Zaprzyjaźniłem
się z Darkiem. To człowiek wielkiego serca, bywałem u niego
wielokrotnie. Młyn kamieni i oba kamieniołomy poznałem jak własną kieszeń.
Oto jeden z kamieniołomów.
Karaluch
to ksywka. Skąd jej rodowód?
Kiedyś
Darek był wypalaczem na wypale, czyli smolarzem innymi słowy.
Wypalał drewno bukowe na węgiel drzewny, początkowo w kopcach –
mielerzach, wtedy nie było jeszcze retort. Retorty to żelazne kotły
wielkości parowozu.
Kopce
miały do siedmiu metrów wysokości. Układało się te kopce w
piramidę ze znajomością rzeczy. Matura – teoria tu się nie
liczyła, liczyła się tylko praktyka.
Wypalaczami
były „wyrzutki społeczeństwa”, jak propaganda
komunistyczna nazywała ludzi będących „na bakier” z
prawem. Ktoś nie płacił alimentów, inny kogoś zabił, odsiedział
swoje, ale miał żal do społeczeństwa, bo zabił gacha, chciał
też żonę, ale z gachem mu zeszło, w tym czasie żona uciekła.
Komuś nie podobała się komuna i powiedział to głośno…..
Pojawiali się także Łemkowie, których ciągnęło do Ziemi
Ojczystej.
Ileż
to razy słyszałem od młodych przeważnie: - generalnie „Ci
Wypędzeni” wyszli na swoje, poprawili swój byt, bo wyszli z
biedy i mieli lepiej w zasobnych gospodarstwach poniemieckich.
Niby
racja teoretyczna. Gospodarstwa niemieckie zasobne. Nieraz fajansowe
studnie i poidła. Podwórko wybrukowane kocimi łbami, stodoła –
obora – wielki dom. Tylko jedno „ale”.
W
1947 wszystkie te zasobne poniemieckie gospodarstwa na Pomorzu i
Ziemiach Wyzyskanych były pozajmowane przez Polaków. Zostały same
ruiny bez okien i drzwi. Ale to i tak luksus w porównaniu z Syberią
dokąd zsyłano Polaków w 1939 roku.
Tam,
na stepie Kazachstanu, czy innego syberyjskiego zadupia, aby
zamieszkać, trzeba było norę w ziemi wygrzebać. Ta nora zwała
się szumnie ziemianką. Ilu umarło pierwszej zimy?
Ale
przyroda tam przez duże P! – powie mądrala.
Górala
z gór wysiedlić nad morze. Czy to rozumiesz, Czytelniku?
Rybaka
morskiego wysiedlić w góry. Oni będą tęsknić.
Góral
za górami, rybak morski za morzem. A Tęsknota nie ma ceny. Nie ma
ceny.
Mnie
porusza Miłość. Ile razy byłem na cmentarzu w Radoszycach,
Smolniku i Łupkowie, znam losy młodych z tamtych czasów. Gorąca
miłość. Ślubowanie; - tylko Ty.
Nastąpił
czas czystki etnicznej, czyli ludobójstwa, trzeba rzeczy nazywać po
imieniu. UPA nie chciało Polaków w Wolnej Ukrainie. W Bieszczadach nie było takich rzezi, jak na Wołyniu, tu była tylko krwawa niedziela w Baligrodzie.
Poprzez
Powstanie Ukraińskie Łemkowie stracili ziemię ojców, komuniści zastosowali odpowiedzialność zbiorową.
A
więc jest to przedmowa do losów Karalucha - Darka.
Darek
jest dozorcą przy Młynie Kamieni w Huczwicach. Wizerunki osób zamieszczam wyłącznie po uzyskaniu ich zgody.
Jest
o głowę niższy ode mnie i waży pewnie 45 kg. Mówił, że nigdy
gruby nie był, ale w czasach Siekierezady oraz Wypału mógł ważyć
50 kg.
Siekierezada
– praca w lesie, początkowo siekierą, potem piłą spalinową, od
tego piłowania dostaje się choroby wibracyjnej, na końcu zwózka
drzew końmi.
Na
wypale była ciężka, niebezpieczna, niezwykle brudna i szkodliwa
praca. I było picie non stop właściwie, bo za tę pracę szła
godziwa zapłata.
Tak
się składało, że po zakupy dla trzech osób do Baligrodu chodził
Darek.
Wypał
znajdował się przy drodze w Rabe, obok zniszczonego przez
komunistów cmentarza bojkowskiego. Od tego dawnego Wypału do mojej
tegorocznej Samotni jest tylko rzut beretem – niecały kilometr.
Natomiast od Wypału do sklepu w Baligrodzie jest jakieś 12
kilometrów. Do pierwszego sklepu, bo ja chodziłem jeszcze kilometr
dalej, aż do czołgu stojącego w rynku. Tu jest kilka sklepów i
można kupić odpadowe porcje rosołowe z kurczaków dla psów Darka.
Więc
wyobraźmy sobie teraz, że jest zwykła zima bieszczadzka, śniegu
jest po pas, a chwilami do piersi. Darek wyrusza o świcie po
żywność. 12 kilometrów przejść w lecie to jest kawałek, a w
zimie to wyzwanie. Jednak jest łatwiej iść do Baligrodu z pustym
plecakiem niż wracać z pełnym.
Na
pełen plecak składało się pięćdziesiąt butelek wódki ( tak
bardzo pić się chce na Wypale ) Sama wódka to 25 kg, a butelki to
pryszcz? Do tego w końcu jedzenie, konserwy, chleb. Ależ to ważyło wszystko razem! Mogło być tego 40 kg ......
Już nie pytałem Darka jakiej
wielkości był plecak, pewnie spory.
Darek mały wzrostem, ale silny jak koń był.
To
mówię: - wracać było ci łatwiej bo po śladach szedłeś.
Darek
na to: - czasami szedłem po śladach, ale plecak przygniatał.
Natomiast częściej było tak, że sypało i nie było już śladów.
Ja:
- ale koledzy pewnie wychodzili ci naprzeciw, przecierali drogę.
Darek:
- tak było. Oni nie mogli się doczekać na gorzałę i
wychodzili mi naprzeciw …… może sto metrów, tylko do pierwszego
zakrętu. I koncertowo klęli na mnie, że za długo mnie nie ma.
Gdy
mnie wreszcie zobaczyli, a przy Wypale zjawiałem się już nocą,
wołali: - „idzie wreszcie ten …. ( taki owaki jego mać )
karaluch”. Bo wracałem na czworakach, do tego bardzo powoli, i
wyglądałem pewnie jak karaluch. Po powrocie miałem dość, nawet
wódki mi się nie chciało. Padałem na wyro i spałem 12 godzin.
I
tak zostałem karaluchem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz