Bardzo dużo chodzę. Opuszczam
biwak i wędruję godzinami po okolicy. Jest
tu wiele całkiem zdziczałych ogrodów. To ostatnie ślady po ludziach, którzy tu kiedyś
żyli.
W ogrodzie
Krzysztof Ćwikliński
W ogrodzie mojej babki, zanurzonym w
cieniu,
W duchocie popołudnia, tuż przy
ogrodzeniu,
W pobliżu krzywej furtki strzeżonej
przez tuje,
Skory pobiec przed siebie chłopiec
przydeptuje.
Niecierpliwie, bo nie wie, co to znaczy
czekać.
Jest za mały. Wie tylko, że idziesz z
daleka.
Że już wyszłaś, że idziesz, że
przyjdziesz po niego.
Że to jest najważniejsze, choć nie wie
dlaczego.
To ja w krótkich spodenkach, ja sprzed
lat czterdziestu,
Wpatrzony w Łączną Drogę zza krzaków
agrestu.
Pod śliwą i orzechem niby w wielkim
lesie,
Ciekawy, kiedy przyjdziesz i co mi
przyniesiesz.
Wytężam wzrok, bym dojrzał, bym na czas
zobaczył,
Czekam, by pośród cieni, twój cień
zamajaczył.
By się zbliżył i urósł, by się
ucieleśnił,
Ciężkim zapachem lipca i smakiem
czereśni.
Bym się rzucił weń, zapadł, bym w nim
istnieć przestał,
Ja przed światem ukryty w tujach i
agrestach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz