Wstałem
przed świtem. Jest pogoda, więc płachtę okrywową zwinąłem
wczoraj, namiot szybko obsycha pomimo lekkiej mgły. Gorące
śniadanie – myję garnek, chowam go w tarninie. Będzie czekał na
mój powrót. Wydawało mi się, że wrócę tutaj zaraz po
Łemkowskiej Watrze.
Życie
jest jednak tajemnicą …..
Ukrywam
także niezastąpiony okrągły pojemnik aluminiowy, pożyczony od
Henryka Bieszczadnika. W pojemniku groch, fasola, kasza gryczana,
cukier, kawa, kasza manna, płatki owsiane, przyprawy. Jestem
zapobiegliwy i na tej żywności w pojemniku mogę przejechać do
dziesięciu dni. Zostawiam również pełną bańkę wody. Jeszcze
kilka łyków gorącej kawy i zwijam namiot.
Chwila
dziejowa.
Po
sześciu tygodniach zwinąłem dom. Patrzę na to wygniecione
miejsce.
-
Gotowe.
Żegnaj
Samotnio! I mała zmiana planu: trawy na zboczu jednak całe w rosie,
zdejmuję więc buty i na bosaka, najpierw górą, potem w dół
dochodzę ten prawie kilometr do drogi w dolinie.
Zadowolenie
paruje mi uszami, idę dziarsko i o siódmej melduję się przy
Młynie Kamieni w Huczwicach. Rozmawiam z załogą Młyna, są
ciekawi dokąd mnie niesie. Opowiadam o Watrze, wynoszę jedzenie dla
Reksia i Ciapka. Nie pisałem tego, ale Darek już prawie nie chodzi.
Porusza się o lasce i czasami jak się lepiej czuje przejdzie sto
metrów. Taki młody chłop.
Pożegnanie
i idę po sąsiedzku do Prezesa, który akurat zawitał do chaty
studenckiej Huczwice.
I
tu pogadałem, oraz pożegnałem się. Teraz prosto do Bystrego do
autobusu. Robi się upalnie.
Anielskie
znaki.
Idę
w radości, nic dziwnego więc, że jestem już prawie w Bystrem, a
do przyjazdu autobusu jest jeszcze godzina.
A
więc pomoczę jeszcze nogi w potoku. I piwo by się przydało, pić
się chce. Lecz tu nie ma żadnego sklepu. Najbliższy sklep jest w
Baligrodzie, a tam już nie pójdę. Jak to jednak przyjemnie byłoby
się teraz napić …..
I
w tym momencie, jak to potem rozpatrywałem, pomyślałem o Aniele.
Poprosić Anioła?
O
piwo zwracać się do Anioła? A to wypada? - odezwała się moja
głowa ( chciałem napisać indoktrynacja społeczna, ale po co tak
daleko sięgać?) Dobrze wiem, że mam w głowie głos, który
nadaje jak katarynka i udaje, że jest mną. Więc to pouczenie, ta
myśl, jako obca memu sercu, zadźwięczała natychmiast fałszywie,
jakby ktoś uderzył w pęknięty dzwon.
Wszystko
wypada! Anioł nie uznaje hipokryzji, tego co wypada, a co nie
wypada. Tresuro! - Precz! Albo tylko: olewam cię, i co jeszcze
wymyślisz?
Zobacz
czytelniku: to się nazywa być obserwatorem własnych myśli. Wiem w
takich chwilach, które myśli są moje, a które obce.
Śledząc
z rozbawieniem ten dialog w głowie, skręcam nad potok.
Życie
jest tajemnicą......
Zbliżam
się do potoku przy skałach, obok pensjonatu Orle.
To
miejsce tuż przed Bystrem ma wygodne dojście do wody i często
zajeżdżają tu samochody z turystami. Jest wcześnie, więc
oczywiście nie ma nikogo, ale za to z wody wystaje butelka. Zielona
pełna butelka. Zakapslowana, a więc to nie woda w niej.....
Bardzo
silnie to odbieram: szumi w uszach, gorąco w sercu i wybucha
Wdzięczność! Wdzięczność!
Dziękuję
za wspólne działanie, wspólne bo Anioła i moje.
Życie
zwykłego Kowalskiego można bowiem zawrzeć w słowach: jest nas
dwóch, ja i mój brzuch.
Natomiast
przebudzony człowiek powie: jest nas dwóch, Anioł i ja.
Czy
trzeba wszystko tłumaczyć? Anioł przewidując zdarzenia, zamącił
komuś w głowie, i ten ktoś z
wczoraj zapomniał o butelce ustawionej do schłodzenia.
Bardzo dziękuję Aniele! Jak tu Anioła nie lubić?
Może
dla kogoś takie zdarzenie byłoby niczym. Lecz przecież znaczenie
ma jedynie to, jak ty o tym myślisz, tylko twoje zdanie się liczy,
a nie opinia z zewnątrz.
Dla
mnie był to Znak. Znak na drodze? Znak na Poboczu Drogi Życia?
A
nazywaj to, jak chcesz.
Zielona
butelka także miała znaczenie. Po pierwsze primo: - miałem w
kieszeni kamyk zielony. Znaleziony na drodze kamyk. A dokładnie to
kawałek zielonego szkła z huty Fredrów. Hrabiów Fredrów. Ta huta
stała gdzieś tutaj.
Po
drugie primo: - Jest taka piosenka: nie dbaj o bagaż, nie dbaj o
bilet, ściskając w ręku kamyk zielony.....
Nie
dbaj o wynik działania, samo działanie jest ważne, wtedy łamiesz
nawyki.
Od
razu podeprę się doktorkiem Tolle.
Kiedy
więcej uwagi poświęcasz samej czynności, a nie wynikowi, łamiesz
stare uwarunkowania. Twoje działanie staje się nie tylko skuteczne,
ale i radosne.
Po
trzecie primo: - Anioły są całkiem zielone, zwłaszcza te w
Bieszczadach, łatwo w trawie się kryją i w opuszczonych sadach.
Wielokrotnie
znajdowałem w tym roku w Bieszczadach „coś”. Te
znaleziska uznawałem za bezcenne Znaki - prezenty, bo od Anioła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz