wtorek, 25 listopada 2014

Skwirtne

Upał. A nawet kulminacja upału. Parno.
Przy sklepie uzupełniam płyny w organizmie. Wychodzi przed dom mój znajomy Łemko. Poznaliśmy się w ubiegłym roku. On tak wygląda jak jego dom. Zużyty człowiek, ale z godnością się nosi. Poznał mnie od razu, „po koszuli poznałem z daleka” – mówi.
Co za nim?
Napiszę tylko jedno słowo: masakra. Czytelnicy wiedzą, że rzadko używam tego słowa. Nie chcę człowiekowi zakłócać spokoju, a także nie zapytałem się, czy mogę o tym napisać.
Gdy dzieci dorosły, wyjechały w Hamerycki Kraj. I już nie wróciły i nie chcą tu wracać. Dla nich Polska jest miejscem, gdzie ich naród
doznał wielkiej krzywdy.
   

Piszę i jeszcze raz to przeżywam. Ruszam ze Skwirtnego w przygnębieniu, pomimo słonecznej pogody i ukwieconych obejść.
   


Zbliżam się do Żdyni i nadaję do Anioła: czy człowiek człowiekowi musi urządzać piekło na ziemi?
Pod tablicą znajduję Czarne Pióro. W każdym razie czarnego jest w nim zdecydowanie więcej. To jest odpowiedź Anioła?
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz