środa, 5 listopada 2014

Noc w Huczwicach

Postanowiłem więc przyjść wieczorem nad jeziorko bobrowe w Huczwicach. W środku dnia zwykle nikogo nad jeziorkiem nie było, więc co tu mówić o nocy.
Energia szaleje w moim człowieku, w duszy gra, wracam na wzgórze 686 i śpiewam na cały regulator.
Ale to już było i nie wróci więcej, i choć tyle się zdarzyło to do przodu wciąż wyrywa głupie serce”
Po kilometrze przeszło mi, wyśpiewałem nadmiar radości.
                    Znowu słychać tylko chrzęst żwiru pod butami.
Dwa razy sarny przebiegły mi drogę, raz łania z małym. Gdzie tam zdjęcie..... nawet nie sięgnąłem po aparat, tak szybko dwa razy sarny przemknęły.
      Za trzecim razem zatrzymałem się i patrzyłem zadziwiony na to, co się dzieje, bo na kilka sekund wcześniej poczułem, że coś się wydarzy. Łania wyskoczyła z lasu na środek drogi. Wyskoczyła z tak wielką gracją, że jej ruchy wydawały się tańcem, a nie skokiem. A ja jestem uczulony na grację. Obserwuję, jak się kto porusza. W ruchach niektórych ludzi jest tyle piękna..... Gdy idą, wydaje się że płyną. Tak chodzą kobitki niektóre. A łania przecież jest rodzaju żeńskiego. Czyli jest przecież kobietą jak najbardziej. Zwierzęcą kobietą. Czy my, ludzie dużo różnimy się od zwierząt?
        A więc ta łania wyskoczyła na środek drogi i zatańczyła. Patrzę oniemniały. Ona nie ucieka tylko tańczy! Za moment z lasu na drogę wyskakuje sarenka – dzidziuś. Na takich długich nóżkach, nieporadnie, niepewnie. Łania trąciła małe nosem i już wspólnie zeskoczyli z drogi na drugą stronę. Matka nie tańczyła, tylko w tych lansadach czekała na swoje dziecko.
To było bardzo wzruszające wydarzenie.

O dwudziestej wyruszam ponownie do Huczwic. Dalej jest przecudnie, słońce dopiero się chyli. Zachód wypada o 21.00.
                  Co za fantastyczny świat wokół!
Potok wije się i szumi, grają świerszcze, para orłów kołuje wysoko, wysoko...... Kołują majestatycznie, nie krzyczą.
Stoję z zadartą głową i przypomina mi się kolejne graffiti:
                                  Czuję się odlotowo – orzeł.
Dziś już tylko 10 km spaceru mnie czeka, bo powrót będzie po północy, czyli jutro. Energia dalej rozpiera, czuję ją w uszach, idzie się tak lekko, jakby na skrzydłach, dokładnie tak, jakbym sam niósł się pod pachą, idę przecież tylko z aparatem.
To że nad jeziorkiem zwykle nie było nikogo okazało się regułą, byłem tam wiele razy i tylko dwukrotnie spotkałem pojedyncze osoby.
Szedłem szybko, tak idzie się drogą, nie czas bowiem o zmroku iść skrótem - Wilczym Przesmykiem. Na miejsce dotarłem kilka minut przed 22.00. 
                    Wowww! Jest bajkowo!
 
Przeczuwałem że będę zadowolony.
Zapada dopiero zmierzch, przecież to czerwiec, są najdłuższe dni.
Fotografowałem odbicia nieba w wodzie. Sceneria jest tak teatralnie – magiczno - tajemnicza, że aż wydaje się nierealna. Bardzo ciepło, ponad 20 stopni.
       Pomalutku zapada zmierzch. Niebo zaczyna wpadać w granatowość.
Kiedyś malowałem w oleju oraz na szkle, jestem znaczy się artystą. Może znowu zacznę malować. Moje ulubione kolory to błękit paryski i indygo.
Niebieski ocean nieba zaczyna granatowieć. Księżyc już wzeszedł, ale jest jeszcze ukryty za lasem. Poczekam ze zdjęciami aż wynurzy się znad lasu.
      Zapalam ognisko w tym oczekiwaniu, po czym odchodzę kilkadziesiąt metrów, siadam na schodach prowadzących do wiaty i patrzę na srebrny piasek gwiazd na tle granatowego oceanu nieba. Myśli układają się w poezję. 
Staję się uczestnikiem Ceremonii Nadchodzącej Nocy. Wpadam w relaks w relaksie.
      Czuję jakbym znalazł się w świątyni. W dwóch świątyniach nawet: jedna świątynia to moje ciało, druga jest świątynią natury. Poczułem się dziwnie lekko, nic nie ważę, a nawet unoszę się. Grawitacja znikła, zacząłem się jednocześnie roztapiać, znikać. Nadchodził znajomy boski stan ulatywania, w takich chwilach czas znika.
Gdy raz tak się zdarzy, będziesz takiego stanu poszukiwał ciągle.

Fantazja, fantazja! Wowww! Bajka! Dalej jest odlotowo!

Każdy aniołek ma dwa skrzydełka
I leci na nich prosto do raju
Inaczej było w życiu Pawełka
On miał odloty tylko na haju.
Ewa Szczawińska


Co za atmosfera, co za klimaty, dla takich chwil pełnych błogostanu nie ma odpowiednich słów. Życie jest piękne!

Ostrożniej wypowiadał się na ten temat Celsjusz, który mawiał: -

                               życie jest piękne do pewnego stopnia.

Znikło poczucie czasu i w tym Stanie Niebytu - Odlotu straciłem poczucie czasu. Zza lasu całkiem wynurzył się księżyc, jego światło odbiło się w wodzie.
Czyli znowu jestem, wróciłem z dalekiej mentalnej podróży.
              Co to był za niepospolity dzień jeśli chodzi o siłę krążących energii!
Już więcej się taki dzień w czasie tegorocznych wakacji nie powtórzył. Natomiast odbieranie ciepła w sercu, gdy następuje synchroniczność - sygnał od Anioła, to trwa i do tego przywykłem..
 
Spojrzenie na gwiazdy we wschodniej stronie nieba, i dwa zdjęcia na których widać lecące coś. Jestem zadowolony z tych zdjęć, chociaż są minimalnie poruszone, nie muszę być perfekcjonistą. Czas naświetlania 15 sekund.
Minęła północ, zdjęć jest już cała seria, nasyciłem się także miejscem.
                Czas wracać, pojawiła się silna rosa.

Księżyc świeci jasno, drogę widać dobrze, po bokach czarne ściany lasu, teraz robię zdjęcie z ręki, nieostre nieco, bo trzymam aparat na piersi, czas siedem sekund, nie oddycham przez chwilę, ale minimalne poruszenia są. Światło księżyca rzuca cień fotografa na drogę.
       Idę niespiesznie pomiędzy ścianami lasu. Niewiele widać, za to dobrze słyszę swoje kroki. Słuch to podstawowy zmysł w nocy. Oraz dotyk …. Noc i taka dzikość wokół - oto radość niebezpiecznego życia.
Chrzęści żwir pod butami. Chwilami robi się bardzo ciemno, kiedy księżyc jest zasłaniany lasem. Wtedy ledwo widać drogę. Idę w takich momentach wolno, żeby nie wylądować w rowie. Chwilami staję nadsłuchując odgłosów nocy – sowa krzyczy swoje uhu – uhu. Koziołek się odzywa i zaraz lis szczeka. Coś zaszurało w zaroślach obok drogi, za chwilę słychać oddalający się trzask łamanych gałęzi, jakieś zwierze ucieka.
Strach?
                  Rozstrzelać wszystkie strachy. Wróbel - graffiti

I powtarzam jeden z najlepszych dowcipów 2013 roku:

20 lat po ślubie. Mąż czeka na żonę, denerwuje się, pilotem zmienia co chwilę kanały, jest już późna noc. Wreszcie trzasnęły drzwi.
- Gdzie byłaś?
- Na cmentarzu, tam mnie przynajmniej strach przeleciał …...

Nie miałem w Bieszczadach latarki, bo i po co? W dramatycznych momentach można przecież poświecić telefonem.
Mijam kolejne zakręty, tylko kroki słychać w nocnej ciszy. Już niedaleko, dostrzegam światła przy młynie kamieni. Cisza kompletna. Cezar i Ciapek śpią. Darek Karaluch także śpi. Odpoczywa kruszarka kamienia. Przeszedłem ostrożnie obok, tak cichutko, że Cezar się nie obudził, a on ma budę przy samej drodze i jest bardzo czujnym bieszczadzkim psem. Polubiłem psy Darka.
     Skręcam w drogę do Przełęczy Żebrak. Od młyna kamieni jest coraz mniej lasu w bliskości drogi, dolina się rozszerza, niezasłaniany księżyc świeci maksymalnie jasno. Drzewa i człowiek rzucają ostre cienie.
Patrzę na telefon. Minęła druga. Po nocy idzie się jednak znacznie wolniej. Właściwie nie mam dokąd się spieszyć. Iść w środku księżycowej nocy przez las bieszczadzki to nowe ekscytujące doznanie. Podoba mi się takie nocne wędrowanie, trzeba będzie to powtórzyć.
Zrobiła się cisza idealna. Wszedłem na odcinek drogi bez żwiru. Nie słychać kroków.
       Jeszcze czeka mnie tylko przejście obok starego bojkowskiego cmentarza i będę wchodził pod górę. Na górze skręcam z drogi i brnę przez ociekające wodą trawy. Spodnie i buty były całkiem mokre, gdy doszedłem do namiotu. Dochodzi trzecia – już szarzeje.
Sen uciekł, popijam zimną wczorajszą miętę i trwam zapatrzony w dal. Cisza nieziemska, aż w uszach dzwoni. Nad Baligrodem wolniutko robi się kolorowo. Zaraz wschód będzie. Zbliża się czwarta. A więc jeszcze ostatnie zdjęcie.
I tu następuje dedykacja dla mojej Przyjaciółki.
Piosenka SDM (Stare Dobre Małżeństwo)

Czwarta nad ranem


Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Czemu cię nie ma na odległość ręki?
Czemu mówimy do siebie listami?
Gdy ci to śpiewam - u mnie pełnia lata
Gdy to usłyszysz - będzie środek zimy

Czemu się budzę o czwartej nad ranem
I włosy twoje próbuję ugłaskać
Lecz nigdzie nie ma twoich włosów
Jest tylko blada nocna lampka
Łysa śpiewaczka

Śpiewamy bluesa, bo czwarta nad ranem
Tak cicho, żeby nie zbudzić sąsiadów
Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie
Myślałby kto, że rodem z Manhattanu

Czwarta nad ranem...

Herbata czarna myśli rozjaśnia
A list twój sam się czyta
Że można go śpiewać
Za oknem mruczą bluesa
Topole z Krupniczej

I jeszcze strażak wszedł na solo
Ten z Mariackiej Wieży
Jego trąbka jak księżyc
Biegnie nad topolą
Nigdzie się jej nie spieszy

Już piąta
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Kiedy znalazłem się w śpiworze i odczułem gotowość do spania, nadszedł spontaniczny czas na ponowną modlitwę dziękczynną za to boskie wczoraj i dziś, a także za jutro. Dziękczynienie ma iść z serca, broń Boże nie z obowiązku.
Aniele! Kochany jesteś! Ach!

2 komentarze:

  1. Wczoraj przeczytałem Pana wpis "Obudzić się" Równocześnie zbiegło się to odświeżonymi "informacjami" od A. de Mello i "Księgi Est" Czułem się jka ktoś by mnie "kopnął w żołądek" Słowa "obserwuj siebie", "zrozum że wciąż śpisz" i te Pana z tego wpisu. Dziś obudziłem się jak zwykle na rolerkasterze własnych myśli. Robiły już od rana taką egorozpierduchę jak zawsze. Później poszedłem na balkon i czas się zatrzymał. Dlaczego ? W każdej chwili patrzyłem na siebie, obserwowałem siebie i pozwalałem na to wszystko sobie co było bardzo lekkie i wciąż sięuśmiechałem do włąsnego "nawykowego życiowego skołątania" Wszystko wokół stało się nowe, świeże. Płakałem. Nie da się tego opisać.
    Nowe miejsca są nowymi tylko wówczas kiedy je widzimy naprawdę. Więc i stare i nowe mogą takimi być.
    Dzięuję za Pana wpisy choćjestem świadom że tylko cżłowiek który jest w podobnym miejscu (bywa) może je zrozumieć podobnie do Pana, choć każde inne zrozumienie też pewnie jest bezcenne. Napisałme te kilka słów bo jestem zachycony i chcę być zachwycony nieustannie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,

    Panie Zbyszku, co mozna powiedzieć o liczbie 16?

    pozdrawiam, Szy

    OdpowiedzUsuń