Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasje. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 lutego 2024

Wszystko co dobre jest proste

Opowiadają, że w starożytnej Persji żył młody król o imieniu Zamir. Wiedzę i mądrość darzył szczerą pasją, lecz z racji wieku, chwilowo zajmował się inną pasją, mianowicie kobietami, winem i śpiewem. W związku z powyższym nie miał za dużo czasu na studiowanie wiedzy, zebrał więc największych uczonych z królestwa i polecił im wyszukać księgi, w których byłyby zebrane wszystkie najważniejsze wiadomości na temat sensu istnienia człowieka.


Uczeni wyjechali i po upływie dwudziestu lat powrócili do pałacu Zamira z karawaną wielbłądów, niosących pięćset opasłych ksiąg. Chociaż król Zamir skończył dopiero czterdzieści lat, to jednak intensywnie hulaszcze życie tak nadwerężyło mu zdrowie, że oczy już osłabły.


- Przecież ja nigdy nie zdołam przeczytać tego wszystkiego! – zakrzyknął.

- Szukajcie innych ksiąg! Muszą być takie. I żeby było ich tylko kilka, a zawierały samo sedno tego, co trzeba wiedzieć!

Uczeni ponownie udali się w podróż, aby po kolejnych dwudziestu latach powrócić do pałacu Zamira, tym razem z zaledwie kilkoma księgami.

Atoli król już wyraźnie niedomagał – kilka rzeczy mu zmalało, między innymi głód wiedzy.

- Uproście to bardziej, bo jak wiemy wszystko co dobre jest proste. Przepiszcie zawartość tych ksiąg tak, aby wyszła z tego tylko jedna strona! – zdecydował władca po namyśle.

Uczeni pracowali jeszcze przez dziesięć lat. Lecz kiedy przybyli do pałacu z tym bezcennym jednym, cienkim tomem, król był już ślepy i mocno głuchy. Leżał ciężko dysząc, niemal pozbawiony sił.

- Przyjdzie mi zatem umrzeć – powiedział – nie poznawszy sensu istnienia człowieka…

Wtedy najstarszy z uczonych przystąpił do Zamira i wykrzyczał mu do ucha:

- Panie! W kilku słowach streszczę przeznaczenie człowieka: - On rodzi się i żyje, aby w końcu umrzeć.

I w tym samym momencie król wydał ostatnie tchnienie.

                                                                  Bajka perska



wtorek, 30 stycznia 2024

Płomień postępu

Koncepcja „wielu światów”, czy też światów równoległych jest dla ludzkości wyzwaniem, lecz także nadzieją. Może być przecież tak, że w jednym świecie przeżyjemy, a w drugim przyszykujemy sobie zagładę.                                  

Czyli pojawia się sławny paradoks kota Schrödingera - kot żyje, a także jest jednocześnie martwy.

Identycznie jest z ciekawością na przykładzie wędrowania: - Jaki widok zobaczę za tą kolejną górą?

 Nie poznaliśmy jeszcze Ziemi, a wyrywamy się w kosmos, badamy wszechświat. Widocznie tak ma być, gdyż istoty z pewną dozą inteligencji są z natury obdarzone ciekawością. Cecha ta okazała się, jak do tej pory, ewolucyjnie korzystna. Bez ciekawości, pasji wędrowania, czy jakiejkolwiek innej namiętności podobni bylibyśmy do kawałka drewna. Bowiem tylko pasja zapala płomień postępu.


Gospodarkę prowadzoną przez Ziemian należy nazwać rabunkową, niszczącą środowisko. I tu jest zadanie dla intelektualistów, którzy powinni wyjść ze swoich wież zbudowanych z kości słoniowej. Przemawianie do maluczkich językiem naukowym, czyli drętwym i do tego ”z profesorskich wysokości” to ślepa uliczka z porażką na końcu.


Jako że tkwimy w dualizmie i wiemy, iż medal ma dwie strony, nie zapominajmy o wdzięczności dla głupich. Przecież to dzięki nim mamy punkt odniesienia i możemy zdiagnozować, że do owych nie należymy.

Wydaje się, że słuszna refleksja powinna brzmieć: - Dziś wszyscy jesteśmy w tym samym przełomowym punkcie – jedziemy na jednym wózku. Jesteśmy manipulowani, wykorzystywani i powinniśmy zrobić wszystko, aby temu zapobiec.

Jednym słowem ludzie powinni poczuć się zaalarmowani i poszukiwać skutecznych rozwiązań.

Egzystujemy na Ziemi, bo taka jest wola naszych Stwórców, którzy nam na to pozwalają, czujnie monitorując "ziemski ogród zoologiczny". 

W sytuacjach krańcowych stosują ingerencje, które kasują cały eksperyment przebiegający nieprawidłowo. To są te sławne Poprzednie Światy niszczone ogniem czy wodą. Nie jesteśmy o tych ingerencjach prawidłowo informowani. Więcej – jesteśmy okłamywani na wielu polach. Azaliż być może nie mam racji i "wiary nie traćmy, ducha nie gaśmy".

   Wiary nie traćmy pomimo tego, że od zakończenia drugiej wojny światowej, z powodu bariery uranu znajdujemy się na krawędzi przepaści i wydaje się, że obyczajem lemingów w przepaść chce się rzucić 8 miliardów ludzkich mrówek.

Bez urazy dla mrówek, gdyż są one silnie rozwiniętą społecznością. Oderwany od rzeczywistości kk, opętany pychą, wmawia maluczkim, że są Koroną Stworzenia, a biorąc pod uwagę kwestię harmonijnego współżycia z przyrodą, znajdujemy się na poziomie niższym od karaluchów.

    Nie możemy sobie pozwolić na rozpatrywanie problemów jutra, za pomocą kategorii wziętych z wczoraj. Aktualna wizja fizyki mówi: -  Świat nie istnieje - chyba że na niego patrzymy.

    Wydaje się, że ten nasz tradycyjny obraz świata może nie być całkiem fałszywy, pod warunkiem spojrzenia na sprawy z odpowiedniej perspektywy.  




 

poniedziałek, 31 stycznia 2022

Leśny internet

Kiedy siadam do pisania kolejnego tekstu, najczęściej mam jakiś plan, ale tak się jakoś dzieje, że rzadko kiedy napiszę to, co początkowo zamierzałem. Przychodzą do głowy różne myśli i kierują pisaniem, a ja jako człowiek wolny poddaję się im. A to jest ogromna frajda i prezent od losu – nikt z zewnątrz nie rozkazuje, co mam pisać. Poza tym sama świadomość wolności jest uskrzydlająca – coś mogę, ale nic nie muszę. I tak się czasami dzieje: - siadam do pisania, a tu słońce za oknem już pięknie świeci i wewnętrzny głos zaprasza mnie do lasu. Rzucam wtedy wszystko i dzień, a często także noc przebiega zupełnie inaczej niż zwykle.



Czy pisanie to dla mnie odtrutka od koszmarnej rzeczywistości, jak się jeden z Czytelników ostatnio zapytał. Koszmarna rzeczywistość? A kto tak powiedział? Żyjemy w ciekawych czasach, a przymiotnik dodany do opisu tego co jest, to tylko nasz subiektywny osąd. Rzeczywistość, czy też ogólnie sprawy, nie są ani dobre ani złe. To my sami nadajemy im określone znaczenie. Mogę powiedzieć, że pomimo upływu lat, nie tylko nie jestem zmęczony życiem, ale wręcz przeciwnie: - dzięki paru pasjom egzystencja wydaje mi się coraz ciekawsza. Czego również Czytelnikom życzę.

 

Leśny internet

Jak wiemy grzyby należą do Królestwa Krasnoludków i są twórcami Leśnego Internetu Sieciowego - to wszechobecna pajęczyna grzybni. 


Nie wszystkie grzyby mają pokojowe usposobienie, na przykład opieńka napada na drzewa, aby zagarnąć dla siebie zapasy cukru i inne pyszności z kory. Zabija przy tym często swoja ofiarę, a potem przekrada się glebą do jej krewniaków. Atoli drzewa nie są całkowicie bezbronne wobec ataku grzyba, czy owada. System obrony polega na przesyłanych informacjach – ostrzeżeniach od innych drzew.



Informacje mogą płynąć górą – są to sygnały zapachowe, albo dołem przez korzenie zrośnięte z wielkoobszarową pajęczyną grzybni, czyli sieć Leśnego Internetu. Informacja o zagrożeniu płynie od zaatakowanego drzewa i zawiadamia z jakim opryszkiem mamy do czynienia. Ostrzeżone drzewo ma wtedy czas na zgromadzenie w korze precyzyjnie dobranych środków ochronnych, które powinny odebrać apetyt głodnym owadom, czy ssakom.




Dzięki leśnemu internetowi cały las dość szybko wie o ataku na pojedyncze drzewo. Jednak za przesyłanie informacji trzeba płacić – grzyby otrzymują od dębów, buków i spółki do jednej trzeciej całej ich produkcji z fotosyntezy w postaci cukrów i innych węglowodanów. To bardzo dużo, czyli usługa jest droga, bo następna jedna trzecia produkcji idzie na drewno, a kolejna jedna trzecia to produkcja fotowoltaniki - czyli liście, oraz kora i owoce.



poniedziałek, 4 października 2021

Kurkowy spacer

Sobota 2 października. 

Do lasu wchodziłem o szóstej. Szarzało. Lubię chodzić, bo przecież „dużo chodzić”, czy też ogólnie ruch fizyczny na powietrzu jest podstawową zasadą profilaktyki zdrowotnej. 

Zamierzałem przejść około 25 km. w ciągu ośmiu godzin, czyli tempo spacerowe. Kiedy się rozwidniło schodziłem z drogi w las, aby sprawdzić, co słychać u grzybów, czy jeszcze są. Zamknąłem już co prawda tegoroczny sezon, ale Czytelnicy którzy są grzybnięci, dobrze wiedzą o co chodzi.

Człowiek powinien mieć bowiem jakieś zainteresowania, pasje. Jak stwierdził znajomy chodzący w Bieszczadach z wykrywaczem metalu: „życie bez pasji do dupy jest”.

Więc zahaczam o jedną miejscówkę – nie ma nic. Druga – zero. Jest mgliście, ale powietrze super! Tak lekko się oddycha, czyli wilgotność optymalna. Idę dalej i ogólnie jestem zadowolony. Mało tego, dziękuję Duchowi Lasu za niepowtarzalny sezon grzybowy. Niepowtarzalny, ponieważ 90 % zbioru to były prawdziwki, tudzież sezon wypadł w tym roku znacznie wcześniej niż zwykle. Z Bieszczadów na Mazowsze wróciłem dość wcześnie, a to przez wirusa, który skomplikował podwózki. 

I tak sobie idę, w głowie słyszę piosenkę Czarnoksiężnik, mija trzecia godzina marszu, wychodzi słońce, zachodzę na ostatnią miejscówkę kurkową. I tu na otarcie łez uzbierałem kurek do niedzielnej jajecznicy dla dwóch osób.






 



Mijam kolejną dębinę świetlistą, która powoli wpada w kolor i mam już tylko pół godziny do celu wędrówki.




U celu dostaję pozdrowienie od jesiennego kwiatka. Bobrów nie ma tu od kilku lat – przeniosły się wzdłuż kanału o kilka kilometrów na zachód.






Las w końcu podmiejski, pogodna sobota, a ludzi nie było. W dalszej trasie nie widziałem nikogo, a kiedy w drodze powrotnej wszedłem na główny trakt prowadzący do wyjścia, minęło mnie tylko kilkanaście osób - spacerowiczów weekendowych.

czwartek, 2 listopada 2017

Poniedziałkowy czwartek

Kiedy co jakiś czas rozważam sprawę swoich pasji, co łączy się z ustawianiem ich w hierarchii wartości, dochodzę zawsze do dwóch tych samych wniosków.
      Po pierwsze primo: - hierarchia wartości zmienia się wraz z wiekiem. Jest to myśl tak oczywista, że wręcz banalna.
     Po drugie primo: - wszystkie pasje, przynosiły mi zawsze podobną intensywność przeżywania. Oraz oddawałem się im totalnie, jak to się mawia: - „do oporu”, aby nagle, pewnego dnia zrobić nieraz wieloletni urlop od którejś.
      Czyli było to coś w rodzaju nieregularnego cyklu.
Tak się rzecz ma na przykład z fotografią, malarstwem, grzybami, rowerem.
Nic nowego: - przerwy i zmiany w pasjach pokazują tylko życiowy dualizm.
Ciepło -zimno, wdech-wydech, radość-melancholia.
Oraz poszukiwanie jakiejś swojej prawdy.
      Takie życie jest naturalne - to Droga czyli Tao.
  
Kiedy w tym roku zaczęły spadać kasztany, akurat podróżowałem po Polsce dość intensywnie, lecz wypady te były już krótkie, z reguły dwu lub trzydniowe.
        Po powrocie z kolejnej wycieczki, jeździłem co rano do podwarszawskiego lasu na grzybobranie.
Albo inaczej: (ponieważ w tym miejscu waham się): - jeździłem sycić się przeżyciami bliskimi kategoriom miłości, dostarczanymi przez dzieło sztuki pod tytułem las.
Ach! Te prawdziwki we wrzosach!


Metro, pół godziny autobusem i godzina szybkiego nogowania do „swoich miejsc”.
Idąc, miałem czas, a więc myślałem.
          I co wymyśliłem?
Ano to, że w pasjach decyduje umowna, wewnętrzna gotowość do uniesień. Umiejętność łatwego cieszenia się tym, co jest.
        A co jest?
Są kwitnące wrzosy na malowniczych piaszczystych pagórkach, jeszcze nasycona zieleń lasu, także pierwsze kolory jesieni i grzyby, grzyby, grzyby..... Jest cudnie!