środa, 15 października 2014

Hej Czytelnicy!

Stęskniłem się za kontaktem z Wami. Niby to są listy do samego siebie, ale Czytelnicy, proszę odbierzcie z nich, z tych słów, z tych zdjęć, może nie całą, ale część magii bieszczadzkiej. Kocham Bieszczady, to naturalne gdy odzywa się zew krwi, tu mieszkała moja matka i babcia.

W tym roku znowu dostałem od Bieszczadów to, co chciałem:
- totalną samotność w której spotkałem siebie
  • - koncerty miliona świerszczy.
  • - głosy wolnych zwierząt.
  • - upajający zapach łąki nagrzanej słońcem.
  • - widoki zapierające dech, kolorowe zachody i świty, maksymalne odludzie, a więc swobodę nagości, całą....Całą Dziką Przyrodę w postaci dziewiczej, niezapomniane chwile na szlakach i leśnych ścieżkach, głębię nocnej ciszy, no i to niebo.... Boziuniu, to niebo w srebrnym piasku gwiazd!
  • Maszerowałem w ciągu dnia, w pogodzie, upale i w rzęsistym deszczu, także o świcie i kilkakrotnie w środku nocy.
    • Wiele razy ogarniał mnie Zachwyt, cieszyłem się jak małe dziecko, śmiejąc się i podskakując, bo czy duże dziecko potrafi się tak spontanicznie cieszyć? Wiem, są wyjątki, tak potrafiła cieszyć się Lulu. Pielęgnuję takie zachowania, pamiętam bowiem, że starość zacznie się w chwili w której zniknie we mnie wewnętrzne dziecko.
    • Przez sześć tygodni bycia tylko ze sobą ani razu nie nudziłem się. Moim domem był ponownie namiot, postawiony na wzgórzu Rabe – Pod Wierchem, nieopodal krzyża. Ponieważ to wzgórze ma wysokość 686 m. npm. dorobiłem się ksywki <Zbyszek 686>.(Przypadkiem 686 to rok Marsa)
    • W Żdyni natomiast zostałem <Pastorem>. To od często używanego zdania: -„Zaprawdę powiadam wam”.
    • Przeżyłem atak myszy,
    • temperatury w nocy plus pięć,
    • trzydniówkę – kiedy na przemian padało i lało, sąsiedztwo niedźwiedzicy z małymi. Niebezpieczniej już nie może być. Co tam wilki i żmije. I to było mi dane.
W tym roku byłem już całkiem swobodny – nie trzymałem się w bliskości namiotu. Bywało, że zostawiałem swój dom na dwa, trzy dni - noce, gdy na przykład wybrałem się do Wołosatego, a potem na Bukowe Berdo i Krzemień.
Prawie codziennie po śniadaniu wychodziłem na wycieczki, nawet do 20 km w jedną stronę. Raz w tygodniu szedłem do Baligrodu, po żywność, to 13 km w jedną stronę. Tyle samo miałem do sklepu w Woli Michowej, lecz tu jest tylko jeden sklep, do tego zamykany w nieprzewidywalnych momentach, dlatego nie kierowałem się w tę stronę.
- Zaprzyjaźniłem się z wieloma zwierzętami, w tym z kilkoma ludźmi ( Człowiek jest przecież częścią zwierzęcego świata)
Doświadczyłem boskiego resetu – silnego poczucia jedności z naturą. Gdy tylko pogoda pozwalała, nie lało, nie paliło słońce, było w miarę ciepło – chodziłem nago, przecież wokół nikogo. Jakieś 300 metrów od mego namiotu biegła droga, zaznaczona na mapie jako cieniutki szlak na Chryszczatą. Na tej drodze spotkałem jeden jedyny raz w ciągu tych sześciu tygodni parę turystów, którzy szli właśnie na Chryszczatą. Tak, że ścieżka prowadząca tym szlakiem zarastała stopniowo, o czym przekonałem się w dniu, kiedy likwidowałem obozowisko.
Koniec Samotni pod tytułem Zbyszkowo-Chryszczata wyznaczył wyjazd do Żdyni 16 lipca. Od tego dnia właściwie codziennie imprezowałem. Nastąpiło odreagowanie pustelnictwa. Przecież powinien być wdech i wydech, dzień i noc. Nie można trwać tylko we wdechu. Natomiast balansując raz na lewo, raz na prawo, co chwila przechodzimy przez punkt równowagi i tego się trzeba trzymać, bo to jest godne i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne. Mamy wtedy dwa skrzydła, a tylko tak można fruwać.
Jak mawiał Osho, życie jest tajemnicą. Mam nową pasję: - fotografowanie błyskawic! Prosiłem Anioła o błyskawice. Dwa razy nadchodziła groźna burza. Ustawiałem się z Canonem, ale..... nie w tę stronę! Ale grzmociło! Tylko niestety burza nadchodziła z tyłu!
Dopiero nadeszła jedna niezapomniana noc w Woli Michowej..... Dwadzieścia lat Kołyby. Kołyba to dom z duszą, to Henryk Bieszczadnik. Tu bywały legendy bieszczadzkie, np. Jędrek Połonina.
Kilkakrotnie odwiedziłem w tym roku oberżę „Pod Kudłatym Aniołem” blisko Cisnej.
       


 W tym zajeździe podają m.in. bieszczadzkie piwo firmy Ursa Maior. Jest dziesięć gatunków, każdy gatunek ma piękną nazwę, np. Deszcz w Cisnej, Zima na Beniowej, ale poza tymi poetycznymi nazwami i ceną 10 zł nic tych piw nie wyróżnia. Jestem praktykiem, próbowałem wielu. Dwa piwa z małych browarów wzruszyły mnie w tym roku: Warszawa, piwo Strażackie – 7 dni ważności. Gdańsk: - Pirackie, nawet mój wnuk 22 lata, zwrócił na nie uwagę. A młodych mało co wzrusza. Natomiast podsmażane pierogi ruskie w tej oberży podają wyśmienite.
    • Dalej towarzyszą mi Liczby. To znaki na poboczu Drogi Życia. Nauczyłem się dość dobrze je czytać: na drodze w Rabe, gdzie biegła boczna droga na górę w kierunku namiotu, jest na drzewie tabliczka z liczbą 23. A 23 to Przerwane Połączenie w alfabecie Morse'a. Cykl psychiczny męski w dniach, nachylenie osi Ziemi w stopniach…..Anagram ( 32 ). Ta liczba natomiast oznacza dla mnie: - Odejdź, coś się kończy, po związku twoim jest, nie rozpaczaj, nowe idzie, będzie dobrze tylko zmień kierunek.
    • Lub: - idź tą drogą. Znaczy: - zejdź z drogi, tu przerwij połączenie z drogą główną.
Pod Kudłatym Aniołem” rachunek za piwo i pierogi ruskie wyniósł 23 zł. Odczytałem: - Cisna żegna.
I zaraz potem nastąpił przerywnik w postaci miesiąca nad morzem, potem długiego rajdu przez Polskę i powrotu w Bieszczady.
Liczba 55, czyli giełdowy „Dziadek” według Bernsteina, to sygnał – dobrze idziesz, hej aniołku, witamy. Jestem 55 z imienia i nazwiska.
Z Bystrego do Wołosatego jest 55 km. Z Gorlic do Uścia Gorlickiego zapłaciłem za bilet 5,50 zł. Witamy, witamy!
Siedzę w domu Henryka w Woli Michowej. Na stole stoi torebka cukru i buteleczka z pieprzem. Końcówka ceny cukru to 55 groszy, a pojemność buteleczki to 55 gram. Mam zdjęcie, teraz gdzieś się schowało, zamieszczę, gdy będę pisał o Liczbach.

Znaczy: - tu ci powinno dobrze być. I było.    
Komunikacja z „Górą” może następować także na wiele innych sposobów.

Postanowiłem zerwać z chronologią postów – po prostu powstaje coraz większa zaległość, jest tyle materiału tekstowego oraz zdjęć. Tylko z tegorocznych wakacji po szalonej selekcji mam trzy tysiące zdjęć z dziesięciu tysięcy zrobionych. Lubię pstrykać….. Telefony są coraz to lepsze, dzielnie wspierają Canona. Tym bardziej, że aparat waży 1,5 kg. Jednak jest on niezastąpiony w zdjęciach nocnych.
     Opiszę więc kilka pierwszych dni, a potem będą oddzielne opowieści.
 
Pod koniec każdego tygodnia postaram się napisać o rynkach finansowych, ten blog powstał przecież z myślą o finansach. Życie jest dynamiczne i wymusiło niejako zmianę proporcji: - nastąpiła przewaga ducha nad materią. Wydaje mi się, że tak jest prawidłowo, pieniądze to tylko jeden z aspektów życia. Bardzo ważny aspekt umożliwiający samorealizację.
Pieniądze są bardzo ważne, chociażby z przyczyn finansowych – powiedział Woody Allen.
Mając je, można swobodnie podróżować – powie ktoś. Podróże kosztują? Zapisywałem swoje wydatki bieszczadzkie w Zbyszkowo-Chryszczata, od 1 czerwca do 2 lipca wydawałem średnio 70 zł na tydzień, w sumie 284 zł. Jadłem wręcz obficie: groch fasola, kasza gryczana, ciastka, bułki, oliwa z oliwek, kakao, jajka, sery, śmietana, warzywa. To był wyjątkowy miesiąc, wiem, za mieszkanie zapłaciłem zero, przecież to Boski Hotel Siedem Gwiazdek ( na nocnym niebie nad głową Wielki Wóz – trzy gwiazdki w dyszlu, cztery w wozie) a więc bezpłatny. W Bieszczadach jest tanio. Jajka 30 gr. ( Od producentów sklepy kupowały po 15 gr ) Bób kosztował dwa złote 60 gr za kilogram.
Spotkałem także w moich wędrówkach fascynujących ludzi i usłyszałem wiele ciekawych opowieści.
Warto żyć!

    Na zdjęciach październikowe bukiety sprzed kilku dni - okolice Woli Michowej i kanie ponad Maniowem i Wolą Michową.

 

1 komentarz:

  1. Twoje pisanie jest tlenem,który pobudza płuca do intensywniejszego oddychania,wspaniale,że znowu piszesz,pozdrawiam Mirek

    OdpowiedzUsuń