czwartek, 2 listopada 2017

Poniedziałkowy czwartek

Kiedy co jakiś czas rozważam sprawę swoich pasji, co łączy się z ustawianiem ich w hierarchii wartości, dochodzę zawsze do dwóch tych samych wniosków.
      Po pierwsze primo: - hierarchia wartości zmienia się wraz z wiekiem. Jest to myśl tak oczywista, że wręcz banalna.
     Po drugie primo: - wszystkie pasje, przynosiły mi zawsze podobną intensywność przeżywania. Oraz oddawałem się im totalnie, jak to się mawia: - „do oporu”, aby nagle, pewnego dnia zrobić nieraz wieloletni urlop od którejś.
      Czyli było to coś w rodzaju nieregularnego cyklu.
Tak się rzecz ma na przykład z fotografią, malarstwem, grzybami, rowerem.
Nic nowego: - przerwy i zmiany w pasjach pokazują tylko życiowy dualizm.
Ciepło -zimno, wdech-wydech, radość-melancholia.
Oraz poszukiwanie jakiejś swojej prawdy.
      Takie życie jest naturalne - to Droga czyli Tao.
  
Kiedy w tym roku zaczęły spadać kasztany, akurat podróżowałem po Polsce dość intensywnie, lecz wypady te były już krótkie, z reguły dwu lub trzydniowe.
        Po powrocie z kolejnej wycieczki, jeździłem co rano do podwarszawskiego lasu na grzybobranie.
Albo inaczej: (ponieważ w tym miejscu waham się): - jeździłem sycić się przeżyciami bliskimi kategoriom miłości, dostarczanymi przez dzieło sztuki pod tytułem las.
Ach! Te prawdziwki we wrzosach!


Metro, pół godziny autobusem i godzina szybkiego nogowania do „swoich miejsc”.
Idąc, miałem czas, a więc myślałem.
          I co wymyśliłem?
Ano to, że w pasjach decyduje umowna, wewnętrzna gotowość do uniesień. Umiejętność łatwego cieszenia się tym, co jest.
        A co jest?
Są kwitnące wrzosy na malowniczych piaszczystych pagórkach, jeszcze nasycona zieleń lasu, także pierwsze kolory jesieni i grzyby, grzyby, grzyby..... Jest cudnie!







1 komentarz:

  1. ����������������������

    OdpowiedzUsuń