czwartek, 19 grudnia 2013

Zostaw mi swój język



            Anna Karwańska - Bajlak "Roma”.
Łączniczka OUN. Wspomnienia z tomu "Wo imia twoje".



W sidłach UB część III
Zostaw mi swój język


            Polki na Zamku Lubomirskich.
            Wśród uwięzionych było ich niemało.
            Nazwisk wszystkich, z którymi się tutaj spotykałam, dziś już sobie
            nie przypomnę. Czernikowa, Hanuszowa, Stacha (sympatia Rząsy), który
            zresztą na zamku czekał na swoją kolejkę w rozpatrzeniu sprawy - to
            moi znajomi jeszcze z ubeckich kazamatów. Inglot była siostrą
            wesołej nauczycielki z Francji, Jadwigi Terleckiej. Netkę
            Stojałowską - córkę profesorki muzyki z Rzeszowa, poznałam dopiero
            tutaj.
            Dyskusję, która wybuchła wieczorem po rozporządzeniach w sprawie
            pralni, zaczęła Netka Stojałowska:
            - Jak śmiałyście się buntować?
            Jak śmiałyśmy... Czy ta młoda kobieta była świadoma tego, ile
            mentalnego kalectwa zawarła w kilku słowach krótkiego pytania? Czy
            wiedziała, ile pokaleczonego, polskiego myślenia na temat Ukraińców
            dostała w spadku od tych, którzy w ciągu stuleci, poniżając Ukrainę,
            wymagali od niej pokory, a kiedy jej naród buntował się, najeźdźca
            zawsze pytał: Jak śmieliście się buntować? Nie, tego nie rozumiała,
            albo nie chciała wiedzieć. W jej świadomości zakodowało się, że
            kiedy Ukrainiec broni się - jest winny, ponieważ nie ma prawa do
            obrony.
            Usłyszawszy pytanie Netki, nie mogłam się powstrzymać od powiedzenia
            całej prawdy. Powoli, momentami dosadnie, uświadomiłam jej, że wina
            nie leży po naszej stronie. Że Kazimierz Wielki i jego wyczyny - to
            dla nas niszcząca agresja, zaborczość, zniewolenie narodu. Że
            zwycięstwa Polaków na Ukrainie, gloryfikacją których przepełnione są
            podręczniki historii Polski, to najczęściej zbrodnie przeciw
            narodowi ukraińskiemu. Że patrzenie Polaków w przeszłość przez
            pryzmat trylogii Sienkiewicza - to fałszywe wychwalanie własnej
            historii.
            - Oczywiście powinniście poznać swoje dzieje, ale jednocześnie uczyć
            się historii sąsiednich narodów - mówiłam szybko, ale spokojnie –
            Powinniście emocje, historyczne stereotypy konfrontować z faktami, z
            wiedzą, którą posiedliście. Im głębsza będzie, tym bardziej
            zrozumiałe stanie się, iż w waszym stosunku do Ukrainy przeważała
            agresja. Zaborczość Bolesława Chrobrego, który, wedle waszej
            legendy, wyszczerbił miecz na bramie kijowskiej. Do dziś
            przechowujecie ten miecz jak relikwię, dumę polskiego oręża. A dla
            Ukraińców jest to przestroga, znak zaborczości zachodniego sąsiada.
            Tak dużo w waszym zachowaniu wściekłości, nienasyconej agresji, a
            tak mało humanizmu i tolerancji.
            Słuchali. Netka wspomniała coś o powstaniu Chmielnickiego,
            oczywiście, jak o zjawisku negatywnym. Spytałam wtedy, czy wie,
            dlaczego wybuchła ta wojna narodu ukraińskiego z Polakami. Milczała.
            Nie potrafiła lub nie chciała odpowiedzieć na proste pytanie.
            Przypomniałam jej wtedy zupełnie niedawną historię. Oto rok 1938,
            kiedy Polacy z Węgrami podali sobie ręce i zdławili powstanie
            ukraińskie, iskrę niezależności ukraińskiej na Zakarpaciu. A polskie
            pacyfikacje wsi ukraińskich, przysiółków, chutorów, a rujnowanie
            cerkwi?
            - Czy słyszała o tym? Jeżeli nie, to niech zapyta obecne w celi
            kobiety. Pamiętają. A Wołyń, wzajemna wojna bratobójcza - to nie
            przypadek. To musiało nastąpić. Uzbierało się zanadto obelg i
            cierpienia. Nic nie dzieje się bez przyczyny...
            Mówiłam i rozumiałam, że nie godzin, ale lat nauki potrzeba dla
            choćby częściowej zmiany poglądów ludzi podobnych do Netki. Dlatego
            skorzystałam z przykładu, wobec którego nie pozostaje obojętny żaden
            Polak. Rozbiory Polski: czy w historii Polski uważane są za dobro,
            czy też zło? Pytanie było retoryczne. Wtedy także przypominałam, że
            każdy Polak-patriota dążył do wyzwolenia, starał się wywalczyć dla
            swej Ojczyzny wolność, niezależność, samodzielność. Dlaczego więc
            właśnie Polakom tak trudno zrozumieć, że także inne narody mają
            boskie i naturalne prawo do takiej samej niezależności? Nikt nie
            każe Polakom kochać sąsiada, innego narodu, ale szanować jego
            podstawowe prawa muszą koniecznie się nauczyć. W przeciwnym razie
            nikt ich nie będzie szanować. Czy właśnie tego chcą?
            W celi zapanowało milczenie i cisza. Nauczycielka Sokulska, która
            podczas naszej rozmowy to wstawała, to siadała na pryczy, zacierając
            przy tym ręce, teraz z zadowoleniem uśmiechnęła się.
            Wiadomo, że nie wszystko zdołałam tu przytoczyć z tej naszej z Netką
            więziennej dyskusji. Czas wypłukał detale, niuanse. Pamiętam, że
            emocjonalnie przeżyłam to bardzo głęboko. Czułam się wyczerpana i
            psychicznie, i fizycznie. Następnego dnia nie byłam w stanie się
            podnieść. Z prawej strony odczuwałam ostry ból. Od pracy?
            Dostrzegła to Netka. Podeszła do mnie i powiedziała:
            - Jak będziesz umierać, zostaw mi swój język!
            - I twojemu nic nie brakuje. To po pierwsze. A po drugie, nie
            zbieram się jeszcze umierać. Nie ciesz się.
            Po mojej odpowiedzi na moment strwożyła się, ale potem podeszła
            bliżej, wyciągnęła w moją stronę rękę i cicho powiedziała:
             - Przebacz.
            Minęły dwa dni. Moje zdrowie wróciło do więziennej normy. Zaczęłam
            znowu chodzić z naszymi do pracy. Do celi zawitała atmosfera
            przyjaźni. Pani Hanuszowa i Czernikowa przypomniały sobie zwyczaj z
            ubeckiej celi. Kiedy nadchodził wieczór, prosiły, żeby nakręcić im
            włosy. Rano natomiast, żeby je zaczesać. Nie odmawiałam. Do
            rozprawy, do wyroku, takie koleżeńskie wzajemne usługi były
            dozwolone w więziennym regulaminie.
            Obie panie swój aktualny do nas stosunek demonstrowały także w
            innych sprawach. Kiedy otrzymywały paczki z jedzeniem, robiły małe
            paczuszki i przekazywały je mnie. Nie odmawiałam, dziękowałam i
            darowanym sprawiedliwie, po równo dzieliłam się z innymi.
-----------------------------------
Uczucie, którym przepełniała mnie cela śmierci, ciężko nazwać. Był
            to strach zmieszany ze współczuciem, protestem wobec okrucieństwa
            losu i wiarą w niezniszczalność idei wolności. Teraz w tej celi
            zamykali naszych chłopców. To, kogo tutaj zamkną, można było
            przewidzieć. Stworzony przez komunistyczną Polskę mechanizm
            wyniszczania narodu ukraińskiego żywił się z góry ustalonymi
            wyrokami śmierci. Określone ofiary należało znaleźć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz