Gdy
byłem małym chłopcem, jeszcze przed pójściem do szkoły, lubiłem
bawić się z dziewczynkami.
Były
to gry, skakanie przez skakankę, zabawa w klasy, te zabawy lubiłem
bo były dynamiczne. Była też zabawa w dom ze starszymi
dziewczynkami, tu mniej mi się podobało, bo okazywało się, że
jako mąż jestem co chwila wysyłany „po coś”.
Lecz
nie buntowałem się, bo co pewien rzadki czas dziewczynki fundowały
zabawę w doktora. Tu był silny podtekst seksu, a to mi się bardzo
podobało. Uczyłem się, że są obowiązki, wiele obowiązków, a
przyjemności niewiele. Znosiłem więc dzielnie przycinki chłopaków:
- babski król.
Dzieci
są bezwzględne, nauczone przez świat dorosłych agresji, pogardy,
nie znoszą inności i potrafią ranić słowem i pięścią.
Byłem
buntownikiem.
Zdałem
sobie z tego sprawę już w szkole, za przyczyną religii i zatargu z
księdzem, a także potem, gdy na usilne prośby matki poszedłem do
komunii.
Docinki
chłopaków olewałem, więc w końcu dali spokój. Bawiłem się
dalej z dziewczynkami. Któregoś razu w czasie zabawy w dom, mojej
„żonie” zabrakło mąki. Podała mi cegłę.
Pytam:
- co mam z tą cegłą zrobić?
Masz
utrzeć ją na mąkę – padła odpowiedź.
To
trę. Trę i trę, ręka zabolała a tu mąki tyle co na lekarstwo.
Musisz
zetrzeć całą cegłę – słyszę.
I
wtedy coś się we mnie zjeżyło, pękła jakaś sprężyna. Padło
mianowicie magiczne słowo musisz. Odczułem, że na dźwięk
słowa „musisz” robi mi się niedobrze.
Ojciec przynosił
do domu tran, to taki paskudny tłuszcz z wieloryba przysyłany do
Polski zaraz po wojnie. To paskudztwo musiałem pić i piłem
przymuszany, potem świat mi gasł i rzygała dziecina ….
Więc
w czasie tego tarcia cegły na mąkę, padło słowo musisz, a
we mnie coś się przewartościowało gwałtownie, odechciało mi się
zabawy w taki dom, rzuciłem cegłę i pobiegłem do chłopaków grać
w piłkę. Taki prosty „rozwód” nastąpił.
Dlaczego
to przypominam? Minęło kilkadziesiąt lat, obróciło się koło
życia, trwała dorosła zabawa w dom w drugim małżeństwie.
Obowiązki od rana do wieczora i gonienie własnego ogona. Nie
myślałem o tym w ten sposób. Nie narzekałem, goniłem jak
większość, wydawało mi się, że tak trzeba.
Taki
schemat znaczy.
I
tu odebrałem myśl: - to jedziesz schematem? Przecież wiesz, że
ci którzy jadą schematem, właściwie są już martwi. Gdzie jest
twoje życie?!!!!
No
właśnie. Gdzie jest moje życie?
Metodą
eskalacji, kompromisów, żyję jakimś obcym życiem, bo nie swoim.
W pogoni, w wiecznym opóźnieniu, gdzieś po drodze, zgubiłem coś
bardzo ważnego. Najważniejszego wręcz.
Zgubiłem
własne życie. Jestem robotem.
To
jest jak zły sen. Koszmar wręcz. Jestem na statku, statek na pełnym
morzu. Uderzenie w górę lodową. Statek tonie a ja nie mogę
znaleźć klamki, żeby otworzyć drzwi. Rozpaczliwie staram się
znaleźć w bezpiecznym miejscu. To na nic, tonę razem ze statkiem,
odbierając przesłanie: - tylko tak dalej trzymaj, a już po tobie!
Nie chcę, żeby tak było. I wiem już, że mam skupiać się na
tym, czego chcę, a nie na tym, czego nie chcę.
Więc
jak chcesz żyć?
Inaczej!
W
tym miejscu włączyło się doświadczenie: - przecież już raz
była podobna rozmowa, kilkanaście lat temu była. Na pytanie jak
chcę żyć, odpowiedziałem, że chciałbym się raz porządnie
wyspać i wyleżeć. (Pracowałem wtedy w cyklu 36 godzin bez przerwy
przy własnej wtryskarce, po zwolnieniu załogi, po pierwszej
plajcie)
Niech
się stanie według wiary twojej.
Dostałem
to, czego chciałem. Wyspałem się i wyleżałem za wszystkie czasy.
Leżałem bowiem 8 miesięcy w szpitalu po wypadku. Nie tak miało
być! Trzeba myśleć o tym, o czym się myśli, bo myśl to potęga.
Pomyśl
dobrze.
Powiedz
co pomyślałeś.
Wykonaj
co powiedziałeś. (Zaratustra)
Pomyśleć
dobrze …. Żeby nie było jak z tym murzynem na pustyni.
Na
pustynię spada złota rybka. To może się zdarzyć. Rybka mówi:
trzy życzenia. Murzyn ma 40 lat, więc już coś wie o życiu.
Mówi:
- chcę być biały
- dużo wody ma być koło mnie
- dużo damskich dup ma się koło mnie kręcićRybka zamieniła murzyna w biały sedes.
Co
innego uratować siebie. Zauważyć, że życie zakreśliło koło i
znowu trzymam cegłę z dzieciństwa. Przypomnieć sobie, że mogę
odrzucić tę cegłę z dziecęcych zabaw. Cegłą dla mnie było
olśnienie, że nie jest to moje życie, mojego życia nie ma wcale.
Zapragnąłem odzyskać siebie utraconego kiedyś i gdzieś. Zabrać
siebie do innego, swojego świata. Wyruszyć na spotkanie z samym
sobą, odnaleźć znowu w sobie zapomniane wewnętrzne dziecko,
odnaleźć radość życia, narodzić się na nowo.
To
cud: w tym samym życiu narodzić się po raz drugi.
Żyć
po swojemu, odzyskać Wolność. Iść swoją drogą na spotkanie
duszy.
Tak!
Wiem czego mi trzeba: - to co jest teraz, to więzienie, potrzebuję,
chcę dotrzeć do miejsca zwanego duszą. Chcę pójść swoją drogą
na spotkanie duszy! Nie ważne, czy to droga łatwa, czy trudna, może
będę musiał iść po ciemku? Dojdę …..
To
są tylko słowa, albo aż słowa. Tak samo życie wymaga słów w
decydującym momencie Zwrotu. Można to zrobić w milczeniu, jest to
niezwykle emocjonalny, dramatyczny i intymny moment, nazywany przez
jednych Odejściem z małżeństwa, a przeze mnie Odzyskaniem
Wolności. Jak się zachować, co powiedzieć żonie z serca? Jak to
zrobić w Miłości, która jest przecież najważniejsza?
Nieproste,
ale stało się. Znalazłem w sobie siłę, aby się stało.
Nie
krzywdzić drugiego, ale też siebie nie dać krzywdzić. I nie wpaść
po tym w poczucie winy, które jest wielką niszczącą siłą.
Nie wpadłem.
Może
to Anioł dał mi siłę aby tak wszystko przebiegło?.
Pewnie tak
było.
Wiedzieć
o tym, to wielki dar i mnie się on przydarzył. Dziękuję memu
Aniołowi za pomoc westchnieniem płynącym z głębi serca: - Ach!
Tęskno mnie było do tych słów płynących prosto z duszy do duszy.
OdpowiedzUsuń...
To jest dopiero coś!
Pozdrawiam Piotr.