czwartek, 19 grudnia 2013

Węże i żmije w okolicach Łupkowa





Powyżej Szwejkowa, obok miejsca, gdzie stała poprzednia strażnica, na ścieżce, natknąłem się na czarnego węża wygrzewającego się na słońcu. W pierwszej chwili pomyślałem, że to leży czarna foliowa torba, i trzeba ją podnieść i wyrzucić do śmieci.
           Już miałem to zrobić, gdy rozpoznałem zwiniętego węża. Był całkiem czarny, grubość 3,5 cm i pewnie półtora metra długości.
Zdążyłem zrobić tylko jedno ciemne zdjęcie, i wąż uciekł, bo aparat zaszumiał. Gdy wróciłem do strażnicy, poszukałem wiadomości o wężach w albumie, który pożyczyła mi Krysia.
        Otóż w Bieszczadach występują: żmija zygzakowata, wąż eskulapa, zaskroniec. Węża eskulapa łatwo poznać, bo jest po prostu wyraźnie inny. Natomiast zarówno zaskroniec, jak i żmija zygzakowata, mogą być całkiem czarne, co nazywa się, że są melanistyczne.
   Zaskrońca można wtedy odróżnić od żmiji tylko po grubości i długości. Żmija ma długość do 70 cm i grubość do 2,5 cm. Zaskroniec dochodzi do 2 m i jest grubszy.
    Łatwo powiedzieć. To mam takiego osobnika schwytać i zmierzyć? A jeśli żmija się utuczyła i jest grubości i długości zaskrońca?
Takie pytania dyletanta, bo po następnych spotkaniach wężowych, byłem już oblatany i od razu wiedziałem, kto jest kto. 
      


      
    Po pewnym czasie wiedziałem nawet, gdzie kto mieszka. Tylko eskulapa nie udało mi się sfotografować, był bardzo czujny.
           



A z tym szukaniem w albumie chodziło mi o to, czy uniknąłem właśnie śmierci od ukąszenia. Śmierć mi nie groziła, bo nawet gdyby była to żmija zygzakowata, to jej jad jest niebezpieczny tylko dla ludzi starszych i dzieci. Albo osób ze słabym sercem.
                



 W dalszych wędrówkach poznałem w Smereku mężczyznę w moim wieku, którego żmije ukąsiły wiele razy i nic nie odczuwał, nawet nie miał gorączki.
Niemniej spotkanie z wężem jest zawsze przeżyciem.
         






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz