niedziela, 15 grudnia 2013

Polski obóz koncentracyjny

Dalej będą tytuły: - Przystanek Historia.



Polski obóz koncentracyjny Jaworzno.

Wspomnienia księdza Stefana Dziubini.
W latach 1947 - 1948, bez wyroku był więziony w polskim obozie koncentracyjnym Jaworzno. Większość więźniów w tym obozie siedziała bez wyroku.

     Ksiądz Dziubinia w 1977 roku mianowany został wikariuszem generalnym prymasa Polski dla wiernych obrządku greckokatolickiego w Polsce. Autor monumentalnych wspomnień: -
 - "I stwerdy diło ruk naszych".
Na Łemkowszczyźnie zachodniej od września 1946 roku działała tylko jedna sotnia UPA. Znaczy: UPA była obca dla wielu Łemków.
W czerwcu 1947 ksiądz został aresztowany przez UB.
Opisał panujący w obozie głód, tortury i śmierć. Nawet 50 lat po wyjściu na wolność, gdy opisywał swe wspomnienia, polski obóz koncentracyjny w Jaworznie uznał za gorszy od hitlerowskiego Oświęcimia.
("Za to, że jesteś Ukraińcem".Koszalin-Warszawa-Przemyśl 2012)

           Wysiedlenie koło Gorlic. Totalne, krwawe, przepełnione nienawiścią, krzywdą, niesprawiedliwością, okrutne, niezrozumiałe.
Znalazłem się w więzieniu. Innych bito. Mnie nie.
Ten przywilej szybko okazał się męczarnią - dobrze słyszałem dochodzące zewsząd krzyki torturowanych ludzi. Bitych, rażonych prądem....
   

         
Wreszcie trafiłem do polskiego obozu koncentracyjnego w Jaworznie. To był poniemiecki obóz, filia strasznego obozu w Oświęcimiu. Ogrodzenie z drutu kolczastego pod napięciem....
   
- Jak śmiesz się buntować?     

  
W łaźni bito strasznie: widziałem więźniów  wychodzących z łaźni z poranionymi głowami.
Było wielu sadystów- blokowych. Ale zdarzały się też wyjątki: - szlachetny sierżant ze Śląska, bardzo nam współczuł, pocieszał i powiadał, że za Jaworzno będziemy jeszcze krzyże nosić....
       Więźniów bito na każdym kroku - podczas rozdawania posiłków, w kolejce do latryn, a najdotkliwiej podczas przesłuchań. Były wypadki zakatowania na śmierć.
Więźniowie wracali z połamanymi żebrami i nogami, z wybitymi zębami, mieli wyrwane paznokcie, zmiażdżone drzwiami palce. Więźniowie często szli na przesłuchanie o własnych siłach, a z powrotem skatowanych niesiono na kocach.
    
     - Patrzę na ciebie z miłością.     
 Śledczy używali podczas przesłuchań prądu elektrycznego....
Podstawowym pożywieniem był chleb, mała kromka, a do niej ciemna śmierdząca ciecz - kawa. To było śniadanie i kolacja, na obiad musieliśmy się obejść zwykłą wodą....
       W rezultacie więźniowie po czterech miesiącach puchli z głodu, na porannym apelu padali trupem. Były dni, że z jednego apelu wynoszono kilkoro martwych.
    
     


Głód doskwierał w obozie Jaworzno znacznie bardziej niż w niemieckim Oświęcimiu, gdzie niektórym udało się przeżyć nawet pięć lat. W Jaworznie śmierć zbierała swoje żniwo po czterech miesiącach.

      Tylko w ciągu kilku miesięcy zmarło 160 więźniów.

( Oficjalne dane polskie:- przez obóz Jaworzno przeszło łącznie 3873 osób narodowości ukraińskiej podejrzanych o współpracę z UPA. 161 osób nie przeżyło obozu.
Można wierzyć oficjalnym danym? )
     
      W Jaworznie był sektor niemiecki. Tam nikt nie był bity, nie cierpiał fizycznie, ani moralnie. Gdyby nie druty, życie w tym sektorze można by nazwać normalnym. Baraki Niemców utrzymane były w czystości, bez wszy i pcheł, bieliznę i ubrania prali w pralniach, chodzili do łaźni. Niemiecka żywność była o wiele wyższej jakości niż nasza, folksdojcze mogli ją także kupować w kantorze. Niemiecki sektor prowadził nawet życie kulturalne, grano na instrumentach, odbywały się zawody sportowe i gimnastyczne, a nawet wyścigi pływackie w obozowym basenie....

     Na szczęście zachorowałem po trzech miesiącach pobytu w obozie...
   
   Na szczęście zachorowałem....

Znalazłem się w sektorze niemieckim. Gdy trochę wyzdrowiałem, do obozu przyszedł polski ksiądz z parafii w Jaworznie. Po spowiedzi poprosiłem tego księdza o zawiadomienie mojej rodziny o miejscu mojego pobytu. Odmówił.
      Prawdopodobnie zapomniał, o słowach Chrystusa, że cokolwiek zrobicie jednemu ze swoich braci, także i mnie zrobicie.
     On nie dostrzegł we mnie swojego brata. Inaczej zachował się pewien folksdojcz, który zgodził się zawiadomić moją rodzinę, że jestem uwięziony w polskim obozie koncentracyjnym w Jaworznie.

      W obozie ludzie zaczęli umierać na tyfus. Nigdzie nie można było wyprać bielizny. Więźniowie chodzili w ubraniach, w których ich aresztowano. Panoszyły się wszy, pluskwy, pchły. Warunki sanitarne były nieludzkie.
Wiadomość o tyfusie przedostała się jakoś na Zachód.

      Przyjechał komisja z Warszawy, ale minęło jeszcze kilka miesięcy, zanim w obozie coś się zmieniło, mniej było znęcania.
Gdy zwalniano nas, rozmawiałem z jakimś śledczym z Krakowa, wyjaśniłem mu, że na całej Łemkowszczyźnie zachodniej, Łemkowie nie zabili ani jednego Polaka, mało tego, niektórzy zginęli, gdy przeprowadzali polskich oficerów przez granicę czechosłowacką.      
  
Gdy wychodziłem, musiałem podpisać, tak, jak inni zobowiązanie, że nie powiem nigdy nikomu o tym, co działo się w obozie, bo zostanę ponownie aresztowany.

PS. - Śledczy był zdziwiony - Widać z tego, jak silne było działanie propagandy - ona otumaniła nawet niby światłych  - dziwić się więc prostym ludziom, którzy widząc prowadzonych ukraińskich więźniów krzyczeli: -„do gazu z nimi!” 

Na zdjęciach ikony z Nowicy, to bardzo blisko Żdyni. Maj 2013. 
 

1 komentarz:

  1. Tak.... dokładnie na zachodniej łemkowynie UPA nie zabiło ani jednego Polaka.A to co robił Brodycz ze swoją sotnią w 1946 i47 w gorlickiem?.A kto spalił Łabową? Czy nie Smyrny ze swoimi bojówkami?Czy to nie on zabil załogę strażnicy WOP wiozącej zaopatrzenie( w tym łemkowską dziewczyne ktora podwozili?)
    Dziubyna - niby kapłan świeć Panie nad jego duszą - ale kłamac to potrafil.
    Inni znowu te kłamstwa powtarzają.

    OdpowiedzUsuń