Takie myśli różne.
Zakochujesz się w kobiecie, i to jest chwilowe, czyli powierzchowne. Nawiązujesz taką samą przyjaźń – powierzchowną. Uwielbisz kwiaty, ale jest to powierzchowne, bo kwiaty są chwilowe.
Religie natomiast
głoszą: : -„Szukaj wiecznego. Nie zakochuj się w tym, co chwilowe”
A to właśnie chwilowe zawiera w sobie wieczność!
- Chwila jest wiecznością.
- Fala jest oceanem.
Jeśli
potępiasz falę, nigdy nie poznasz, czym jest ocean.
Porzuć potępianie….
Osho
(A ja wczoraj potępiałem pistacje z Gwadelupy....)
" Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku
mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz
mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek....."
św. Tomasz
z Akwinu.
Zaczęły się upały. Temperatura przekracza trzydzieści
stopni. Wczoraj było nawet 35. Wysechł strumień, ten płynący najbliżej strażnicy.
W studni
przy strażnicy szybko obniża się poziom wody. Chodzę codziennie na wycieczki po okolicy.
Wstaję przed świtem i zaraz wyruszam, tak, aby wrócić przed południem. Trzy godziny
tam i trzy z powrotem.
Jest tak....rześko, gdy się
idzie przed świtem, a noc jeszcze się czai po krzakach.
Słońce dopiero rozjaśnia
horyzont.....
W kompletnej ciszy tylko miarowe kroki słychać. Odbiera się wtedy silnie to słynne Tu i Teraz.
Przechodzę obok cmentarza łemkowskiego.
To jest wszystko, co pozostało po starym Łupkowie. Mieszkało tu kiedyś tysiąc osób.....
Ilu nie przeżyło wojny? Ilu wypędzono?
Prawie codziennie przechodzę obok cmentarza. Patryk elegancko wykosił zielsko.
Ten cmentarz.....on przemawia. Lubię tu przychodzić. Największy urok ma to miejsce o zmierzchu, zwłaszcza gdy wieje wiatr. Poruszają się wtedy krzyże. Cmentarz w Łupkowie zasłużył na osobnego, pięknego posta.
Poznałem wszystkie najbliższe ścieżki. Zaczynają mnie znowu
wołać wysokie Bieszczady i ta "moja" góra nad Rabe. Jest już
jednak zbyt blisko do Łemkowskiej Watry, dlatego te dalsze włóczęgi uskutecznię
po powrocie ze Żdyni.
Do tunelu, po torach,
idzie grupka turystów. Nie widzę ich, siedzę w cieniu pod jesionem wyniosłym i
zapisuję w zeszycie myśli.
Nie widzę tych turystów, ale słyszę ich głosy. Rozprawiają o czymś
intensywnie....Poszli.
Minęły trzy
godziny pewnie. Wracają. Znowu słyszę głosy i widzę między krzakami ludzików, w
odległości 70 metrów,
jak idą torami od tunelu. Idą i gadają.
Nie potępiaj....
Ok., nie potępiam, jestem tylko ciekawy, o czym oni tak pierdolą w kółko?
Nie nagadali się jeszcze
w tym upale przez te trzy godziny? Że w tunelu ciemno? Pewnie rozmawiają o tym
samym, o czym rozmawiają puści ludzie: - że w dzień
jasno, a w nocy ciemno.
- Nie
potępiaj, nie osądzaj.....
Ok. Idę w takim razie poziomek pojeść. Może jakąś sarenkę
uda się sfotografować. Bo na panienki nie ma tu co liczyć.
Zapach łąki nagrzanej słońcem…...- wydaje się, że powietrze
da się kroić nożem, jest takie gęste od zapachów. Najmocniej pachnie czerwona
koniczyna.
A zamiast fotografii sarenki – zaskroniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz