Pospałem
wystarczająco.
Serce
woła: - do dziczy, do pomieszkania w dziczy zapraszam pana!
Schodzę
do szosy, na wschodzie wznosi się majestatyczna Krąglica z wierzchołkiem w kołdrze chmur. Rosa obfita, po chwili buty mokre, ale spodnie suche, bo spodnie mają
tylko połowę – nogawki odpiąłem. Mijam pensjonat Kira, on ledwo
zipie, będzie otwarty tylko do końca października. Mijam sklep i
skręcam na przełęcz Żebrak. Do przełęczy jest 8 km od domu Henryka, odległość zmierzona dokładnie.
Agroturystyka hodowla „koni kabardyńskich”.
Bzdury, osoba która to pisała, chce być mądrzejsza od dwóch
głupich. To są hucuły, które można też nazwać „końmi z
bajki Aladyna”. Czego się nie robi dla zwabienia turystów.
Właścicielką
terenu jest kobieta, której urzędnicy w Sanoku sprzedali żydowski
cmentarz, pisałem o tym. Jeszcze na jesieni stała przy jej bramie
deska z napisem Cmentarz, ale to było na jesieni. Najpierw oblazła
farba napisu, a teraz baba wyrzuciła deskę, nie ma oznaczeń. Po co
ma się po jej ziemi ktoś plątać? Ten kirkut jest dla niej solą w
oku.
Refleksja:
Czy żyjąc w cywilizacji, możemy być zdrowi psychicznie?
Słońce
rozprasza mgły.
Sarny
przebiegły drogę-ze zdjęciem nie zdążyłem.Woła koziołek, pukają dzięcioły. Mijam zaprzyjaźnione
fioletowe łubiny obok pomnika żubra. Ciekawe, czy uchowają się kolorowe łubiny, których ziarenka sadziłem tu wczesną wiosną. To się okaże w przyszłym roku.
Ciekawe
uczucie znowu – pisząc teraz jestem w zatrzymanym czasie. Nie
tylko jeszcze raz mam wakacje, ale wydaje się, że czas staje, a ja
przenoszę się w to miejsce, które opisuję.
Na
przełęczy Żebrak leżą belki – nadleśnictwo Baligród stawia
właśnie wiatę, jak się okazało kolejną piękną wiatę.
Schodzę w dolinę Rabe,
po drodze odpoczynki, bo nie spieszy mi się przecież – jestem już
w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz