piątek, 14 listopada 2014

Zbyszkowo - Chryszczata

Po śniadaniu zwykle wybywam aż do wieczora. Często obiad połączony z kolacją jem już przy świetle ogniska.
   


Żyję tu w zgodzie i radości ze sobą i otoczeniem. Po co pisać, że w wielkiej radości? Radość to radość.
Nie umartwiam się, nie poszczę, nie robię rachunku sumienia, nie kajam się, nie biczuję. Nie siedzę także w pozycji lotosu. Szczerze? Nie lubię siedzieć w tej pozycji. Moją domeną jest wędrówka. Uprawiam medytację w drodze, w czasie iścia. (To bardzo potrzebne słowo).
      
           
  Co to znaczy dla mnie medytować? Rozglądam się uważnie, a jednocześnie jestem świadomy tego o czym myślę. I tyle.
Siedzenie na miejscu zdarza się tylko w czasie niepogody, wtedy więcej piszę. Oraz gdy coś robię, a zwykle nic nie robię. Zero obowiązków. No zjeść trzeba, ale to już nabożeństwo, uroczystość, celebracja od momentu zapalenia ogniska.
Nadmiar energii nie daje mi usiedzieć spokojnie. Ta energia goni po prostu, wyłazi uszami i końcami palców, potrzebuję ją upuścić. I się temu nie sprzeciwiam. Czyli poddaję się. Wtedy jest bosko! Od razu robi się bosko!
Jakbym frunął na pierzynie z chmury. 
Dobrze, że nikogo nie ma, zachowuję się bowiem całkiem swobodnie, zupełnie jak wariat. ( Znowu przepraszam wariatów, oni więcej rozumieją od tych niby zdrowych)
Podskakuję nagle gdy mi się tak zachce, śmieję się w głos do własnych myśli, podśpiewuję. Radość tryska fontanną!
Och! Jak dobrze mi tutaj!
Schodziłem już ładny kawał terenu, poznałem wiele nowych ścieżek. Tylko taki fakt stwierdzam patrząc jak zniszczone są kolejne buty. 
Nogi mnie niosą i korzystam z tego.
Chodząc, patrzę pod nogi, ale też wyżej.
     




Na podejściach do szczytu Chryszczatej, zwłaszcza w Wilczym Przesmyku, natykam się na amunicję z czasów Powstania Ukraińskiego 1945 -1947. Niektóre pociski są zadziwiająco dobrze zachowane. 
      

Te niewystrzelone pociski, wymyte deszczami leżą po prostu na spadzistej drodze. Wiem, że wielokrotnie na tej drodze sotnia Chrina urządzała zasadzki na oddziały wojska polskiego.
Wielu polskich żołnierzy głupio prowadzonych zakończyło tu życie.
Pogoda zrobiła się właśnie niespecjalna na wycieczki, pada chwilami. Odpocznę więc po ostatnich włóczęgach. 
    

Popisałem trochę i doszedłem do wniosku, że czegoś tu obok namiotu brakuje. Brakuje mianowicie nazwy miejsca. Postanawiam nazwać swoją samotnię. Przychodzi mi do głowy pomysł zrobienia napisu: Zbyszkowo Chryszczata.
Jest myśl, jest postanowienie, teraz trzeba wykonać. Napis będzie z trawy, nie ma to jak kreatywność. A więc biorę się do działalności artystycznej. Ścinam kilkanaście wysokich na półtora metra traw, takich, jak na zdjęciu......


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz