Samotnia.
Zaczął się kolejny przefantastyczny
dzień.
Przywitanie ze słońcem, i szykuję się do
toalety porannej w potoku.
Czyli sięgam po buty.
Bo
poza tym, całe dnie po łące chodzę boso. To ważny sposób kontaktu z matką
Ziemią. Skóra na stopach już zgrubiała i jest ok.
Sięgam więc po pierwszy but – one stały w
nocy na zewnątrz namiotu pod płachtą, chwytam go i….- mam chęć go odrzucić!
Następuje Bliskie Spotkanie
Trzeciego Stopnia.
W bucie coś siedzi i na
mnie patrzy!
Wąż?
Nie. To ropucha. Ropucha patrzy na mnie, a
ja na nią.
Próbuję tę ropuchę
delikatnie wyewakuować z buta, ale ona nie bardzo się kwapi do wyjścia.
Jej najwyraźniej podoba
się siedzenie w bucie, a mnie się zaczynają podobać jej oczy oraz buzia i
cała osoba.
Jejku! Jaka
ta ropucha jest piękna!
Zachwyt!!!! Umysł zgasł! Odbieram
przekaz z serca: - To jest na pewno prześliczna Księżniczka Łemkowska, zaklęta
tylko w ropuchę przez złą wróżkę.
Żeby ją odczarować –
trzeba ją pocałować!
Może tak być. Wracają myśli,
a razem z nimi zaskakująca logika: - Chwilunia. Nie działajmy pochopnie.
Spontanicznie tak – ale
nie pochopnie.
Jeśli tak jest naprawdę, co jest całkiem możliwe, i
pocałuję tę ropuchę, to zmieni się ona w atrakcyjną kobietę. Jestem już dość
długo bez kobiety i taka sytuacja mogłaby spowodować, że się nawet w niej
zakocham.
Bo jak jest dalej w bajkach?
W nagrodę za odczarowanie,
Księżniczki natychmiast zakochują się w rycerzu – wybawcy, biorą z nim ślub i
żyją długo i szczęśliwie.
Życie długie i szczęśliwe
tak, tylko ten ślub…. To przecież oddanie wolności.
Tak, Księżniczka z pewnością zaproponuje mi małżeństwo, i wtedy ponownie
stracę wolność! Księżniczki są takie piękne! A Łemkowskie Księżniczki są szczególnie
piękne!
Natomiast wolność jest dobrem najwyższym!
Nie ze mną te numery! Nie
pocałuję Ciebie Piękna Księżniczko zaklęta w ropuchę!
Musisz poczekać na innego
rycerza.
Śmieję się ze swoich myśli!
I Księżniczka została
delikatnie, a jednocześnie zdecydowanie wyeksmitowana z buta.
Świadoma swojej piękności ustawiła się do portretu. Czy nie jest Śliczna?
Odtąd nie byłem już sam na
biwaku.
Gdy przyniosłem wodę z potoku,
Księżniczka siedziała obok namiotu, jakby na coś czekała.
Mówię: - nie dam ci buzi,
kochana, nie ma szans….
A ona na mnie patrzy……I znowu w zachwycie zatrzymały się myśli - zacząłem widzieć sercem.
Boziuniu!
Serce
zadrżało a potem odleciało! Zakochałem się w Księżniczce!
Bo na moment czary znikły i zobaczyłem wtedy cud piękności Łemkowską Księżniczkę w pełnej krasie.
Naraz nadleciały gzy, czyli muchy końskie.
Dwie muchy. Albo dwa gzy. I one, te dwa - usiadły na spoconym ciele Zbyszka, w
wiadomym celu. Nie dopuściłem do realizacji tego ich celu. Spotkała je
natychmiastowa zagłada.
Zaraz, zaraz. Księżniczka
na mnie patrzy….
Gdzie upadły te muchy – gzy? Odszukałem
zwłoki much i ostrożnie podrzuciłem blisko Księżniczki.
Zastanawiała się chwilę…Po
tym zrobiła mały ropuszy ( bo nie żabi chyba? ) krok do przodu i łyk, łyk –
zjadła muchy.
Wycofała się rakiem i
wydało mi się, że widzę wdzięczność w jej oczach.
Opatrzność znalazła dla mnie zajęcie.
Odtąd, zabite na śmierć gzy lądowały w przepastnych wnętrznościach Księżniczki.
Przyszedł mi do głowy
następny pomysł: - to i pająki mogę karmić!
I zrealizowałem ten
pomysł: - Chwilowym nadmiarem jedzenia obdzieliłem kilka zaprzyjaźnionych pająków.
W następnych dniach, pogorszyła się
sytuacja na odcinku much końskich. Nadmiaru jedzenia już nie było: dziennie
trafiałem może 5 – 6 much, i one znikały natychmiast w czeluściach Ślicznej.
Księżniczka trwała na posterunku przez trzy
kolejne dni.
Bardzo uważałem, żeby na
nią nie nadepnąć, bo zmieniała miejsce pobytu, ale zawsze była tuż-tuż.
Dopiero na dzień przed odmarszem - gdzieś znikła.
Może trafiła na swego rycerza, który ją odczarował? Mogło tak być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz