czwartek, 25 października 2012

Emocje inwestora?



Mówimy o emocjach inwestora, o psychologii inwestowania…..To wszystko małe piwo, przed śniadaniem jest. Ludzie piszą, że nerwy przeszkadzają. Masz inwestorze sygnał? Potrafisz otworzyć pozycję i postawić stopa? I albo stop ciebie zamknie, albo go przesuniesz na zero, lub na zysk. Wtedy już emocje opadają. To o jakich emocjach mówimy? O czym w ogóle mówimy? Ciesz się życiem, masz obie rączki i nóżki - człowieku. Dziękuj za każdy przeżyty dzień!
     Takie słowa; - „ Nigdy jeszcze tak wielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielu”.   
 To Winston powiedział. Był wspaniałym mówcą. Tylko nieco gorszym od Hitlera. No, Hitler to miał jazdę! Esencja charyzmy, czy się to komuś podoba, czy nie. A Winston się jąkał. Wyleczył go z tego jąkania Polak – hrabia Alfred Korzybski. Pisałem o Korzybskim na blogu. Wielka postać.  

Wpadłem na pomysł. Chciałem zamieścić bajkę o myszce, która bała się kota. Ale to za delikatne jest. Lepiej napiszę o emocjach największych, gdy na szalę kładzie się swoje życie…..
Bombowce - męska sprawa.
Może dotrę w ten sposób do niektórych kolegów, którzy nie wytrzymują ciśnienia na rynku inwestorskim….

Bombowce płynęły w górę. Ignorując wyznaczoną im wysokość przelotową, większość pilotów trzymała tej nocy nosy samolotów skierowane w niebo i pozwoliła, aby o wysokości, na której wyrównywali bombowce do lotu poziomego, decydowały techniczne możliwości ich maszyn. Niektóre ze starych Stirlingów nie mogły wejść powyżej jedenastu tysięcy stóp. Nawet najlepsze z nich, te na osiemnastu tysiącach stóp, znajdowały się w zasięgu niemieckiej artylerii przeciwlotniczej 88 mm. Jednakże  dwusilnikowe, nawet starszego typu Wellingtony, mogły wejść wyżej, najlepsze z nich na prawie 24 tysiące stóp, lecąc wyżej niż jakiekolwiek inne samoloty tego strumienia.
        Pierwsze lecą Mosquito. One oznaczały cel czerwonymi markerami. Na czele bombowców są natomiast samoloty zagłuszające niemieckie radary. Potem lecą Finders. Oni zrzucali flary na te czerwone. Dalej samoloty Supporters z bombami tylko burzącymi.
Następnie nad celem powinny się znaleźć samoloty Illuminators. Ich załogi miały zrzucać flary oświetleniowe na flary Finders. Wreszcie przylatują główni markerzy i okładają żółtymi markerami punkt celowania. Teraz sprawdzenie miejsca ataku przez samoloty z wyposażeniem Y, i nadlatuje główna siła bombardująca.
      Samoloty są już nad Holandią. Strefa nocnych myśliwców. Wszyscy piloci się boją. I myśliwców i artylerii. Przyspieszone bicie serca, sucho w ustach.
 Drugi z niemieckich nocnych myśliwców ( Katze Dwa spadł do morza przed kilkoma minutami po uderzeniu mewy) dopada niepostrzeżenie do jednego z samolotów angielskich….
 
W nosie Junkersa 88 były zainstalowane trzy działka 20 mm. Co trzeci pocisk w taśmie miał cienką ściankę i zawierał 19,5 grama ładunku burzącego Mexogen AL, potem pocisk przeciwpancerny ze wzmocnionym zakończeniem oraz pocisk zapalający, który palił się prawie sekundę wytwarzając temperaturę od dwóch do trzech tysięcy stopni Celsjusza.. Każde działko strzelało z szybkością pięciuset dwudziestu pocisków na minutę i było zasilane z bębna zawierającego 60 pocisków. Tak więc w czasie siedmiu sekund wszystkie bębny opróżniły się, a sto osiemdziesiąt pocisków poszło w stronę bombowca. Teoretycznie trzydzieści osiem trafiało samolot mierzący trzysta stóp kwadratowych, przy czym średnio dwadzieścia pocisków zadawało śmiertelny cios.
     - Moje nogi! – wykrzyknął Fleming – Boże, pomóż mi! Mamo! Mamo! Mamo!

Pierwszy pocisk, jaki przeszył samolot, wpadł przez przedni luk. Mijając bombardiera tylko o cal, eksplodował przy zetknięciu z łożem obrotnicy przedniej wieżyczki. Uszkodził ją, urwał sterowanie orczykiem, rozsadził zbiornik sprężonego powietrza i rozbił okienko zbiornika z glikolem, który w strumieniu powietrza rozpylił się w chmurę białej mgły. Jedną dwudziestą szóstą sekundy później, drugi pocisk wpadł przez komorę bombową i eksplodował pod podłogą stanowiska nawigatora. Siła wybuchu wyssała nawigatora w dół i zdmuchnęła w ciemną noc astrokopułę razem ze stojącym po nią nie trafionym, ale będącym bez spadochronu radiooperatorem.
     Trzy pociski: burzący, przeciwpancerny i zapalający, eksplodowały tuż za środkową górną wieżyczką strzelecką. Poza śmiertelnym ranieniem strzelca, wybuch pocisku burzącego połamał metalowe wręgi w miejscu, gdzie tylna część kadłuba jest przyłączona śrubami. Pocisk zapalający dopełnił reszty. Przełamanie bombowca wpół nastąpiło półtorej minuty później i dwa tysiące stóp niżej.
     Na długo przedtem inny pocisk burzący przebił zawiasowy wspornik steru wysokości na ogonie i odrzucił część zespołu wyważenia klapy sterowniczej do tylnej wieżyczki strzeleckiej z taką siłą, że obciął głowę tylnemu strzelcowi. Owe sześć trafień liczyło się najwięcej, ale były jeszcze trzydzieści dwa inne.
    Fleming nie mógł utrzymać samolotu, nie mógł. Och, Boże drogi! Jego ramiona i nogi! Spadał w ciemność nocy jak papierowy samolocik.
   - Przepraszam was, chłopcy! – zawołał, ponieważ doświadczał strasznego poczucia winy. Jego jelita i pęcherz rozluźniły się bezwiednie i poczuł się brudny. –Przepraszam!
   Fleming niepotrzebnie wykrzykiwał przeproszenie, na pokładzie nie było nikogo, kto by słyszał. Przeżył wszystkich z załogi, ponieważ radiooperator spadający z szesnastu tysięcy stóp z prędkością stu dwudziestu mil na godzinę ( końcowa prędkość dla jego wagi) zetknął się z ziemią po 90 sekundach. Wbił się w ziemię na dwanaście cali. Był to impet równy 450 – krotnej sile ciężkości. Rozłupał się jak orzech.
Fleming nadal przytwierdzony pasami do siedzenia pilota i przerażony niemożnością zatrzymania kału i moczu, uderzył w ziemię ( razem z przednią częścią kadłuba, dwoma silnikami rolls – royce”a i większą częścią głównego dźwigara) jakieś cztery minuty potem. Jemu wydawało się to czterema godzinami…….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz