wtorek, 1 listopada 2011

Strażnicy Tajemnic III Rzeszy - Mierki


Pożegnanie z Tymawą. Leśniczy urządza pożegnalną kolację. Przyjechała na dwa dni moja przyszła żona, Krystyna. Siadamy wszyscy za domem, przy stole, który obejmuje sobą stary buk. Ze środka stołu wyrasta olbrzymie drzewo. Pień ma dwumetrową średnicę. Coś jemy, ale ja zapamiętałem dwie rzeczy: pierwsza to dziki. Nigdy przedtem nie widziałem tylu dzików z tak bliska. Pokazała się wataha. Lochy, małe, odyniec. Podchodzą na kilkanaście metrów. Trochę strachu jest! Jestem pod wielkim wrażeniem, jak się to mówi. Siedzę jak trusia. W pewnym momencie leśniczy, uznał, że się już napatrzyliśmy, i powiedział: „ dla nas tu w lesie, to codzienność, a teraz coś zobaczysz” – i klasnął kilkakrotnie w ręce. Klaśnięcie zabrzmiało w ciszy jak strzał i wywołało popłoch w stadzie. Ale co to? Dziki wpadają jeden na drugiego, a inne uderzają się o drzewa, przewracają się! Mówię do leśniczego – „ one zachowują się jak pijane”. - Zgadza się - leśniczy na to, - dzikie świnie przychodzą tu dla bukwi, orzeszków – nasion z buka. Orzeszki te mają w sobie halucynogen, zjedzone w dużej ilości działają jak wódka. Krystyna miała zadęcia wielkopańskie. Byłem zakochany, teraz wiem, że to nie było zakochanie, tylko czysty pociąg fizyczny. Nie reagowałem na jej wybryki, albo nie chciałem reagować. ( Dość długo trwało, aż miałem dość, bo całe 20 lat ). Krystyna uważała, że wszystko co ją otacza, to dziadostwo. A na wsi jest prymityw i śmierdzi. Niemcy, którzy przyjeżdżali w „ interesach grunwaldzkich”, zostawili za domem leśniczego wóz kempingowy. Leśniczy pozwolił mnie i mojej przyszłej, spędzić noc w tym wozie. Luksus. OOOO! Powiedziała królowa odjeżdżając, - tak się żyje na świecie! A w Polsce jest dziadostwo. A już na wsi to szczyt dziadostwa! Ty sobie nie myśl, że ja będę z tobą gdzieś w lesie świnie pasła! To druga rzecz, którą zapamiętałem z ostatniego dnia w Tymawie. I zrobiło mi się przykro, słysząc to. Ale nie za bardzo przykro, bo do pracy w lesie straciłem serce nieco wcześniej. To był tylko kolejny koralik potwierdzający konieczność zmiany planów życiowych. Królowa odjechała, a na pozostałą część praktyki przyjechał drugi student. Nie wiedziałem, kto to będzie, bo leśnictwo było jeszcze na uczelni w innym mieście Polski. Tym drugim okazał się mój kolega z Warszawy. Ale najbardziej ucieszyłem się, że przyjechał motocyklem. To teraz mam towarzysza do jeżdżenia po okolicy! Zjawiamy się w Mierkach. Zakwaterowanie mieliśmy za darmo, ale za jedzenie płaciliśmy. Leśniczyna wypytała się co lubimy, usłyszała, że lubimy dużo sosu do ziemniaków i budynie. Krótki wypad do lasu z leśniczym. Zapowiedział, że przychodzą do niego często w odwiedziny Rosjanie, i jest wtedy „ trochę” głośno, jak się wyraził. My z kolegą pytaliśmy natomiast o ten sławny kompleks rządowy, kiedy tam pojedziemy. To już razem z nadleśniczym zaplanowane jest na przyszły tydzień – odpowiedział. Wracamy do leśniczówki, a tu niespodzianka! Na olbrzymich talerzach pyszne mięso z ziemniakami, pływające w potokach sosu. Cała góra pachnącego żarełka i do tego po misce budyniu czekoladowego! Była uczta.

1 komentarz:

  1. no nie dość ,że świnie , to jeszcze nachlane :-)

    OdpowiedzUsuń