środa, 11 grudnia 2013

Krowiak



W dniu wyjazdu z Ciężkowic, o świcie, pobiegłem pożegnać się z lasem. Powiedziałem drzewom; - Wrócę tu, wrócę...... A las odpowiedział mi takim magicznym światłem:


Krowiak - czyli nawóz z krowiego gówna ( to celniejsze słowo od łajna )
Naturalny nawóz.
Wegańskie papu dla sadzonek pomidorowych.
Krowie gówno, a przecież to jest tylko przetrawiona trawa. Zbiera się te placki na wiosnę, do zastosowania głównie pod pomidory. Można stosować na dwa sposoby.
    
     Pierwszy sposób to zakopywanie tuż pod powierzchnię ziemi pół kilowych porcji świeżego krowiaka. Zakopujemy pomiędzy posadzonymi sąsiednimi pomidorami, tak, żeby nawóz nie był bliżej niż 20 - 25 cm od korzeni zasadzonego pomidora, bo inaczej sparzy – spali korzenie sadzonki. Gdy za dwa tygodnie korzenie pomidora dojdą do nawozu, on będzie już samorzutnie sfermentowany i stanie się przyjazny dla sadzonki.
      Ten sposób preferowałem po kilku latach praktyki w swoim ogrodzie. Był rok 1973 gdy po raz pierwszy uzyskałem tym przepisem nadzwyczajne plony.
   
Na zdjęciach świt za piramidą.  Agata przyjrzała mi się uważnie.


 Przywoziłem całą taczkę krowiaka w maju, za działkami były łąki, tam pasły się krowy. Zakopywałem te porcje z czterech stron każdego krzaka, i miałem „z głowy” pamiętanie o zasilaniu. Teraz tylko podlewanie pozostawało i podwiązywanie krzaków. Pomidory wspaniale rosły na tych „drożdżach”.
      Drugi sposób jest ogólnie znany: - krowiak wrzucamy do beczki ( nie miałem beczki, wykopywałem dół, do niego wkładałem worek po nawozach i do niego wrzucałem krowiak), do tego wody drugie tyle, trochę zamieszać kijem – kij oblizać ewentualnie, przykryć koniecznie, żeby żadne stworzenie się nie utopiło i czekamy jakieś dwa tygodnie, aż mikstura sfermentuje. Po fermentacji podlewamy tym pomidory.
     Podlewałem takim napojem pomidory w szklarni przy Domu na Górze. Było już ciemno. Słoik do ręki, zanurzyć w miksturze i podlewamy. Jeden problem: za którymś razem zanurzyłem słoik nieco głębiej i dłoń też się zanurzyła. A co mnie tam? To nie trucizna. Nie trucizna, ale za to śmierdzi elegancko.   

 Dwie beczki z wegańskim papu dla pomidorowych krzaków, stoją w głębokim cieniu.
W cieniu jest chłodniej.




Myłem rękę ze trzy razy i było czuć. Wpadłem na genialny pomysł….
    Podałem Kasi tę "umytą" rękę przy pożegnaniu…. I w śmiech!! Aż łzy mi poszły! Kasia coś przeczuła i ....powąchała swoją rękę.
Ale dowcip mi się udał! Wszyscy się śmieli. Śmiechu było co niemiara. Kasia zna się bowiem na dowcipie.
 „Ach Filipie, ach Filipie, trzeba znać się na dowcipie”. A śmiech to zdrowie.

W każdym razie ten drugi sposób jest w sumie znacznie bardziej pracochłonny niż pierwszy, a skutek – obfite plony, bo o niego tu chodzi, jest ten sam.
No i nie babrzemy się ciągle w gównie jednak.
(Bywało, że z jednego krzaka zbierałem do ośmiu kilogramów)

1 komentarz:

  1. Ogrzewanie domu za pomoca energii odnawialnej jest świetne, szczególnie w takich rejonach

    OdpowiedzUsuń