sobota, 22 listopada 2014

Rotunda

Na wstępie dwa zdjęcia do poprzedniego wpisu. Na pierwszym spojrzenie w stronę Kwiatonia, gdy już byłem kawał za nim.
Na drugim widok z hotelowego okna.
   
   

Pobudka następuje sama z siebie o 5.00. A więc tylko trzy godziny snu za mną, a czuję się wyspany. Może to ta pościel, albo adrenalina przed Łemkowską Watrą. Idę w takim razie do Rotundy, tego wyjątkowego cmentarza z pierwszej wojny.
       W ubiegłym roku za bardzo goniłem na Watrę, chciałem zdążyć na otwarcie i Marsz Wypędzonych, byłem na cmentarzu za krótko, teraz to nadrobię, śniadanie jest dopiero od 9.00.
Do Rotundy trzeba przejść jakieś cztery kilometry, dwa do szlaku, a potem przy bazie studentów dwa kilometry pod górę. Cmentarz jest na wierzchołku.
Gdy doszedłem do wież na szczycie góry, wyszło niemrawo słońce zza chmur.
     
   

Na terenie cmentarza wysokie trawy ociekają rosą, staram się robić ciekawe ujęcia. Nie patrzę na to, że do kolan jestem już całkiem mokry. Nic to, odpinam nogawki, a buty zmienię w hotelu.
    
 

Leżą tu Słowacy, Węgrzy, Austriacy, Rosjanie, Polacy, Niemcy. Wiele matek rozpaczało. Mężczyźni żyją krócej.
     
  


Się nie wie jak długo, ile jeszcze czasu pozostawać będziesz w swoim piekle mniej lub więcej luksusowym: kilka dni, kilka miesięcy, dwadzieścia lat, sto lat, tysiąc lat, sto tysięcy, sto milionów? Się nie wie. Zależy to od uwagi i prawości, bez których twoje piekło może pieklić się bez końca, bez zbawiennego końca, który jest początkiem prawdziwie żywej nieskończoności.
Się wie, że się spotkamy. U "końca" twojego czasu. Wszyscy się spotkamy u "końca" wszystkich czasów.
Na bezgranicznej, niepowtarzalnej i nieprzemijalnej, nieśmiertelnie żywej łące życia.
Dokładnie tu, dokładnie teraz.

                      Edward Stachura
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz