wtorek, 11 lutego 2014

Łemkowska Odyseja 1



Dedykacja dla mojej babci, Łemkini z Myczkowic, która była analfabetką i podpisywała się krzyżykiem. Nauczyła się pisać i czytać w 1953 roku.


Andrzej Priadka.

ŁEMKOWSKA ODYSEJA.



Jeżeli był na świecie raj....Poeci w ten szczególny sposób nawiązują do cudownego charakteru jakiejś krainy.
     Jest zapewne wiele miejsc, które zasługują na takie porównania. Zawsze jednak bardziej skłonni do takich ocen są ludzie wtedy, gdy chcą mówić o swoich rodzinnych ziemiach, a już szczególnie wtedy, kiedy kieruje nimi nostalgia za tym, co utracili....
A więc, jeżeli był na świecie raj, to wcale nie wykluczone, że mógł być właśnie tu - w krainie rozpościerającej się pośród obniżonych przez geologię pagórków Bieszczadów i Beskidu Niskiego.
       Uczeni mówią, że jest to część gigantycznego pasma górskiego ciągnącego się od obecnych Pirenejów i Alp aż po szczyty Himalajów.
Tu jednak nikt kiedyś nie zastanawiał się nad pradziejami globu ziemskiego, nikt nie myślał, że oblicze Ziemi zmienia się na przestrzeni milionów lat, bowiem życie jest takie krótkie, a problemów nie trzeba szukać w dziejach ludzkości.
Te problemy są znacznie bliżej. Umieszczone są pomiędzy najbliższymi wzniesieniami, a obejmują członków rodziny, dotyczą sąsiadów, znajomych. Problemy bywają czasami i większe, ale żeby je dostrzec trzeba wyjść poza własne opłotki.
Tam, gdzieś daleko, są wysokie urzędy, są ludzie kształceni, którzy wiedzą znacznie więcej i to oni mają wpływ na to, co można zmienić.
          Mądrzy ludzie znają się na wszystkim....
To i pewnie o świecie wiedzą prawie wszystko. Są też i inne kraje, odległe i przedziwne. Do niektórych to trzeba nawet wędrować przez morze.
A tu - własne kłopoty.
Trzeba wytrwać, korzystając z płodów tej ziemi, na której Pan pozwolił żyć. Na ziemi trzeba ciężko pracować. Ona wiele wymaga: trudu, dbałości o nią i umiejętności.
      Ale i kochać ją trzeba.
Jest za co ją kochać. Ona taka piękna, wszystkich wyżywi i odzienie wywodzi się z jej darów.
Jej pagórki, zielone doliny, lasy rozbrzmiewające kwileniem naziemnych stworzonek i trelami ptaków, ruczaje płynące przez sioła i mieściny, zieleń i kwiaty, puszysty śnieg i deszcze rzęsiste. Majowa woń i rozbrzmiewające chrząszcze dają ukojenie rozkołatanej duszy i strapionemu ciału. Ziemia ta potem też przytuli na zawsze....
Lud tu żył pracowity, pobożny i przestrzegający tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
        Wtedy nie było ważne pochodzenie tych ludzi. Nikogo to nie obchodziło. Kłopoty te powstały dopiero znacznie później, gdy po kolejnych zakrętach historii na nowo odżyje problem podziału ziem pomiędzy sąsiadujące kraje. Na razie panującym był tu C.K Cesarz Austro-Węgier.  A cesarzowi podlegało przecież wiele narodów i mówiły one różnymi językami. Budziło to nieraz duże emocje, ale dopiero tam, gdzie chodziło o większe sprawy - w urzędach, gdzie trzeba było upominać się o swoje prawa,  w wojsku, które nie wiadomo, czyich interesów miało bronić, a niekiedy i w szkołach, gdzie ustalano w jakim języku i czego dzieci mają się uczyć.
Szkół było mało, bo naród uczony za dużo myśli i czasem zbyt wiele spraw chce w swoich głowach roztrząsać. Tak więc urzędy niezbyt dbały o zakładanie szkół na wsiach.


PS. Specjalne podziękowania dla Jana Gabriela z Ciężkowic, który tę książkę znalazł w necie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz