Po
śniadaniu zwykle wybywam aż do wieczora. Często obiad połączony
z kolacją jem już przy świetle ogniska.
Żyję
tu w zgodzie i radości ze sobą i otoczeniem. Po co pisać, że w
wielkiej radości? Radość to radość.
Nie
umartwiam się, nie poszczę, nie robię rachunku sumienia, nie kajam
się, nie biczuję. Nie siedzę także w pozycji lotosu. Szczerze?
Nie lubię siedzieć w tej pozycji. Moją domeną jest wędrówka.
Uprawiam medytację w drodze, w czasie iścia. (To bardzo potrzebne
słowo).
Co
to znaczy dla mnie medytować? Rozglądam się uważnie, a
jednocześnie jestem świadomy tego o czym myślę. I tyle.
Siedzenie
na miejscu zdarza się tylko w czasie niepogody, wtedy więcej piszę.
Oraz gdy coś robię, a zwykle nic nie robię. Zero obowiązków. No
zjeść trzeba, ale to już nabożeństwo, uroczystość, celebracja
od momentu zapalenia ogniska.
Nadmiar
energii nie daje mi usiedzieć spokojnie. Ta energia goni po prostu,
wyłazi uszami i końcami palców, potrzebuję ją upuścić. I się
temu nie sprzeciwiam. Czyli poddaję się. Wtedy jest bosko! Od razu
robi się bosko!
Jakbym
frunął na pierzynie z chmury.
Dobrze, że nikogo nie ma, zachowuję się
bowiem całkiem swobodnie, zupełnie jak wariat. ( Znowu przepraszam
wariatów, oni więcej rozumieją od tych niby zdrowych)
Podskakuję
nagle gdy mi się tak zachce, śmieję się w głos do własnych
myśli, podśpiewuję. Radość tryska fontanną!
Och!
Jak dobrze mi tutaj!
Schodziłem
już ładny kawał terenu, poznałem wiele nowych ścieżek. Tylko
taki fakt stwierdzam patrząc jak zniszczone są kolejne buty.
Nogi
mnie niosą i korzystam z tego.
Chodząc,
patrzę pod nogi, ale też wyżej.
Na
podejściach do szczytu Chryszczatej, zwłaszcza w Wilczym
Przesmyku, natykam się na amunicję z czasów Powstania Ukraińskiego
1945 -1947. Niektóre pociski są zadziwiająco dobrze zachowane.
Te
niewystrzelone pociski, wymyte deszczami leżą po prostu na
spadzistej drodze. Wiem, że wielokrotnie na tej drodze sotnia
Chrina urządzała zasadzki na oddziały wojska polskiego.
Wielu
polskich żołnierzy głupio prowadzonych zakończyło tu życie.
Pogoda
zrobiła się właśnie niespecjalna na wycieczki, pada chwilami.
Odpocznę więc po ostatnich włóczęgach.
Popisałem trochę i
doszedłem do wniosku, że czegoś tu obok namiotu brakuje. Brakuje
mianowicie nazwy miejsca. Postanawiam nazwać swoją samotnię.
Przychodzi mi do głowy pomysł zrobienia napisu: Zbyszkowo
Chryszczata.
Jest
myśl, jest postanowienie, teraz trzeba wykonać. Napis będzie z
trawy, nie ma to jak kreatywność. A więc biorę się do
działalności artystycznej. Ścinam kilkanaście wysokich na półtora
metra traw, takich, jak na zdjęciu......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz