środa, 19 lutego 2014

Łemkowska Odyseja 2



Na okładce Łemkowskiej Odysei jest zdjęcie ruin cerkwi p.w. Orędownictwa Przeczystej Bogurodzicy w Płonnej.
Zdjęcie z 2004 roku.
                                                               - 2 -
    
Bywało również, że przychodzili urzędnicy w sprawie tworzenia przybytków oświaty, a ludzie traktowali te propozycje z wielkimi oporami.
Bo kto miał się uczyć w wiejskich szkołach? Co prawda dzieci nie brakowało - ich najłatwiej można było się dorobić.  Ale dzieci były potrzebne w domu przy różnych pracach: do pasienia krów, pilnowania zagrody, sprzątania obejścia, przy poganianiu wołów,  ale też do kopania kartofli, wiązania i wożenia zboża, do pracy przy sianie. Dzieci nie były przeznaczone do przesiadywania w klasach szkolnych. Liczenia i odmawiania pacierza nauczyć przecież mogła babusia z dziadziem. Oni to właśnie i bajki przecież znali, a czasem nawet o starych dziejach rozpowiadali, wierszyka mogli też nauczyć...
     Tak więc, nie było potrzeby i czasu roztrząsać, co to za lud mieszka w wioskach rozpościerających się w malowniczych dolinach pomiędzy wzgórzami Bieszczadów i Beskidu Niskiego. Tacy sami ludzie przecież żyli w krainie rozciągającej się od Pienin po Karpaty Wschodnie. Mówili z odmiennymi narzeczami w poszczególnych wioskach, gminach i powiatach. W Boga wierzyli i nie trzeba było więc wiedzieć, kim się jest naprawdę. Wszyscy byli tutejsi, a rozmawiali po prostu po swojemu.
       Byli wśród nich tacy, co nazywali się Łemkami, Bojkami lub Hucułami. Niektórzy twierdzili, że są Rusnakami. Czasem jedni  o drugich mówili że są góralami, a tamci o pierwszych, że podolakami. Wszyscy chodzili do cerkwi. Tam odprawiano nabożeństwa w języku starocerkiewnosłowaińskim, a kazań wysłuchiwano i modlono się po ukraińsku - podobnie mówiono na "Wielkiej Ukrainie".
Wełyka Ukrajina znajdowała się daleko. Mało kto ją widział, ale wszyscy wiedzieli, że tam ludzie przechodzili wiele cierpień i zniewolenia. Najładniej o tym pisał Taras Szewczenko. Wielu znało jego  mądre dumki, i smutne wiersze o sierotach, wdowach i chłopach-niewolnikach. Gdy wędrowcy wygłaszali tę poezję, to aż serce się krajało. Cierpienia najczęściej pochodziły od tych, co stali nad nimi - od szlachty, która w większości była polska, od obcych najeźdźców, jakimi byli Rosjanie, Turcy, i Tatarzy i od własnych panów, którzy nie zawsze myśleli o własnym narodzie. Z tarasowej poezji wynikało też wiele nauk i przykazań, jak na przykład ta,  że własną mowę należy szanować i pielęgnować
          ...Mowa moja ridna, chto t'ja zabuwaje
            Cej w hrud'jach ne serce, ale kamin maje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz