Na
wstępie dwa zdjęcia do poprzedniego wpisu. Na pierwszym spojrzenie
w stronę Kwiatonia, gdy już byłem kawał za nim.
Na
drugim widok z hotelowego okna.
Pobudka
następuje sama z siebie o 5.00. A więc tylko trzy godziny snu za
mną, a czuję się wyspany. Może to ta pościel, albo adrenalina
przed Łemkowską Watrą. Idę w takim razie do Rotundy, tego
wyjątkowego cmentarza z pierwszej wojny.
W
ubiegłym roku za bardzo goniłem na Watrę, chciałem zdążyć na
otwarcie i Marsz Wypędzonych, byłem na cmentarzu za krótko, teraz
to nadrobię, śniadanie jest dopiero od 9.00.
Do
Rotundy trzeba przejść jakieś cztery kilometry, dwa do szlaku, a
potem przy bazie studentów dwa kilometry pod górę. Cmentarz jest
na wierzchołku.
Gdy
doszedłem do wież na szczycie góry, wyszło niemrawo
słońce zza chmur.
Na
terenie cmentarza wysokie trawy ociekają rosą, staram się robić
ciekawe ujęcia. Nie patrzę na to, że do kolan jestem już całkiem
mokry. Nic to, odpinam nogawki, a buty zmienię w hotelu.
Leżą
tu Słowacy, Węgrzy, Austriacy, Rosjanie, Polacy, Niemcy. Wiele
matek rozpaczało. Mężczyźni żyją krócej.
Się
nie wie jak długo, ile jeszcze czasu pozostawać będziesz w swoim
piekle mniej lub więcej luksusowym: kilka dni, kilka miesięcy,
dwadzieścia lat, sto lat, tysiąc lat, sto tysięcy, sto milionów?
Się nie wie. Zależy to od uwagi i prawości, bez których twoje
piekło może pieklić się bez końca, bez zbawiennego końca, który
jest początkiem prawdziwie żywej nieskończoności.
Się
wie, że się spotkamy. U "końca" twojego czasu. Wszyscy
się spotkamy u "końca" wszystkich czasów.
Na
bezgranicznej, niepowtarzalnej i nieprzemijalnej, nieśmiertelnie
żywej łące życia.
Dokładnie
tu, dokładnie teraz.
Edward
Stachura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz