piątek, 7 listopada 2014

Wysokie Bieszczady

Na koniec tygodnia spojrzenie w Bieszczady Wysokie. 1300 metrów z haczykiem tylko, ale widoki są całkiem, całkiem. Bo o co chodzi z tymi widokami i wysokością?
       Zwykli Kowalscy, znaczy zwykli ludzie, licytują się: kto ma większy dom, bardziej wypasioną gablotę, ktoś był w Alpach i uważa, że Alpy są najpiękniejsze. Może tak jest. Ja się zgadzam. Jeśli tak uważasz, jedź w Alpy.
       Ktoś inny wygrywa licytację: Himalaje są wyższe i piękniejsze.
Może tak jest. Ja się zgadzam. Jesteś zadowolony, że ty masz rację? Człowieku, zaparkowałeś właśnie swój samochód obok własnego łóżka w sypialni. Już bliżej nie można. Jesteś zadowolony? Jesteś górą.....no chyba, że ktoś zaparkuje pod kołdrą. Wtedy on będzie bliżej. Będzie bliżej swego wypasionego ego i wypasionego samochodu, łodzi, kawałka jeziora, i co tam jeszcze ma po rodzicach i babci......
       Przecież może przyjść śmierć znienacka ( ona często tak przychodzi ) i wszystko skosi. Ale może tylko sen przyjdzie.

Gdy tylko zaczęły jeździć autobusy do Wołosatego, dokładnie 1 lipca, wybrałem się na wycieczkę do Staszka Wiechecia i Mariolki. W Wołosatem jest tylko kilkanaście zamieszkałych domów. Bo są także w Wołosatem domy w których nikt nie mieszka.
Staszek Wiecheć mieszka u siebie i rzeźbi.
       On jest kolegą Darka Karalucha. Razem pracowali na siekierezadzie i wypale pewnie. O to nie pytałem. Wiem tyle, ile ludzie mi mówią. Nie pytam, mówię za to chętnie o sobie. I w zamian dostaję otwarcie od ludzi. Nie od wszystkich ma się rozumieć, bo bym tego nie udźwignął.
      Alpy i Himalaje? Obudzić się można wszędzie, także w zamkniętym pokoju.
Na przykład w pokoju u Mariolki i Staszka w Wołosatem.
Mam szczęście do ludzi, każdy jest nauczycielem na mojej drodze. To miejsce jest dla mnie niezwykłe.
      Teraz tylko kilka zdjęć z wycieczki Wołosate - Muczne. Przez Krzemień.
Myślę sercem, i czuję że będę zadowolony. Dlatego o 6.00 ruszam w góry.
W nocy padało, jeszcze siąpi drobny deszczyk, niewiele widać, mgła otula góry.
Gdy zacząłem podchodzić przy poręczach, przestało padać. Kamienie mokre i śliskie, trzeba uważać gdzie się staje.
      Na przełęczy pod Tarnicą wieje mocno i znowu zaczyna się ściemniać. W razie czego mam pelerynę. Schodzę do przełęczy Goprowców, a potem zaczynam podchodzić na Krzemień. Jest trochę jaśniej, chwilami świeci słońce.
      
  
   
Widok na Tarnicę z podejścia na Krzemień.

          

Znowu nadpływają bardzo ciemne chmury, jest południe, a jakby miała noc zapaść.
  

  

Silny wiatr jednak robi swoje, przegania chmury, wychodzi słońce, robię się zadowolony, czyli tak, jak miało być.
   



Na szczycie jest już prawie pełne słońce i widoki szerokie na Ukrainę. Czuję się na dachu lokalnego świata. Mnie się Krzemień szczególnie spodobał. Malownicze skałki. Wrócę tu któregoś dnia na dłużej i zostanę na noc na tej górze, a teraz wracam nieco okrężną drogą do domu, czyli do samotnego namiotu na wzgórzu pod Chryszczatą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz