Najważniejszą sprawą jest poznanie samego siebie.
Teksty Osho, które zamieszczam, właśnie tego dotyczą. Ciebie dotyczą i mnie. Mnie już pomogły. Może kolej na ciebie? Jeśli oczywiście zechcesz nad tymi tekstami trochę podumać.....A może wystarczy tylko przeczytać?
Psychiczne zniewolenie - czyli jeszcze o jąkaniu. To dalszy ciąg posta; "Jak zostać królem". Kto obejrzał film pod tym tytułem, raz na zawsze zrozumie co to takiego to psychiczne zniewolenie.
Wszyscy boją się wolności.
Wolność
to wielkie ryzyko. Ludzie ciągle mówią o wolności, ale tak naprawdę mało kto
chce być wolny. Większość woli być zależna. Jest wtedy na kogo przerzucać
odpowiedzialność.
Będąc
wolnym, odpowiadasz za każdy swój ruch, czyn, za każdą myśl. Nie możesz
obarczać odpowiedzialnością innych.
Pomyśl
o psychiatrze ze szkoły Freuda, o psychoanalityku. Pacjent leży na kozetce, a
psychoanalityk siedzi z tyłu, żeby pacjent go nie widział. Siedzi za kozetką:
on wodzi pacjenta, a pacjent go nie widzi.
Na
Zachodzie psychoanalityk to jeden z najlepiej płatnych zawodów…. setki dolarów
za godzinę. Mało kogo stać na to, żeby zwariować….
Niektórzy
psychoanalitycy chowają się za kotarą, żeby pacjent miał wrażenie, że przed
nikim nie musi ukrywać swoich tajemnic.
Co
się wtedy dzieje? Co się dzieje podczas takich terapii? Pacjent obwinia o swe
niepowodzenia matkę – zwykle matkę – albo ojca. Ale sam nie przyjmuje żadnej
odpowiedzialności.
Próbuje
dowieść, że jest całkowicie niewinny.
Wszyscy
inni popełniali błędy, doprowadzając go do czegoś, czego sam przenigdy by nie
zrobił.
Wszyscy
boją się wolności, dlatego ludzie na całym świecie lgną w głębi duszy do
niewolnictwa. Każdy z nas jest wielokrotnym niewolnikiem.
Niewolnikiem
swoich rodziców, swego kraju, niewolnikiem sąsiadów – jest to niewola, której
nie widać.
Kiedy
studiowałem na uniwersytecie, przez cały rok mieszkałem z kolegą w jednym
pokoju i nie zauważyłem, żeby się jąkał.
Nie
miał żadnych problemów z wymową.
Kiedyś
jego ojciec przyjechał do niego w odwiedziny i mój kolega zaczął się jąkać.
Zdziwiony spytałem:
- Co się z tobą dzieje? Jąkasz się od
przyjazdu ojca, nie potrafisz mówić, tak jak przedtem.
- Odpowiedział:
- Od dzieciństwa ojciec uczył mnie, jak mówić, co mówić, czego nie mówić, z kim
rozmawiać i kiedy. Tak mi zamieszał w głowie, że utraciłem własną wrażliwość i
zacząłem się w końcu jąkać. Po przyjeździe na uniwersytet byłem bardzo
zdziwiony, że jąkanie ustąpiło, jak tylko opuściłem dom.
Ale
jąkanie zawsze powraca, kiedy przyjeżdżam do domu, do swego miasta.
- A co
się dzieje, kiedy w świątyni modlisz się do Boga Ojca?
-
To samo. Znowu się jąkam. Wystarczy samo słowo „ojciec”, albo ktoś odgrywający rolę ojca.
Pewnego
dnia wezwał go do siebie kanclerz uniwersytetu. Poszedłem tam razem z nim.
- Dlaczego ze mną idziesz? – spytał.
- Nic się nie martw – odpowiedziałem –
Poczekam na ciebie na korytarzu.
- Ale to zupełnie niepotrzebne – zaoponował.
- Potem ci wytłumaczę – odparłem.
Wszedł
do gabinetu kanclerza i zaraz zaczął się jąkać. Wtedy ja też wszedłem, nie
pytając o pozwolenie. Obaj się zdziwili. Kanclerz spytał:
- Nie wiesz, że trzeba zapytać o
pozwolenie? Właśnie z kimś rozmawiam.
-
Sytuacja wymagała tego, żebym wszedł tu nieoczekiwanie – odpowiedziałem.
Z
dwóch powodów chciałem przyłapać mego kolegę na tym, jak się przy panu jąka.
Po
pierwsze chciałbym żeby zrozumiał, że wszystko z nim jest w porządku. Każda
osoba w roli ojca, każdy autorytet wywołuje u niego jąkanie.
A ponieważ
pan jest najwyższą władzą na uczelni, chciałem, żeby pan też się czegoś
dowiedział: - proszę się tak nie wywyższać i nie przyprawiać biednych studentów
o jąkanie. Nie jest pan naszym tatusiem. Dlatego musiałem wejść tu nagle, bez
pytania. Chciałem was obu przyłapać na gorącym uczynku. Pan traktuje go z góry,
a to nieładnie. Narzuca pan coś biednemu studentowi, który i tak ma własne
problemy z ojcem.
-
Może masz rację, krzyczałem na niego. Nie zrobię tego więcej, nie chcę, żeby
moi studenci się jąkali. Kiedy to u niego zauważyłem, zdziwiłem się, ale nie
wiedziałem o co chodzi. Myślałem, że może
ma taki nawyk – odparł kanclerz.
- To nie nawyk – odpowiedziałem.
Mieszkamy
razem od roku i ani razu się nie zająknął. Ale kiedy przyjechał ojciec, wszystko
się zmieniło. Obserwuję go od tego czasu. Jąka się w świątyni, podczas modlitwy
do Boga Ojca. Ciekaw byłem, co zajdzie między nim a panem. Jąka się, pewnie
zachowywał się pan autorytatywnie. To niepotrzebne. Musi pan być bardziej
ludzki, przyjazny, pełen miłości. Nie jest pan jego ojcem.
Po wyjściu z gabinetu kanclerza mój kolega
stwierdził:
- To ojciec jest wszystkiemu winien.
- Nieprawda. Ależ z ciebie tchórz –
odpowiedziałem.
Każdy
ojciec chce doskonalić swojego syna, bo prędzej, czy później syn zajmie jego
miejsce. Nie znaczy to, że wszyscy ludzie mają się jąkać. Jesteś słabeuszem i
unikasz odpowiedzialności. Po prostu pogódź się z tym, że kiedyś zachowywałeś
się jak tchórz. Przecież w twoim ojcu nie ma niczego szczególnego. Widziałem
go. Jesteś wyższy od niego.
Gdybyście
się pobili, wygrałbyś, bo on się starzeje, a ty jesteś zdrowy i w sile wieku.
Ten drobny staruszek sprawia, że się jąkasz i w dodatku zrzucasz na niego odpowiedzialność.
To
niewolnictwo, psychiczne zniewolenie. Ale zrzucanie winy przynosi ci ulgę, bo wtedy przyczyna
nie leży w tobie samym.
- Kto
zmusza cię do chodzenia do kościoła, do świątyni, czy synagogi?
To
prawda, że w dzieciństwie zabierali cię tam rodzice, a jak jest teraz? Popadłeś
w rutynę.
Gdyby
ktoś kazał ci to wytłumaczyć, powiedziałbyś: -„Mój ojciec zawsze zmuszał mnie do chodzenia do synagogi. To moja matka
mnie zmuszała, abym robił to czy tamto.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz