wtorek, 17 grudnia 2013

Chwila jest wiecznością


   Takie myśli różne.
Zakochujesz się w kobiecie, i to jest chwilowe, czyli powierzchowne. Nawiązujesz taką samą przyjaźń – powierzchowną. Uwielbisz kwiaty, ale jest to powierzchowne, bo kwiaty są chwilowe.
    
          


      Religie natomiast głoszą: : -„Szukaj wiecznego. Nie zakochuj się w tym, co chwilowe

A to właśnie chwilowe zawiera w sobie wieczność!
    - Chwila jest wiecznością.
    - Fala jest oceanem.
          Jeśli potępiasz falę, nigdy nie poznasz, czym jest ocean.
Porzuć potępianie….
   Osho

(A ja wczoraj potępiałem pistacje z Gwadelupy....)

" Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek....."
         św. Tomasz z Akwinu.

       
Zaczęły się upały. Temperatura przekracza trzydzieści stopni. Wczoraj było nawet 35. Wysechł strumień, ten płynący najbliżej strażnicy. 
W studni przy strażnicy szybko obniża się poziom wody. Chodzę codziennie na wycieczki po okolicy. Wstaję przed świtem i zaraz wyruszam, tak, aby wrócić przed południem. Trzy godziny tam i trzy z powrotem.

  
     Jest tak....rześko, gdy się idzie przed świtem, a noc jeszcze się czai po krzakach. 
Słońce dopiero rozjaśnia horyzont.....
W kompletnej ciszy tylko miarowe kroki słychać. Odbiera się wtedy silnie to słynne Tu i Teraz.

Przechodzę obok cmentarza łemkowskiego. 
To jest wszystko, co pozostało po starym Łupkowie. Mieszkało tu kiedyś tysiąc osób.....
Ilu nie przeżyło wojny? Ilu wypędzono?
     Prawie codziennie przechodzę obok cmentarza. Patryk elegancko wykosił zielsko.
      Ten cmentarz.....on przemawia. Lubię tu przychodzić. Największy urok ma to miejsce o zmierzchu, zwłaszcza gdy wieje wiatr. Poruszają się wtedy krzyże. Cmentarz w Łupkowie zasłużył na osobnego, pięknego posta.

         


Poznałem wszystkie najbliższe ścieżki. Zaczynają mnie znowu wołać wysokie Bieszczady i ta "moja" góra nad Rabe. Jest już jednak zbyt blisko do Łemkowskiej Watry, dlatego te dalsze włóczęgi uskutecznię po powrocie ze Żdyni.
       
        


 Do tunelu, po torach, idzie grupka turystów. Nie widzę ich, siedzę w cieniu pod jesionem wyniosłym i zapisuję w zeszycie myśli.
Nie widzę tych turystów, ale słyszę ich głosy. Rozprawiają o czymś intensywnie....Poszli.
    Minęły trzy godziny pewnie. Wracają. Znowu słyszę głosy i widzę między krzakami ludzików, w odległości 70 metrów, jak idą torami od tunelu. Idą i gadają.
Nie potępiaj....
Ok., nie potępiam, jestem tylko ciekawy, o czym oni tak pierdolą w kółko? 
       Nie nagadali się jeszcze w tym upale przez te trzy godziny? Że w tunelu ciemno? Pewnie rozmawiają o tym samym, o czym rozmawiają puści ludzie: - że w dzień jasno, a w nocy ciemno.
    - Nie potępiaj, nie osądzaj.....
Ok. Idę w takim razie poziomek pojeść. Może jakąś sarenkę uda się sfotografować. Bo na panienki nie ma tu co liczyć.
    
  


Zapach łąki nagrzanej słońcem…...- wydaje się, że powietrze da się kroić nożem, jest takie gęste od zapachów. Najmocniej pachnie czerwona koniczyna.
A zamiast fotografii sarenki – zaskroniec.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz