wtorek, 3 grudnia 2013

Post dla moich przyjaciół z Ciężkowic



Jutro gongi.
Ale to jutro. A dziś? 

A dziś jesteśmy ze sobą.
  - To po pierwsze primo.
  - Po drugie primo: - Może nastąpić komunikacja - czyli pogadamy.
 Tu i Teraz pogadamy. Nie wczoraj, ani nie jutro.
Dziś pogadamy. Od serca. Cedząc słowa. Lubimy się bardzo.
Nie widzieliśmy się jakiś czas. Niespiesznie pogadamy. Każdy, kto ma coś ważnego, to wypowie to....Bo jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia - milcz po prostu. 
A wokół Ciężkowice ....

Opisuję pierwsze 24 godziny pobytu w Ciężkowicach - przecież przyjechałem dopiero wczoraj wieczorem.
                  Ciężkowice są cudne ( Pani Teresa z Białej Róży jest Chodzącym Uśmiechem), ale najcudniej jest ....w trzech miejscach ponad Ciężkowicami: - w Domu na Górze, u Januszów zaraz obok 500 m, oraz u Beatki. Oni wszyscy mieszkają obok siebie ( Beatka ma 10 minut do Domu na Górze) Kolejność nie jest ważna. Kocham was! A ten zapadający zmierzch ponad Ciężkowicami na początku lipca, nie ma sobie równych.

 Pomalutku się zmierzcha, czas na urokliwą kolację przy świecach, przed Domem na Górze.
Tu miały być zdjęcia, ale cenimy prywatność.
Jest cudny ciepły lipcowy wieczór….Grono osób z tą samą pozytywną energią biesiaduje ( Tu poproszę wyobraźnię o obrazy)


Dziś  zdjęcia tylko z telefonu.
Kochałem ten telefon. Należał do kobiety, która jest nadal bliska mojemu sercu.
Ten telefon miał swoją historię, nie był dotykowy, a robił dobre zdjęcia. Nie ma go już…Przedmioty też mają duszę… W czasie biesiadowania w Siekierezadzie, w Cisnej, nie upilnowałem tego tak miłego przedmiotu. Bardzo to przeżyłem. Jak utratę bliskiego kogoś.

A nad Ciężkowicami robi się ciemno i przenosimy się  do wnętrza Domu.
 Bożenka zapala prawdziwą woskową świecę. Świeca płonie, a  grupa osób zebranych wokół stołu prowadzi, na luziczku oczywiście, rozmowę o dźwiękach.


Jutro dopiero mają być gongi ….
 Robi się noc pełna srebrnego piasku gwiazd. (Wyszedłem na siku)

         Gadamy: 
- Aborygeni uznawali didgeridoo za instrument do leczenia. Wibracje wydobywające się z instrumentu potrafią przeniknąć całe ciało.
    Dzięki temu są usuwane blokady energetyczne, a ciału i DUSZY człowieka przywracana jest harmonia.
    W tym celu australijski szaman, stojąc blisko pacjenta, zbliża instrument najpierw do dłoni lewej ręki, następnie ku górze, po dojechaniu do czakramu szyjnego zwraca didgeridoo ku żołądkowi, a następnie ku prawej nodze. Dalej odblokowana jest prawa ręka i pozostała część ciała.
    Zabieg kończy się przekazywaniem wibracji lewej stopie.
Ta świeca woskowa płonie tak …..uroczyście.


Opisana kolejność jest zgodna z wiedzą Aborygenów o cyrkulacji energii życia po ciele.
     Muzykoterapia za pomocą didgeridoo daje świetne rezultaty w terapii ciężko upośledzonych dzieci i osób z SM.
Dźwięk didgeridoo jest głęboki i wibrujący. Przenika.
Tu się zgadzam. Mnie ten dźwięk przeniknął. I to jak!


Muzykolodzy znaleźli odpowiedniki zasad harmonicznych również w fizyce, akustyce, arytmetyce, geometrii, cybernetyce, i przede wszystkim w pismach objawionych różnych religii oraz w filozofii.
    Współczesna nauka sprawia, iż możliwe staje się usłyszenie „śpiewu” planet. Profesorowie Uniwersytetu Yale, posługując się obliczeniami Keplera zrealizowali muzykę planet.
I to planet,  których nie znano za życia wielkiego astronoma: - Urana, Neptuna i Plutona.
      Częstotliwość dźwięku charakterystyczna dla danej planety jest obliczana na podstawie jej obrotów dookoła własnej osi.

      Dla Ziemi częstotliwość ta wynosi 24 godziny. Daje to 864 000 sekund.
Jeśli  jeden podzielimy przez taką liczbę sekund, otrzymamy częstotliwość 0,0000011574074 Hz.
      Oczywiście ta częstotliwość leży poniżej progu słyszalności ludzkiego ucha. Trzeba posunąć się o 24 oktawy dalej i wtedy możemy  tę częstotliwość usłyszeć.
Analogicznie daje się obliczyć muzykę innych ciał niebieskich.
      Otrzymane w ten sposób dźwięki grane na monochordzie można usłyszeć na kasetach „Pradźwięki” wydanych przez Bauer Verlag.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz