środa, 18 grudnia 2013

Cmentarz w Łupkowie




Polubiłem to miejsce, położone obok drogi do stacji.
       Można polubić także cmentarz.
Tu usłyszałem historię:

    - Naprzeciwko cmentarza, po przeciwnej stronie drogi, rośnie kępa sześćdziesięcioletnich drzew. One wyrosły po 1947 roku, gdy komuniści spalili cerkiew.
Dane mi było, jak mawia Jan Gabriel, spotkać w tym miejscu Łemka, którego ojciec ukrywał się w ziemiance w wąwozie, na zboczu góry poziomkowej. Ukrywał się przez dwa lata. Był szewcem w sotni „Chrina”. 
      Ale jak trzeba było - także strzelał.
Przeszedł wiele. W końcu nierówna walka dobiegła końca. 95 tysięcy żołnierzy polskiego agresora otoczyły kilkuset powstańców.
    Mógł wybierać: Ukraina, albo Zachód.
Nie zdecydował się na rajd z powstańcami na Zachód, do strefy amerykańskiej, i nie chciał także przebijać się na Ukrainę.
   Po Wypędzeniu zamieszkał na swojej ziemi, w ziemiance - bunkrze, w okolicach Zubeńska. Dziś po Zubeńsku ostał się tylko ten krzyż.
    


       
Po kilku miesiącach, na szczęście w czasie jego nieobecności, żołnierze polscy ze strażnicy w Woli Michowej natknęli się na tę ziemiankę i zniszczyli ją.
   Ukrywało się wtedy w okolicy kilku Łemków. Żołnierze polscy i milicjanci najczęściej złapanych zabijali na miejscu. Powtarzali przy tym często; -"Bandyto - Powstania ci się zachciało? Broniłeś swojej ziemi? To teraz pójdziesz na wieczną partyzantkę! Trach!"

Wtedy przeniósł się do zapasowej ziemnej nory, ponad dzisiejszym schroniskiem "Koniec Świata".

Był grudzień 1947, gdy przed cmentarz w Łupkowie przyjechał wojskowy samochód i wysiedli z niego ludzie w mundurach. Podpalili cerkiew i ostatnie cztery chyże, cudem jakimś ocalałe z pożogi w czasie Wypędzania - "akcji Wisła".
Ojciec mego rozmówcy patrzył przez lornetkę.
       Ci ludzie w mundurach przywieźli ze sobą jakieś dwie osoby, które miały związane ręce na plecach. Te dwie osoby zastrzelili na terenie cmentarza. Po dwóch dobach, w nocy, ojciec opowiadającego, poszedł na cmentarz. Była tam świeża mogiła....
    Na cmentarzu wiele wiele się działo. Niszczono go, i to nie raz. Komuniści niszczyli nagrobki, a solidny kamienny mur wojsko wysadziło trotylem. 
          



Część nagrobków ocalała, niektóre są odnowione przez rodziny pochowanych tu Łemków.

Na początku czerwca, gdy po raz pierwszy tu wszedłem, zobaczyłem obok lampek, jedzenie pozostawione przy jednym z grobów. To dar dla dusz zmarłych. Taki kiedyś rozpowszechniony obyczaj.
      
       


Tak, polubiłem to miejsce, i to bardzo. Ono dawało mi wyciszenie w wyciszeniu, była tu wielka cisza w ciszy - dziwne, ale będąc tu poczułem, jakbym rozmawiał z nieżyjącymi, jakbym słyszał ich opowieści o prostym, zwyczajnym życiu, porach roku, narodzinach dzieci, weselach, pracy na roli i w końcu śmierci.

Zwyczajne życie na przepięknej ziemi, na Łemkowynie.
   
Któregoś dnia, kiedy zachodziło słońce, powiał wiatr, i cmentarz zaczął śpiewać swoją pieśń.
           



Skrzypiały drzewa, szumiały liście, a ramiona krzyży przybitych do drzew - bujały się jak semafory. Zrobiło się niesamowicie: - jakby cmentarz ożył. Krzyże przybite do drzew poruszały swymi obluzowanymi ramionami zupełnie jak żywi ludzie. Nie czułem lęku, bo niby sam wieczorem na cmentarzu, i taki ruch wokół, i te dźwięki dziwne, niespotykane. Odebrałem tę scenerię, ten moment, jako powitanie. To szczególne, uświęcone miejsce pomachało do mnie po prostu.
              



Bywałem na cmentarzu w Łupkowie wielokrotnie. Wielkie wrażenie wywarł na mnie ten Chrystus bez rąk i nóg wrośnięty w drzewo.
                     



Wzruszający jest także krzyż, który kiedyś, ktoś, wstawił pomiędzy korzenie drzewa. A drzewo objęło ten krzyż, takim miłosnym uściskiem. Drzewo przygarnęło krzyż do siebie i teraz stanowią jedność.
     Jesion wyniosły wygląda jak łapa Mocarza, która trzyma w swej pięści krzyż.
           



Wzruszająca miłosna Jedność porośnięta mchem.
     



Sceneria ruchu, światła i dźwięku, powtórzyła się o zachodzie słońca jeszcze tylko raz, po miesiącu. Potem zawędrowałem w inne miejsca.

 Na środku cmentarza stoi dwóch Strażników. Jeden duży, drugi mały. Jak dwa Michały.
          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz