poniedziałek, 20 października 2014

Radyjko

Opowieść usłyszana od Darka Karalucha. Karaluch to ksywka. Darek jest od kilku lat dozorcą przy młynie kamieni w Huczwicach.
       Za Darkiem wyboista przeszłość. Poznałem go w ubiegłym roku, gdy zaszedłem naładować baterię w telefonie. Z samotni jest tylko jedna droga do Baligrodu - przez młyn kamieni. Dzięki Darkowi poznałem kilku innych barwnych ludzi. Gdy wracałem raz w tygodniu z zakupami z Baligrodu, niosłem jedzenie dla psów Darka – Reksia i Ciapka, oraz czteropaka, aby było czym ugasić pragnienie, gdy ładują się baterie do aparatu i telefonu. Przychodziłem tu także i to wielokrotnie, aby sfotografować zająca i jego matkę.
Darek wtedy zaczynał opowiadać o starych wydarzeniach bieszczadzkich, bo to jego życie przecież. Przyjechał tu pod koniec lat siedemdziesiątych.
Na zdjęciu pomieszczenie Darka i widok na podwórze przy młynie. Darek widoczny w zarysie po prawej.
    

Radyjko
Radyjko to ksywka kolegi Darka Karalucha. Było ich trzech: Karaluch, Radyjko i Staszek Wiecheć. Pracowali na siekierezadzie w Jabłonkach, Kołonicy, na górze Jawor.
Ksywka Radyjki wzięła się stąd, że jakiś turysta odszedł z biwaku i zostawił w roztargnieniu radyjko tranzystorowe. Noszenie takiego radia w czasach komuny nobilitowało. To radio znalazł kolega Darka Karalucha, niezwykle się ucieszył i odtąd nosił je wszędzie ze sobą, stąd wzięła się ksywka.
Radyjko był niezłym kawalarzem, ktoś „dobrze wychowany”, czyli po dogłębnej tresurze społecznej, powiedziałby, że kawały Radyjki nie zawsze były w dobrym tonie. Ale my, jako ludzie nie uznający hipokryzji, nie uznajemy „dobrego tonu”, które to pojęcie należy również do listy wynalazków niezbędnych do zniewolenia jednostki.
       Był więc kolejny, zwykły dzień siekierezady, Radyjce nudziło się nieco. Wyjrzał na szlak, obok którego akurat okrzesywali gałęzie. Szlakiem szła para turystów, chłopak i dziewczyna. Za miesiąc mieli wziąć ślub, o czym Radyjko dowiedział się nieco później. W jego głowie zakiełkował pomysł żartu:
      • nastroszył włosy nie strzyżone od wielu miesięcy, wyskoczył na szlak tuż przed zbliżającą się parą, zaczął wymachiwać siekierą, robić groźne miny i krzyknął zachrypniętym głosem:
Jedno zabiję! Kurwa jedno zabiję! Nie ma odwołania! Jedno z was już jest martwe! Wybierajcie które z was mam zarąbać!
Zszokowana młoda para zbladła.
Pierwszy odzyskał głos chłopak i wydusił z siebie: - pan ją zabije, bo ja muszę skończyć studia ….
Wtedy Radyjko uśmiechnął się, wsadził siekierę za pas i rzekł: - to tylko żart był.

Jak opowiadał Darek, następnego dnia dziewczyna, już bez chłopaka, przyszła do chaty drwali i powiedziała; - Chłopy, nie wiem jak mi się życie potoczy, ale jednej glizdy obok mnie jest mniej.
I opowiedziała, że miała się żenić za miesiąc z facetem.
Potem z własnej woli przez miesiąc prawie, gotowała obiady i sprzątała chatę, widocznie w podziękowaniu.

Życie jest tajemnicą? Być może jeden żart pozwolił uniknąć wieloletniego nieudanego związku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz