sobota, 17 maja 2014

Siekierezada



Jest rano i przyjechałem właśnie do Cisnej.
Mam stąd jechać do Łupkowa, tam stoi mój dom…. Ale dziś tak pięknie, co mi tam plan jakiś?! Przecież trzeba żyć spontanicznie, niech żyje wolność i swoboda!
Upalny, bezchmurny dzień, ale żyć się chce!
 Wchodzę do najbliższego sklepu, proszę o podładowanie baterii do aparatu. Po pół godzinie przechadzam się po Cisnej już ze sprawnym aparatem. jest galeria obrazów – ikon. Wchodzę.
        




      




A teraz wio do sławnej Siekierezady!

Siekierezada
- Czyli druga pouczająca przygoda Zbyszka z alkoholem w Bieszczadach.

Jeszcze w autobusie z Wołosatego poznałem młode, szalenie sympatyczne małżeństwo. Mam szczęście do szalenie sympatycznych ludzi dziś! Okazało się, że oni też jadą do Cisnej.
A więc Siekierezada. Miło, ciemnawo, właściwie mrok, przyjemny chłód, bo na zewnątrz już upał na całego! Piwo zimne więc. Ach, jak ono smakuje!
Siekierezada jest pełna diabłów, ma wystrój diabelski. Były Anioły i ikony, to diabły są dla równowagi
       


W stół wbita wielka siekiera z łańcuchami. Super! Jak zaczęliśmy się gościć……Było wspaniale. Nic nie jadłem, to pamiętam.
     Gdy opowiadam ludziom o Janie Gabrielu – że nie przyjmuje pokarmów od 12 lat, nie je w ogóle, to zwykle pada pytanie: - jak to nie je?
Bo jak można nie jeść? To przecież niemożliwe.
    Mówię: - on jest bretharianinem, odżywia się praną, czyli światłem.
Ludzie nie mogą jednak tego pojąć, jak można nie jeść i usiłują to zrozumieć.
Dlatego zadają dodatkowe pytanie: - a pije?
Jan wypija dwie szklanki herbaty, czy kawy dziennie, a więc odpowiadam - Jan pije…..
Nie czas w tym momencie na wyjaśnienia – dlatego większość pojmuje to po swojemu, i odpręża się w jednej sekundzie.
Aaaa!! Teraz to wszystko jasne! Kiedy ja piję to także potrafię trzy dni nie jeść!”

A więc popiłem piwa i zgodnie z zasadą o niejedzeniu - nic nie jadłem. Potem było wino firmowe postawione przez szalenie sympatyczne małżeństwo. Wypiłem. Brrrr! Brrrr…Niedobre! Mocno sztucznie pachnące. Brrrr!. Była godzina 12.00. Pani barmanka oddała mi naładowany telefon. To jeszcze pamiętam.
      A potem było Wspaniale, Radośnie i Wesoło. A ile się działo!!!! Zabawa na całego!
 Tylko, że mnie urwał się  film i nic nie pamiętam.

Za to kilka razy od spotykanych przypadkowo ludzi słyszałem: - ja ciebie znam przecież z Siekierezady. I to było jakoś tak mówione dziwnie, że wolałem nie pytać o szczegóły. W każdym razie nie pamiętałem tych spotykanych osób. Czyli niedobrze się zaczyna dziać.

Gdy załapałem gdzie jestem, był już wieczór.
 Stoję w Siekierezadzie na środku sali. Chyba tańczyłem solo?
Rozejrzałem się za plecakiem – był na swoim miejscu za stołem. To szczęście, bo tam aparat, a w nim 1500 zdjęć.
      Portfel? – był na swoim miejscu i to razem z kasą. ( Od pierwszej przygody alkoholowej w Smolniku nosiłem przy sobie nie więcej niż siedem stów) Chyba mnie stawiali tym razem, bo prawie nic kasy nie ubyło.
      Poczułem że powinienem opuścić ten lokal, choć nie byłem zmęczony. W pobliżu nikogo znajomego, zarzuciłem przeto plecak i wyszedłem.
      Autobus do Łupkowa stał się tylko wspomnieniem, już dawno odjechał.
Miałem początkowo zamiar iść na piechotę, ale po chwili do mnie dotarło, że to 25 kilometrów, trzeba się więc pokrzepić - piwem najlepiej. Sklepy otwarte do nocy, muzyka dobiegała zewsząd, jakiś dzień imprezowo - imieninowy wypadł. Same zabawy wokół, śpiewy i śmiechy rozbawionych ludzi. Dalej było gorąco.....
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz