Wstaje dzień gongowy.
Przed świtem zasuwam
odwiedzić "moje" miejsce
grzybowe.
Świt wita mnie już w
lesie.
Na zdjęciu światło słońca wygląda jak jakiś cud, który objawia się spoza pni jodeł.
W powrotnej drodze, śpiewam
w głos: - "Olaboga co się stało, pod
fartuszkiem pękło ciało, ani zaszyć ni załatać, ani z taką dziurą
latać...."
Ta przyśpiewka ludowa, siedzi mi w głowie od przyjazdu
do Ciężkowic.
Patrzę na kwitnące maki
przed Domem na Górze.
Ja te maki tak kocham! Mam
do nich ogromny sentyment. To są kwiaty, które rosły kiedyś w moim pierwszym ogrodzie. Maki
pomponowe.
Radość i zachwyt siedzą we
mnie jeszcze po wczorajszym koncercie didgeridoo. Świat wydaje mi się dziś
bardziej piękny niż wczoraj.
Tomek i Natalia szykują się
do występu.
Już przyjechali
wszyscy znajomi z okolicy, jest kilkadziesiąt osób
Przyjeżdża Janusz.
W ubiegłym roku, z Januszem
i Janem, przeżyliśmy szczęśliwie zderzenie nocne pod Toruniem, gdy wracaliśmy z
Kręgów kamiennych w Odrach.
Janusz opowiada o swoim wejściu w inny
wymiar, o nawiązaniu Kontaktu, jest poruszony, bo trudno, żeby nie był. To jego
zdarzenie - wizja, jest porywające i Przewspaniałe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz