1584 r. Giordano Bruno twierdzi, iż
gwiazdy są innymi Słońcami, wokół których mogą krążyć inne planety, a na nich żyć
inne istoty. Za swoje poglądy zostaje spalony żywcem na stosie. Egzekucję opóźniono
o dwa lata z rozkazu papieża Klemensa VIII.
Papieżowi
zależało bowiem, by stos na Campo di Fiori stał się jedną z atrakcji dla pielgrzymów.
1933 r. Hitler oświadczył,
że w chrześcijaństwie widzi: - "niezachwiany
fundament moralności; dlatego "obowiązkiem naszym jest utrzymanie i rozwijanie
przyjaznych stosunków ze Stolicą Apostolską".
W czasie II Wojny Światowej, papież
Pius XII przyjmował na codziennych audiencjach niemieckich zbrodniarzy
wojennych, udzielając im błogosławieństwa.
1943 r. Płonie Warszawskie Getto. Palący
się ludzie skaczą z balkonów i okien, aby skrócić swą mękę. Hitlerowcy wzięli wzór
z papieża Klemensa VIII i ustawili pod murem Getta karuzelę. Gra muzyka, karuzela
się kręci. Gawiedź ma uciechę, wróciły mroki
średniowiecza.
2004 r. Umiera w Krakowie laureat Nagrody
Nobla – Czesław Miłosz. Kościół nie zgadza się na jego pochówek na Wawelu. Miłosz napisał
bowiem wiersz:
Campo di Fiori
W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.
Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta,
że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.
Warszawa - Wielkanoc, 1943
Czesław Miłosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz