Na
koniec tygodnia spojrzenie w Bieszczady Wysokie. 1300 metrów z
haczykiem tylko, ale widoki są całkiem, całkiem. Bo o co chodzi z
tymi widokami i wysokością?
Zwykli
Kowalscy, znaczy zwykli ludzie, licytują się: kto ma większy dom,
bardziej wypasioną gablotę, ktoś był w Alpach i uważa, że Alpy
są najpiękniejsze. Może tak jest. Ja się zgadzam. Jeśli tak
uważasz, jedź w Alpy.
Ktoś
inny wygrywa licytację: Himalaje są wyższe i piękniejsze.
Może
tak jest. Ja się zgadzam. Jesteś zadowolony, że ty masz rację?
Człowieku, zaparkowałeś właśnie swój samochód obok własnego
łóżka w sypialni. Już bliżej nie można. Jesteś zadowolony?
Jesteś górą.....no chyba, że ktoś zaparkuje pod kołdrą. Wtedy
on będzie bliżej. Będzie bliżej swego wypasionego ego i
wypasionego samochodu, łodzi, kawałka jeziora, i co tam jeszcze ma
po rodzicach i babci......
Przecież
może przyjść śmierć znienacka ( ona często tak przychodzi ) i
wszystko skosi. Ale może tylko sen przyjdzie.
Gdy
tylko zaczęły jeździć autobusy do Wołosatego, dokładnie 1 lipca, wybrałem się na
wycieczkę do Staszka Wiechecia i Mariolki. W Wołosatem jest tylko
kilkanaście zamieszkałych domów. Bo są także w Wołosatem domy w
których nikt nie mieszka.
Staszek
Wiecheć mieszka u siebie i rzeźbi.
On
jest kolegą Darka Karalucha. Razem pracowali na siekierezadzie i
wypale pewnie. O to nie pytałem. Wiem tyle, ile ludzie mi mówią.
Nie pytam, mówię za to chętnie o sobie. I w zamian dostaję
otwarcie od ludzi. Nie od wszystkich ma się rozumieć, bo bym tego
nie udźwignął.
Alpy
i Himalaje? Obudzić się można wszędzie, także w zamkniętym
pokoju.
Na
przykład w pokoju u Mariolki i Staszka w Wołosatem.
Mam
szczęście do ludzi, każdy jest nauczycielem na mojej drodze. To
miejsce jest dla mnie niezwykłe.
Teraz
tylko kilka zdjęć z wycieczki Wołosate - Muczne. Przez Krzemień.
Myślę
sercem, i czuję że będę zadowolony. Dlatego o 6.00 ruszam w góry.
W
nocy padało, jeszcze siąpi drobny deszczyk, niewiele widać, mgła
otula góry.
Gdy
zacząłem podchodzić przy poręczach, przestało padać. Kamienie
mokre i śliskie, trzeba uważać gdzie się staje.
Na
przełęczy pod Tarnicą wieje mocno i znowu zaczyna się ściemniać.
W razie czego mam pelerynę. Schodzę do przełęczy Goprowców, a
potem zaczynam podchodzić na Krzemień. Jest trochę jaśniej, chwilami świeci słońce.
Znowu
nadpływają bardzo ciemne chmury, jest południe, a jakby miała noc
zapaść.
Silny
wiatr jednak robi swoje, przegania chmury, wychodzi słońce, robię
się zadowolony, czyli tak, jak miało być.
Na szczycie jest już prawie pełne słońce i widoki szerokie na
Ukrainę. Czuję się na dachu lokalnego świata. Mnie się Krzemień szczególnie spodobał.
Malownicze skałki. Wrócę tu któregoś dnia na dłużej i zostanę
na noc na tej górze, a teraz wracam nieco okrężną drogą do domu, czyli do samotnego namiotu na
wzgórzu pod Chryszczatą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz