wtorek, 28 października 2014

Darek Karaluch

Zaprzyjaźniłem się z Darkiem. To człowiek wielkiego serca, bywałem u niego wielokrotnie. Młyn kamieni i oba kamieniołomy poznałem jak własną kieszeń.
Oto jeden z kamieniołomów.
  


Karaluch to ksywka. Skąd jej rodowód?

Kiedyś Darek był wypalaczem na wypale, czyli smolarzem innymi słowy. Wypalał drewno bukowe na węgiel drzewny, początkowo w kopcach – mielerzach, wtedy nie było jeszcze retort. Retorty to żelazne kotły wielkości parowozu.

Kopce miały do siedmiu metrów wysokości. Układało się te kopce w piramidę ze znajomością rzeczy. Matura – teoria tu się nie liczyła, liczyła się tylko praktyka.
Wypalaczami były „wyrzutki społeczeństwa”, jak propaganda komunistyczna nazywała ludzi będących „na bakier” z prawem. Ktoś nie płacił alimentów, inny kogoś zabił, odsiedział swoje, ale miał żal do społeczeństwa, bo zabił gacha, chciał też żonę, ale z gachem mu zeszło, w tym czasie żona uciekła. Komuś nie podobała się komuna i powiedział to głośno….. Pojawiali się także Łemkowie, których ciągnęło do Ziemi Ojczystej.
Ileż to razy słyszałem od młodych przeważnie: - generalnie „Ci Wypędzeni” wyszli na swoje, poprawili swój byt, bo wyszli z biedy i mieli lepiej w zasobnych gospodarstwach poniemieckich.
Niby racja teoretyczna. Gospodarstwa niemieckie zasobne. Nieraz fajansowe studnie i poidła. Podwórko wybrukowane kocimi łbami, stodoła – obora – wielki dom. Tylko jedno „ale”.
W 1947 wszystkie te zasobne poniemieckie gospodarstwa na Pomorzu i Ziemiach Wyzyskanych były pozajmowane przez Polaków. Zostały same ruiny bez okien i drzwi. Ale to i tak luksus w porównaniu z Syberią dokąd zsyłano Polaków w 1939 roku.
Tam, na stepie Kazachstanu, czy innego syberyjskiego zadupia, aby zamieszkać, trzeba było norę w ziemi wygrzebać. Ta nora zwała się szumnie ziemianką. Ilu umarło pierwszej zimy?
Ale przyroda tam przez duże P! – powie mądrala.
Górala z gór wysiedlić nad morze. Czy to rozumiesz, Czytelniku?
Rybaka morskiego wysiedlić w góry. Oni będą tęsknić.
Góral za górami, rybak morski za morzem. A Tęsknota nie ma ceny. Nie ma ceny.
Mnie porusza Miłość. Ile razy byłem na cmentarzu w Radoszycach, Smolniku i Łupkowie, znam losy młodych z tamtych czasów. Gorąca miłość. Ślubowanie; - tylko Ty.
Nastąpił czas czystki etnicznej, czyli ludobójstwa, trzeba rzeczy nazywać po imieniu. UPA nie chciało Polaków w Wolnej Ukrainie. W Bieszczadach nie było takich rzezi, jak na Wołyniu, tu była tylko krwawa niedziela w Baligrodzie. 
Poprzez Powstanie Ukraińskie Łemkowie stracili ziemię ojców, komuniści zastosowali odpowiedzialność zbiorową.


A więc jest to przedmowa do losów Karalucha - Darka.
Darek jest dozorcą przy Młynie Kamieni w Huczwicach. Wizerunki osób zamieszczam wyłącznie po uzyskaniu ich zgody.
    
Jest o głowę niższy ode mnie i waży pewnie 45 kg. Mówił, że nigdy gruby nie był, ale w czasach Siekierezady oraz Wypału mógł ważyć 50 kg.
Siekierezada – praca w lesie, początkowo siekierą, potem piłą spalinową, od tego piłowania dostaje się choroby wibracyjnej, na końcu zwózka drzew końmi.
Na wypale była ciężka, niebezpieczna, niezwykle brudna i szkodliwa praca. I było picie non stop właściwie, bo za tę pracę szła godziwa zapłata.
Tak się składało, że po zakupy dla trzech osób do Baligrodu chodził Darek.
Wypał znajdował się przy drodze w Rabe, obok zniszczonego przez komunistów cmentarza bojkowskiego. Od tego dawnego Wypału do mojej tegorocznej Samotni jest tylko rzut beretem – niecały kilometr. Natomiast od Wypału do sklepu w Baligrodzie jest jakieś 12 kilometrów. Do pierwszego sklepu, bo ja chodziłem jeszcze kilometr dalej, aż do czołgu stojącego w rynku. Tu jest kilka sklepów i można kupić odpadowe porcje rosołowe z kurczaków dla psów Darka.
Więc wyobraźmy sobie teraz, że jest zwykła zima bieszczadzka, śniegu jest po pas, a chwilami do piersi. Darek wyrusza o świcie po żywność. 12 kilometrów przejść w lecie to jest kawałek, a w zimie to wyzwanie. Jednak jest łatwiej iść do Baligrodu z pustym plecakiem niż wracać z pełnym.
Na pełen plecak składało się pięćdziesiąt butelek wódki ( tak bardzo pić się chce na Wypale ) Sama wódka to 25 kg, a butelki to pryszcz? Do tego w końcu jedzenie, konserwy, chleb. Ależ to ważyło wszystko razem! Mogło być tego 40 kg ......
Już nie pytałem Darka jakiej wielkości był plecak, pewnie spory.  Darek mały wzrostem, ale silny jak koń był.
      To mówię: - wracać było ci łatwiej bo po śladach szedłeś.
      Darek na to: - czasami szedłem po śladach, ale plecak przygniatał. Natomiast częściej było tak, że sypało i nie było już śladów.
     Ja: - ale koledzy pewnie wychodzili ci naprzeciw, przecierali drogę.
     Darek: - tak było. Oni nie mogli się doczekać na gorzałę i wychodzili mi naprzeciw …… może sto metrów, tylko do pierwszego zakrętu. I koncertowo klęli na mnie, że za długo mnie nie ma.
Gdy mnie wreszcie zobaczyli, a przy Wypale zjawiałem się już nocą, wołali: - „idzie wreszcie ten …. ( taki owaki jego mać ) karaluch”. Bo wracałem na czworakach, do tego bardzo powoli, i wyglądałem pewnie jak karaluch. Po powrocie miałem dość, nawet wódki mi się nie chciało. Padałem na wyro i spałem 12 godzin.
I tak zostałem karaluchem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz