Opowieść usłyszana od
Darka Karalucha. Karaluch to ksywka. Darek jest od kilku lat dozorcą przy
młynie kamieni w Huczwicach.
Za Darkiem wyboista
przeszłość. Poznałem go w ubiegłym roku, gdy zaszedłem
naładować baterię w telefonie. Z samotni jest tylko jedna droga do Baligrodu - przez młyn kamieni.
Dzięki Darkowi poznałem kilku innych barwnych ludzi. Gdy wracałem raz w tygodniu z
zakupami z Baligrodu, niosłem jedzenie dla psów Darka – Reksia i
Ciapka, oraz czteropaka, aby było czym ugasić pragnienie, gdy
ładują się baterie do aparatu i telefonu. Przychodziłem tu także i to wielokrotnie, aby sfotografować zająca i jego matkę.
Darek wtedy zaczynał
opowiadać o starych wydarzeniach bieszczadzkich, bo to jego życie
przecież. Przyjechał tu pod koniec lat siedemdziesiątych.
Na zdjęciu
pomieszczenie Darka i widok na podwórze przy młynie. Darek widoczny w zarysie po
prawej.
Radyjko
Radyjko to ksywka kolegi
Darka Karalucha. Było ich trzech: Karaluch, Radyjko i Staszek
Wiecheć. Pracowali na siekierezadzie w Jabłonkach, Kołonicy, na
górze Jawor.
Ksywka Radyjki wzięła
się stąd, że jakiś turysta odszedł z biwaku i zostawił w
roztargnieniu radyjko tranzystorowe. Noszenie takiego radia w czasach
komuny nobilitowało. To radio znalazł kolega Darka Karalucha,
niezwykle się ucieszył i odtąd nosił je wszędzie ze sobą, stąd
wzięła się ksywka.
Radyjko był niezłym
kawalarzem, ktoś „dobrze wychowany”, czyli po dogłębnej
tresurze społecznej, powiedziałby, że kawały Radyjki nie zawsze
były w dobrym tonie. Ale my, jako ludzie nie uznający hipokryzji, nie
uznajemy „dobrego tonu”, które to pojęcie należy
również do listy wynalazków niezbędnych do zniewolenia jednostki.
Był więc kolejny,
zwykły dzień siekierezady, Radyjce nudziło się nieco. Wyjrzał na
szlak, obok którego akurat okrzesywali gałęzie. Szlakiem szła
para turystów, chłopak i dziewczyna. Za miesiąc mieli wziąć
ślub, o czym Radyjko dowiedział się nieco później. W jego głowie
zakiełkował pomysł żartu:
- nastroszył włosy nie strzyżone od wielu miesięcy, wyskoczył na szlak tuż przed zbliżającą się parą, zaczął wymachiwać siekierą, robić groźne miny i krzyknął zachrypniętym głosem:
Jedno zabiję! Kurwa jedno
zabiję! Nie ma odwołania! Jedno z was już jest martwe! Wybierajcie
które z was mam zarąbać!
Zszokowana młoda
para zbladła.
Pierwszy odzyskał głos
chłopak i wydusił z siebie: - pan ją zabije, bo ja muszę skończyć
studia ….
Wtedy Radyjko uśmiechnął
się, wsadził siekierę za pas i rzekł: - to tylko żart był.
Jak opowiadał Darek,
następnego dnia dziewczyna, już bez chłopaka, przyszła do chaty
drwali i powiedziała; - Chłopy, nie wiem jak mi się życie
potoczy, ale jednej glizdy obok mnie jest mniej.
I opowiedziała, że
miała się żenić za miesiąc z facetem.
Potem z własnej woli
przez miesiąc prawie, gotowała obiady i sprzątała chatę,
widocznie w podziękowaniu.
Życie jest
tajemnicą? Być może jeden żart pozwolił uniknąć wieloletniego
nieudanego związku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz