
Zna pan Górę Oliwną? Ona tak się nazywa, ponieważ raz do roku firma Meyer, która produkuje olej jadalny, organizuje tam festyn strzelecki – kampanię reklamową słynnego oleju Meyera.
Kiedy zaświtał wielki dzień, nasze miasto przypominało centrum pielgrzymkowe, lecz zarazem oblężoną twierdzę. Nigdy dotąd nie widziałem tylu policjantów, wielu na własnych nogach, ale wielu też na koniach. Policja konna i piesza. Ludzie szeptali między sobą: -Zobaczycie. Kiedy przyjedzie, komuniści uderzą! Inni zaś mówili: -Nie odważą się!
Na ulicach roiło się od ludzi z opaskami ze swastyką - wesołym machnięciem unosili ramię w górę, inni natomiast, ci, którzy nie mieli opasek, trzymali ramię przy boku, można by więc rzec, że przyciskali ramię do siebie, niczym pudel oblany wodą i chowający pod siebie ogon.
       Z okolicy schodzili się do miasta chłopi- upijali się w gospodach, flirtowali ze służącymi i dziewczynami do dzieci, kręcącymi się jeszcze po ulicach, żeby rozkoszować się radosną atmosferą zbliżającego się święta i ciepłym majowym słońcem – przed wyruszeniem na Górę Oliwną.
Owego pamiętnego dnia pracowałem w salonie fryzjerskim „Światowy Pan” tylko do południa, potem pożegnałem się z właścicielem i moim szefem Chaimem Finkelsteinem. Powiedziałem, że muszę mieć wolne popołudnie, bo chcę „Go” zobaczyć.
Kogo zobaczyć? – spytał, pokasłując Chaim Finkelstein, - Syna Opatrzności – Zmartwychwstałego?
- Powiedziałem; - Niech pan nie kaszle, panie Finkelstein, bo ten kaszel wyjdzie panu jeszcze bokiem! – Sam nie wiem, dlaczego tak powiedziałem….
     Popędziłem do domu, włożyłem najlepszy garnitur – munduru bowiem jeszcze nie miałem – wsunąłem na ramię opaskę ze swastyką, pochłonąłem w pośpiechu obiad…..
O godzinie trzynastej pięćdziesiąt pięć – wszyscy troje wyszliśmy z mieszkania w piwnicy, byliśmy radośni, bo świeciło słońce, uważaliśmy, że to „Pan Hitler” je zamówił – potrafił to bowiem sprawić, tak mówił mój ojczym.
Wszyscy troje mieliśmy opaski ze swastyką, nawet matka. Opaska matki najbardziej rzucała się w oczy, gdyż wyglądała, jakby w każdej chwili mogła pęknąć, z uwagi na zbyt grube ramię.
     Całe miasto zdawało się pielgrzymować na Górę Oliwną – i cała okolica. Okna w domach były przystrojone kwiatami, kwiatami narodowych socjalistów. Te okna i kwiaty uśmiechały się do nas, to były barwy radości.
Zgubiłem gdzieś rodziców, przeciskałem się, aby być bliżej Najświętszego Miejsca, jak mówił mój nauczyciel niemieckiego Siegfried von Salzstange, który przeciskał się przez tłum razem ze mną. Chcieliśmy zdobyć dobre miejsca stojące – w końcu staneliśmy w niewielkiej odległości od ołtarza.
Kiedy rozejrzałem się dokoła, przestraszyłem się, gdyż za nami stały miliony.
Pan Siegfried von Salzstange powiedział; - Zobacz, zgromadzili się tutaj niezadowoleni z całych Niemiec!
- Komuniści też? – spytałem. Nie, inni niezadowoleni – powiedział pan Siegfried. I z tego innego niezadowolenia  komunizm nie potrafi wyleczyć. A przynajmniej nie tak radykalnie.
    - Więc kto? – Kto potrafi z niego wyleczyć? – Zapytałem.
Adolf Hitler – rzekł nauczyciel – On jest wielkim uzdrowicielem. I dodał: - Zgromadzili się tutaj ludzie, którzy oberwali już kiedyś po głowie, od Pana Boga, lub od innych. Zgromadzili się tu bankruci życiowi, astmatycy i wazeliniarze, ludzie, którzy nie za bardzo radzą sobie w życiu, bo mają za krótki oddech, lub nigdy nie nauczyli się porządnie pełzać zgodnie z planem, albo dlatego, że dupa, do której wchodzili bez wazeliny, była nienasycona.
      Rozejrzyj się tylko: - są tu ludzie przesadnie chudzi i zbyt grubi, ludzie o zbyt krótkich, lub zbyt długich nogach, za starzy i za młodzi, zboczeńcy bez partnera i impotenci, i ludzie o rękach dusicieli, którzy nie mogli dotąd dusić, bo powiedziano im, że mogą tylko głaskać.
Są tu wszelkie skrajności, ci ludzie to kaleki życiowe. I oni przyszli, bo „On” powiedział: -„Pozwólcie dziatkom przychodzić do mnie!”.
    -A dlaczego pan tu jest, panie von Salzstange? – zapytałem, -Panu przecież powodzi się dobrze?
- Z powodu pieprzu.
- Jakiego pieprzu?
- Który żona co rano wsypuje m i do kawy – odparł żałośnie.
- Dlaczego to robi?
- Nie wiem
- I nic nie może pan na to poradzić?
- Absolutnie nic – potwierdził ze smutkiem pan Siegfried. Chrapię w nocy, żeby się zemścić, ale to nic nie daje.
Pan Salzstange wsadził do ust papierosa w zakłopotaniu, ale zaraz go wyjął, jakby uznał za świętokradztwo palenie na Górze Oliwnej. Palenie przed Kazaniem na Górze…..
Staliśmy na zboczu Góry Oliwnej, a może dźwigaliśmy ją na swoich barkach?
Naraz tłum zafalował, masa ludzka poruszyła się i za chwilę uspokoiła się całkiem nagle.
 Nastała cisza. Przyjechał „On”.
Kiedy Fuhrer wszedł na ołtarz, tłum wstrzymał oddech…
Adolf wyglądał pięknie. Wzniósł oczy do nieba, jakby tam szukał natchnienia, albo chciał niebo zakląć. Zaraz się zacznie mowa….
     Adolf Hitler zaczął mówić…Najpierw mówił o genezie ruchu, o krwi poległych kolegów, o martwych, którzy nie są martwi, ponieważ żyją w nas dalej, wyjaśnił nam, dlaczego trzeba budować armaty i że on będzie je budował – i to jakie! – albowiem przysiągł to na swego Ojca, Pana Opatrzności, wytłumaczył, że zwykłe armaty tylko strzelają, natomiast jego armaty mogą także wytwarzać masło i czarny chleb, i chudy twaróg, i kiełbaski z kiszoną kapustą. Hitler wyjaśnił nam, że brunatne koszule są lepsze od innych, a obcisłe spodnie lepsze od luźnych, że owijacze wyglądają śmiesznie z powodu goleni, która powinna zniknąć w cholewce, jak wszystko, co poniżej kolana, czyli niskie, a nie powyżej niego, czyli postawione wysoko. Mówił o pokojowym traktacie wersalskim, który należy anulować, wyjaśnił, że zero, to koło z dziurą pośrodku, i to prawdziwą dziurą, gdyż połowicznych dziur niema.
    - Dziura jest dziurą!
Hitler mówił o kupczykach i krwiopijcach, kalaniu i rozkładzie, wyjaśnił nam, że honor jest dziedziczny, podobnie jak odwaga i wierność. Mówił o spisku światowego żydostwa, które trzyma w swoich rękach niemiecki honor, jak w sidłach. Trzyma w tych sidłach niemiecką odwagę i niemiecką wierność, żeby udaremnić ich rozwój.
    Słuchałem jednym uchem, gdyż znałem to wszystko z gazet. Patrzyłem na dębowy ołtarz przykryty flagą, patrzyłem na loczek Fuhrera i jego wąsik…
Dopiero, gdy „On” cofnął się w głąb dziejów, dotarł w końcu do Jerozolimy, ponownie nastawiłem uszu, stanąłem na baczność, zacząłem oddychać przez nos i patrzyłem tylko w „Jego” oczy.

Adolf Hitler otworzył Biblię. Najpierw przerzucił Stary Testament, potem Nowy, odgarnął nieco loczek, zmarszczył czoło i powiedział w końcu:
       - Łukasz 23, 27-29.
Następnie zaczął czytać, nieco ochrypłym , zmienionym głosem: - A szło za nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad nim: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą; Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły”.
Fuhrer zamknął Biblię, złożył dłonie, wzniósł swe płomienne oczy proroka ku niebu i rzekł:
    
      - Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam:: Pan ich przeklął. I klątwa ich przygniata. Ja zaś przyszedłem, aby ją zdjąć!
 I Adolf rzekł:
       - Błogosławieni silni, albowiem oni posiądą ziemię.
       - Błogosławiona pięść, albowiem wybije dziurę w kole, ażeby dziura była prawdziwa, a nie połowiczna. Połowicznych dziur bowiem nie ma!
       - Błogosławieni ci, którzy krew mają gęstą, albowiem oni zapanują nad wszystkim, co jest pod słońcem. Jeśli bowiem krew jest wodnista, jakże miałaby nie wyparować? A co przestaje istnieć, tego nie ma. Jak więc miałoby panować?
I Hitler rzekł:
       - Wiecie, że w Starym Testamencie powiedziano: - Nie będziesz zabijał; kto zaś zabija, ten winien jest sądu. Ja zaś powiadam wam: Kto zabija wroga ludu, ten uświęca imię moje. A kto mnie uświęca, ten ma udział w mojej świętości.
I Fuhrer rzekł:
       Wiecie, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. Ja zaś pytam was: Czyż nie czynią tak również celnicy? Czymże jest jedno oko i czymże jest jeden ząb? Czyż nie zostaje jeszcze jedno oko? I trzydzieści jeden zębów?
Zaprawdę, odebrali już swoją zapłatę. Ja zaś powiadam wam;
        - dwoje oczu za jedno oko I trzydzieści dwa zęby za jeden. Oślepcie swoich wrogów i uczyńcie ich bezzębnymi po wszystkie wieki. Albowiem ślepiec nie może już widzieć. A bezzębny nie może już gryźć. Jeśli pragniecie panować, bijcie mocno. A jeśli pragniecie ziemi, którą chcę wam dać, czyńcie tak, jak wam nakazałem! Amen

I Fuhrer rzekł:   
        - Przeklęty niech będzie kij w ręku fałszywego mistrza. Ponieważ jednak kij zmienia właściciela, a nowy mistrz jest prawdziwym mistrzem, więc niech i kij będzie uświęcony.
I Wódz rzekł:
        - Błogosławiony kij w ręku prawdziwego mistrza. Zważcie bowiem: To nie kij uszlachetnia rękę, tylko ręka kij. Zaprawdę powiadam wam: W ręku prawdziwego mistrza kij stanie się mieczem, ażeby ręka panowała po wszystkie wieki. Amen!.....

Kiedy Adolf Hitler wypowiadał ostatnie słowa, niebo nad Wieshalle przeraziło się, gdyż mowa jego była potężna. Zaczęło grzmieć i błyskać się. Nad Górą Oliwną zbierały się masy chmur i krążyły nad ołtarzem. Ale deszcz się bał i chmury rozproszyły się z powrotem.
W ludzkiej masie panowała grobowa cisza…..

Obok mnie stała stara kobieta o szarej twarzy, twarzy na której kij Pana Boga wyżłobił bruzdy. Stara kobieta poruszała wargami, jakby się modliła. W tej ciszy kompletnej wokół usłyszałem jedno zdanie z jej modlitwy: - Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą.
Ludzie wokół zaczęli się modlić. Z wolna w ludzką masę wstąpił wreszcie ruch. A potem…nagle, ktoś krzyknął. A potem wszyscy zaczęli krzyczeć. Nasze prawe ręce! Nagle wystrzeliły w górę. Jakby same z siebie. Krzyczeliśmy jak opętani: Amen! Amen! Amen!
Każdy zarażał swym entuzjazmem sąsiada. Krzyczeliśmy. Wrzeszczeliśmy. Płakaliśmy.
On był naszym zbawcą.
Ktoś krzyczał: - Wodzu, daj i mnie kij!

Wie pan, jak się wypluwa dławiącą kluchę? A wie pan, jak to wygląda, gdy milion jednocześnie wyplutych kluch szybuje w powietrzu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz