piątek, 21 listopada 2014

Wyruszam na Łemkowską Watrę

Wstałem przed świtem. Jest pogoda, więc płachtę okrywową zwinąłem wczoraj, namiot szybko obsycha pomimo lekkiej mgły. Gorące śniadanie – myję garnek, chowam go w tarninie. Będzie czekał na mój powrót. Wydawało mi się, że wrócę tutaj zaraz po Łemkowskiej Watrze.
            Życie jest jednak tajemnicą …..
Ukrywam także niezastąpiony okrągły pojemnik aluminiowy, pożyczony od Henryka Bieszczadnika. W pojemniku groch, fasola, kasza gryczana, cukier, kawa, kasza manna, płatki owsiane, przyprawy. Jestem zapobiegliwy i na tej żywności w pojemniku mogę przejechać do dziesięciu dni. Zostawiam również pełną bańkę wody. Jeszcze kilka łyków gorącej kawy i zwijam namiot.
                Chwila dziejowa.
Po sześciu tygodniach zwinąłem dom. Patrzę na to wygniecione miejsce. 
    


     


    • Gotowe.
Żegnaj Samotnio! I mała zmiana planu: trawy na zboczu jednak całe w rosie, zdejmuję więc buty i na bosaka, najpierw górą, potem w dół dochodzę ten prawie kilometr do drogi w dolinie.
           Zadowolenie paruje mi uszami, idę dziarsko i o siódmej melduję się przy Młynie Kamieni w Huczwicach. Rozmawiam z załogą Młyna, są ciekawi dokąd mnie niesie. Opowiadam o Watrze, wynoszę jedzenie dla Reksia i Ciapka. Nie pisałem tego, ale Darek już prawie nie chodzi. Porusza się o lasce i czasami jak się lepiej czuje przejdzie sto metrów. Taki młody chłop.
Pożegnanie i idę po sąsiedzku do Prezesa, który akurat zawitał do chaty studenckiej Huczwice.
    


I tu pogadałem, oraz pożegnałem się. Teraz prosto do Bystrego do autobusu. Robi się upalnie.
           
          Anielskie znaki.

Idę w radości, nic dziwnego więc, że jestem już prawie w Bystrem, a do przyjazdu autobusu jest jeszcze godzina.
A więc pomoczę jeszcze nogi w potoku. I piwo by się przydało, pić się chce. Lecz tu nie ma żadnego sklepu. Najbliższy sklep jest w Baligrodzie, a tam już nie pójdę. Jak to jednak przyjemnie byłoby się teraz napić …..
             I w tym momencie, jak to potem rozpatrywałem, pomyślałem o Aniele. Poprosić Anioła?
O piwo zwracać się do Anioła? A to wypada? - odezwała się moja głowa ( chciałem napisać indoktrynacja społeczna, ale po co tak daleko sięgać?) Dobrze wiem, że mam w głowie głos, który nadaje jak katarynka i udaje, że jest mną. Więc to pouczenie, ta myśl, jako obca memu sercu, zadźwięczała natychmiast fałszywie, jakby ktoś uderzył w pęknięty dzwon.
Wszystko wypada! Anioł nie uznaje hipokryzji, tego co wypada, a co nie wypada. Tresuro! - Precz! Albo tylko: olewam cię, i co jeszcze wymyślisz?

Zobacz czytelniku: to się nazywa być obserwatorem własnych myśli. Wiem w takich chwilach, które myśli są moje, a które obce.
Śledząc z rozbawieniem ten dialog w głowie, skręcam nad potok.
                 Życie jest tajemnicą......
Zbliżam się do potoku przy skałach, obok pensjonatu Orle.
To miejsce tuż przed Bystrem ma wygodne dojście do wody i często zajeżdżają tu samochody z turystami. Jest wcześnie, więc oczywiście nie ma nikogo, ale za to z wody wystaje butelka. Zielona pełna butelka. Zakapslowana, a więc to nie woda w niej.....
      

Bardzo silnie to odbieram: szumi w uszach, gorąco w sercu i wybucha Wdzięczność! Wdzięczność!
Dziękuję za wspólne działanie, wspólne bo Anioła i moje.

Życie zwykłego Kowalskiego można bowiem zawrzeć w słowach: jest nas dwóch, ja i mój brzuch.
Natomiast przebudzony człowiek powie: jest nas dwóch, Anioł i ja.
Czy trzeba wszystko tłumaczyć? Anioł przewidując zdarzenia, zamącił komuś w głowie, i ten ktoś z wczoraj zapomniał o butelce ustawionej do schłodzenia. Bardzo dziękuję Aniele! Jak tu Anioła nie lubić?

Może dla kogoś takie zdarzenie byłoby niczym. Lecz przecież znaczenie ma jedynie to, jak ty o tym myślisz, tylko twoje zdanie się liczy, a nie opinia z zewnątrz.
Dla mnie był to Znak. Znak na drodze? Znak na Poboczu Drogi Życia?
A nazywaj to, jak chcesz.
  


Zielona butelka także miała znaczenie. Po pierwsze primo: - miałem w kieszeni kamyk zielony. Znaleziony na drodze kamyk. A dokładnie to kawałek zielonego szkła z huty Fredrów. Hrabiów Fredrów. Ta huta stała gdzieś tutaj.
  


Po drugie primo: - Jest taka piosenka: nie dbaj o bagaż, nie dbaj o bilet, ściskając w ręku kamyk zielony.....
Nie dbaj o wynik działania, samo działanie jest ważne, wtedy łamiesz nawyki.

Od razu podeprę się doktorkiem Tolle.
Kiedy więcej uwagi poświęcasz samej czynności, a nie wynikowi, łamiesz stare uwarunkowania. Twoje działanie staje się nie tylko skuteczne, ale i radosne.

Po trzecie primo: - Anioły są całkiem zielone, zwłaszcza te w Bieszczadach, łatwo w trawie się kryją i w opuszczonych sadach.

Wielokrotnie znajdowałem w tym roku w Bieszczadach „coś”. Te znaleziska uznawałem za bezcenne Znaki - prezenty, bo od Anioła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz