czwartek, 5 grudnia 2013

Gongi



Wstaje dzień gongowy.
Przed świtem zasuwam odwiedzić "moje" miejsce grzybowe.
Świt wita mnie już w lesie.
  


Na zdjęciu światło słońca wygląda jak jakiś cud, który objawia się spoza pni jodeł.
  


W powrotnej drodze, śpiewam w głos: - "Olaboga co się stało, pod fartuszkiem pękło ciało, ani zaszyć ni załatać, ani z taką dziurą latać...."
       Ta przyśpiewka ludowa, siedzi mi w głowie od przyjazdu do Ciężkowic.
  
Patrzę na kwitnące maki przed Domem na Górze.
Ja te maki tak kocham! Mam do nich ogromny sentyment.  To są kwiaty, które rosły kiedyś w moim pierwszym ogrodzie. Maki pomponowe.


Radość i zachwyt siedzą we mnie jeszcze po wczorajszym koncercie didgeridoo. Świat wydaje mi się dziś bardziej piękny niż wczoraj.
     
Tomek i Natalia szykują się do występu.
      Już przyjechali wszyscy znajomi z okolicy, jest kilkadziesiąt osób
Przyjeżdża Janusz.
W ubiegłym roku, z Januszem i Janem, przeżyliśmy szczęśliwie zderzenie nocne pod Toruniem, gdy wracaliśmy z Kręgów kamiennych w Odrach.
     Janusz opowiada o swoim wejściu w inny wymiar, o nawiązaniu Kontaktu, jest poruszony, bo trudno, żeby nie był. To jego zdarzenie - wizja, jest porywające i Przewspaniałe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz