wtorek, 14 maja 2013

Śmierć kliniczna



Nowy komentarz do posta "Po drugiej stronie - 5" dodany przez 0silbermann0 :

"Życie przed życiem"

Jest wiele przekazów tego, co ludzie widzieli w trakcie 'smierci klinicznej'. Twój Zbyszku jest przepiękny, ale znam również przekaz mojego dziadka, który też widział tunel światła, ale na końcu był mur. Próby rozdrapania go palcami skończyły sie tylko pokrawiweniem rąk i głosem 'jeszcze nie teraz'. Ostatnio Marek Dyjak opowiadał w jednym z programów telewizyjnych o swoich przeżyciach o próbie popełnienia samobójstwa przez powieszenie (nie wiem czy to weszło do emisji czy zostało wycięte, bo nie mam w domu telewizora i nie oglądam telewizji). Twierdzi, że obudził się cały oklejony jakimś śmierdzącym błotem. Było zimno, a smród był nie do zniesienia. Nie było żadnego tunelu, tylko śmierdzące, wszechogarniające błoto po horyzont. Jemu tez powiedziano, że to jeszcze nie jego czas. Wtedy przestał pić.

Ale nie to miało być tematem mojego wpisu. Tak naprawdę, nawiązując do tematu komentarza, chciałem opisać Ci to, co sam pamiętam (albo to tylko sen, czy halucynacje) z momentu przed narodzinami. Wiem, że takie relacje są bardzo rzadkie. Pierwszy raz o tym, że można miec wspomnienia z okresu okoloporodowego dowiedziałem się od mojego kolegi, półjapończyka, ktory twierdził, że tam (w Japonii) jest to temat którym interesują sie bardzo. Inna sprawa, że większość ludzi posiada jakiekolwiek wspomnienia z okolic 3-5 roku życia. Może to jest powód, dlaktórego taka wiedza może być interesująca (pożyteczna, przydatna) dla ludzi interesujących się życiem po życiu, życiem poza ciałem i życiem przed życiem.

Do rzeczy:
"...pamiętam, że nie wiedziałem co to znaczy widzieć. Współodczuwałem grupę istot z którymi czyliśmy się jednością mimo tego, że każde z nas posiadało osobną jaźń. Dziś wyobrażam to sobie jak takie małe, dziecięce, pięcioramienne gwiazdki (z usmiechniętymi buźkami i oczkami) wszystkie razem wtulone w siebie. Było nam tam dobrze i to był stan, z którego nie chcieliśmy się wydobyć.

Co jakiś czas któraś z 'gwiazdek' nas opuszczała. Aż w końcu usłyszałem głos 'teraz kolej na ciebie'. Nie chciałem się rozłączać, bo ta współprzebywalnosć była stanem, w którym najchetniej bym pozostawał cały czas. Ale ciekawość tego co będzie 'tam na dole' mnie skusiła. Dziś (kiedy już wiem co to znaczy widzieć) wyobrażam sobie ciemny otwór w podłodze do którego sam wskoczyłem by się narodzić..."

Dodam tylko, że jestem późniakiem. Urodziłem się okolo dwóch tygodni po 'termnie'. Moja matka przetrzymała poród o dzień, bo nie chciała żebym się urodził w niedzielę ( bo 'podobno urodzeni w niedzielę to największe lenie' sic?), wody płodowe odeszły jej dwa dni wczesniej, a ja (po urodzeniu) byłem cały siny, bo miałem wokół szyi okręconą pępowinę, która utrudniala dopływ krwi do mózgu i drogi oddechowe w całości zapchane łożyskiem, czy co tam jeszcze z dzieckiem w macicy zalega. W szpitalu przezwali mnie King-kong bo miałem (jak małpka) zadarty nosek i włosy nie tylko na głowie ale też na plecach i uszach :)

To nie jest koniec tej historii. Wszystko co napisałem wczesniej możnaby spokojnie nazwać urojeniami chorego umysłu. Jest tylko jeden problem. Co jakiś czas napotykam w życiu osoby, w stosunku do których mam uczucie jakbysmy już kiedyś ze sobą byli. Jakbyśmy już kiedyś przytulali się w tej wyposażonej w osobne jaźnie gromadzie. I sa to osoby w róznym wieku. Jedna miała 75 lat kiedy ją poznałem jako dwudziestolatek, inne są w moim wieku (38) bądź około. Ale spotkałem też pięciolatkę co do której miałem takie uczucia. I najciekawsze zostawiłem na koniec...

Te osoby czuły to samo w stosunku do mnie.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz