wtorek, 17 grudnia 2013

Tunel

Wojenna katastrofa kolejowa nad Tunelem.
    
      Tunel był wysadzany dwa razy. Po raz pierwszy w 1939 roku przez polską załogę strażnicy w Łupkowie. Po raz drugi w 1944 roku przez Niemców. Niemcy wysadzili tunel porządnie - po niemiecku - z obu stron i na sporych odcinkach. Nacierający Rosjanie zderzyli się z problemem udrożnienia tunelu. Czas naglił, a bez ciężkiego sprzętu ani rusz.
     Rosjanie wpadli na wydawałoby się, zupełnie szalony pomysł, żeby puścić ruch kolejowy górą, po torach ułożonych ponad tunelem. I w ekspresowym tempie to zrobili. Dokładnie, to więźniowie to zrobili i spędzeni ludzie. Rosjanie nie przerazili się faktem, że spadek torów po stronie słowackiej ma wynosić 45 %.
    W dwa dni tory były ułożone.
    Ze stacji w Łupkowie, dwa parowozy wypychały po jednym wagonie na górę, ponad tunel, gdzie wagon zostawał na hamulcach i klinach, na w miarę poziomym odcinku, i parowozy zjeżdżały z powrotem, po następny wagon. Gdy skład był już uformowany, przyjeżdżały dwa parowozy ze Słowacji, podczepiano je z przodu do składu, dwa parowozy przyjeżdżały ze strony polskiej, i skład ruszał w dół, na Słowację. Wagony hamowały hamulcami, a parowozy dawały "całą wstecz".
    Nie do wiary, ale udało się to trzy razy. Za czwartym razem, młody rosyjski dowódca, postanowił się popisać, lub chciał zasłużyć na medal. Medale bowiem wojskowi, wydaje się, że zwłaszcza rosyjscy, cenili nadzwyczajnie.
   
       Tu, nie mogę się powstrzymać: - opiszę skecz klownów z cyrku. Cyrk dawał przedstawienia na którymś z placów w Warszawie. Lata pięćdziesiąte, było to już po śmierci Stalina. Byłem młodym chłopcem, zacząłem chodzić do szkoły podstawowej, może byłem w trzeciej klasie.    
          Widziałem wielokrotnie na ulicy rosyjskich oficerów, obwieszonych medalami "od stóp do głów".
          Natomiast z rodzinnych rozmów dowiedziałem się, że Armia Czerwona przyglądała się spokojnie spoza Wisły, jak Niemcy dławią Powstanie Warszawskie. Ciocia, sanitariuszka AK, deklamowała wiersz powstańczy pod tytułem: - "Przyjdź czerwona zarazo". Jednym słowem Rosjanie nie cieszyli się sympatią w mojej rodzinie.
     
        Skecz klownów polegał na tym, że oni licytowali się między sobą, który ma więcej medali.
Jeden klown był w długim płaszczu, i naraz rozchylił szeroko jego obie poły – miał pod spodem obwieszone medalami oba przody marynarki, a najśmieśniejsze było to, że medale wisiały także na przodzie obu nogawek, aż do kolan.
       Wtedy drugi klown odwrócił się i pokazał, że ma pełno medali na plecach. Na to ten pierwszy zdjął spodnie, także się odwrócił i pokazał, że ma medale także na gaciach.
         Dorośli ryczeli ze śmiechu, ja także. Jednak zapamiętałem z tego zdarzenia taką swoją dorosłą myśl: - jak odważni są ci klowni, a także dyrektor cyrku. 
   
      Wracamy do wielkiej katastrofy kolejowej za Łupkowskim tunelem.
Rosyjski dowódca rozkazał uformować znacznie dłuższy skład. Z wojskiem, amunicją i cysternami z benzyną. Miało go holować jeszcze więcej lokomotyw. Mianowicie cztery ze strony słowackiej.
      Uformowano ten skład. I stało się, jak było do przewidzenia, Pociąg ruszył i zaczął nabierać szybkości, żadna siła nie była w stanie wstrzymać takiej masy, skład się rozpędzał i w tym szaleńczym pędzie zjeżdżał na stronę słowacką, gdzie wyleciał z torów na pierwszym zakręcie.
    Powstało rumowisko wagonów, natychmiast zapaliła się benzyna. Spaliło się kilkuset ludzi. Zginęli wszyscy maszyniści i pomocnicy. Nie można było podejść do pożaru, nawet potem, gdy ogień już zgasł, bo jeszcze długo wybuchała rozgrzana amunicja….   
    Po tej katastrofie, transport odbywał się już drogą kołową - serpentynami przez Przełęcz Radoszycką. Tory znad tunelu rozebrano, a ślady po tym wypadku zatarł czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz